Okres od mniej więcej połowy września do końca grudnia to zdecydowanie czas na spotkanie z największymi drapieżnikami naszych wód. To właśnie w tym czasie mamy największą szansę na naszą „życiówkę”. Im temperatura wody i powietrza niższa, tym drapieżniki stają się bardziej żarłoczne a nasze szanse wzrastają z każdym spadającym stopniem Celsjusza. Jednak wielu wędkarzy wyrusza po swoją metrówkę już w maju, więc z myślą także o nich piszę ten artykuł.
Każdy rok jest odmienny od poprzedniego a patrząc na ostatnie kilka sezonów wędkarskich odnoszę wrażenie, że w naszym kraju z roku na rok zmienia się strefa klimatyczna. To z kolei sprawia, że nie można szukać analogii w zachowaniu się ryb.
W ostatnim sezonie, zresztą to nie był pierwszy raz, spora ilość roślinności a także niewielkie przepływy w zbiornikach zaporowych spowodowały znaczne zwiększenie przejrzystości wody, do tego spore nasłonecznienie oraz płytsze miejsca żerowania spowodowały, że dużą i ostrożną rybę było bardzo ciężko sprowokować do brania. Duża ilość odprowadzeń wabików (co świetnie było widać w dobrych okularach polaryzacyjnych), lecz niewielki odsetek ataków na nie, spowodował iż zacząłem kombinować, starać się przechytrzyć te najbardziej ostrożne sztuki. Próby łowienia o świcie i zmierzchu nie przynosiły dobrych efektów, łowienie w najbardziej pochmurne dni ze sporą falą było jak zawsze bardziej skuteczne, ale nadal to jeszcze nie było to. Nurkując w wodzie (jestem płetwonurkiem) dało się zauważyć jakby większą ilość drapieżników, w dodatku były one dość często aktywne, przemieszczały się po dużych partiach roślinności w poszukiwaniu zdobyczy, nie stały jak zwykle pilnując jednej większej kępki rdestnic. To wszystko dało mi do myślenia; jeżeli ja widzę pod wodą więcej, to szczupaki widzą także zdecydowanie lepiej.
Dlaczego zatem odprowadzały przynętę, a nie atakowały? Według mnie widziały za dobrze i zbyt dużo, a to wymusiło na mnie diametralne przebudowanie zestawu. Z łownych przynęt z mocnymi, widocznymi hakami i kotwicami oczywiście ciężko zrezygnować, ale już wszystko poza przynętą możemy dowolnie modyfikować. Zacząłem od plecionki, zmieniłem kolor zielony fluo na zgniłą zieleń zlewającą się trochę z otoczeniem podwodnym. Do tego, moim zdaniem to najważniejsze, zrezygnowałem z przyponów stalowych, którym byłem wierny od lat i zastosowałem fluorocarbon!
Fluorocarbon
Materiał ten, o ile jest naprawdę fluorocarbonem w 100% jest z uwagi na podobny kąt załamywania światła niemal niewidoczny w wodzie. Aby jednak nasz przypon był całkowicie bezpieczny i nie poległ na zębach nawet największych szczupaków zastosujmy średnicę minimum 0,90 mm. Co prawda możemy zaryzykować ze średnicami 0,8 mm czy nawet 0,7 mm, ale ewentualna strata np. życiowej ryby nie będzie chyba tego warta. Używam średnicy dokładnie 0,90 mm 100% fluorocarbonu o nazwie Mustad THOR, produkowanego w Japonii i konfekcjonowanego w 10-metrowe szpule. Z takiej ilości z powodzeniem robię do 14 przyponów długości 70 cm.
Agrafka i zabezpieczenie
Do zakończenia fluorocarbonu używam zestawu agrafki z krętlikiem łożyskowanym Dragon Spinn Lock w rozmiarze 2. Rozłączam agrafkę od krętlika i oba komponenty mocuję po obu stronach fluorocarbonu za pomocą węzła, końcówkę przypalając i spłaszczając. Ostatecznie zrezygnowałem z tulejek zaciskowych, klejenia i innych zabiegów; dobrze zawiązany węzeł gwarantuje mi pełną wytrzymałość materiału przyponowego. Jestem przekonany, że tak przygotowany przypon długości 70-80 cm w połączeniu z ciemnozieloną plecionką gwarantuje zwiększenie ilości brań w płytkiej i prześwietlonej wodzie, a sam hol ryby będzie w 100% bezpieczny.
Dbać o bezpieczeństwo przyponu
Oczywiście nie ma rzeczy idealnych i także korzystając z fluorocarbonu musimy pamiętać o kilku zasadach. Po pierwszych rzutach, zaczepach lub mniejszych rybach powinniśmy skontrolować węzły, dobrze zaciśnięte nie powinny się ruszyć, zbyt słabo zarobione mogą jeszcze pobrać kilka milimetrów z końcówki, przed całkowitym rozwiązaniem powinna nas uchronić spłaszczona i szersza końcówka. Dodatkowo po holu dużej ryby, zwłaszcza siłowym w gęstej roślinności, zawsze należy sprawdzić powierzchnię przyponu czy nie został on w znacznym stopniu uszkodzony, wszak fluorocarbon to nie linka stalowa i choć jest bardzo wytrzymały to niestety nie jest niezniszczalny. Należy pamiętać też, że materiał ten ma spory ciężar właściwy, dużo większy jak przykładowo przypony tytanowe i choć przy stosowaniu dużych wabików szczupakowych nie będzie to miało wpływu to już mniejsze przynęty mogą mieć lekko zgaszoną pracę.
Jeżeli Wasze łowiska to zarośnięte, bardzo płytkie miejsca z niezwykle czystą wodą, a dodatkowo przyjdzie Wam łowić w słoneczny dzień podczas flauty, spróbujcie zwiększyć swoją szansę na spotkanie z rekordowym szczupakiem. Obiecuję Wam, że się nie zawiedziecie i chętniej będziecie sięgać po ten świetny materiał przyponowy, a z pozoru beznadziejny dzień może okazać się dniem sezonu!
Krzysztof Żukowski
Przewodnik wędkarski
TEAM DRAGON