W jednym z poprzednich artykułów napisałem, że pozostałem przy castingu w wersji tzw. heavy, głównie z myślą o polowaniu na szczupaki. Aż tu nagle piszę o lżejszym castingu - czyżbym zmienił zdanie?
Niezaprzeczalnym urokiem współpracy z Dragonem jest między innymi dostęp do sprzętu, bez oglądania się na jego cenę detaliczną. Jeśli coś mnie zaciekawi lub prowadzący nas, autorów i testerów, Waldemar Ptak zaproponuje zapoznanie się z konkretnym wędziskiem, to automatycznie i bez ceregieli zyskuję możliwość sprawdzenia w boju wędzisk, przynęt czy innych akcesoriów. Taka sytuacja działa na mnie korzystnie i stymulująco, gdyż ubogaca moją wędkarską wiedzę, poszerza horyzonty i jednocześnie zaspokaja niesłabnącą ciekawość. Wreszcie, daje odpowiedzi na wiele pytań, zarówno tych rodzących się w mojej głowie, jak i tych otrzymywanych od Was; zawsze staram się udzielać jak najpełniejszych i precyzyjnych informacji tylko w tych kwestiach, które sam sprawdziłem.
Tak trafił w moje ręce przedstawiciel kolejnej generacji cenionego od lat Team Dragona, mianowicie dwuskładowy, siedmiostopowy, a więc 213-centymetrowy castingowy o zakresie wyrzutu 7-28 g i akcji Fast. Wędzisko wykonane i wykończone w sposób znany już nam ze wszystkich modeli serii Team Dragon i TD Z–series – jest bardzo dobrze w zakresie estetyki i rzetelności.
Jestem wielkim zwolennikiem uchwytów SK2 odsłaniających blank, gdyż uważam je za bardzo ergonomiczne, czułe i wygodne. Do tego gustowne połączenie korkogumy i twardej, czarnej pianki EVA – oczywiście w dolnej części blanku. Przelotki Fuji Alconite K-Series zostały zamocowane na dwuczęściowym blanku o akcji Fast i pięknym, głębokim ugięciu. Aby zestaw sprawdzić w warunkach bojowych, w uchwycie zamontowałem multiplikator Team Dragon HS200iL. Na lekką, ażurową szpulkę nawinąłem plecionkę średnicy 0,12 mm i postanowiłem sprawdzić zestaw w warunkach bojowych.
Podstawowym celem miały być sandacze i inne ryby łowione przy pomocy ciężej uzbrojonych gum i kogutów, jednak na tak zwany pierwszy ogień wybrałem się na płytkie, mocno zarośnięte jeziorko, dość licznie zamieszkałe przez głodne szczupaki. Przynętami były głównie powierzchniowce, jak Salmo Rover, Fury Pop, a także bardzo lekko uzbrojone Lunatici. Łowisko, na którym przyszło mi pierwszy raz testować powyższy zestaw, jest trudne technicznie. Wymaga cichego brodzenia i precyzyjnego podania przynęty w miejsca wolne od roślinności lub tuż pod gęste trzcinowiska. Po kilku rzutach dokonuję korekty ustawienia magnetycznego hamulca multiplikatora. A także docisku szpulki; a ta, jeśli da jej się nieco swobody, potrafi się nieźle rozpędzić. Kij głęboko się ładuje i świetnie przenosi tę energię na przynętę, a niskie opory toczenia się szpulki powodują, że rzuty są bardzo dalekie. Oparty na szpuli kciuk pozwala precyzyjnie kontrolować przynętę i umieszczać ją dokładnie tam, gdzie tego potrzebujemy.
Prowadzenie przynęt powierzchniowych nie polega na ich ciągłym, jednostajnym zwijaniu. Praca wędziskiem castingowym jest bardzo precyzyjna, ergonomiczna i wygodna. Przynęta zachowuje się dokładnie tak, jak chce i dyktuje jej to wędkarz. Po zacięciu wędzisko Team Dragon Z-series pokazuje, na co je stać. Ugina się pięknie i głęboko. Amortyzacja stoi na tak wysokim poziomie, że nie przypominam sobie jakiegokolwiek spadu, a ryb przy jego pomocy złowiłem już sporo.
Multiplikator również świetnie zdał egzamin. Przy zastosowaniu lżejszej bądź mniej lotnej przynęty lub użytej w niekorzystnych warunkach wietrznych, wystarczyło nieco wyregulować hamowanie szpulki dostępnymi pokrętłami. Nie zaliczyłem żadnej brody, po której straciłbym przynętę lub musiał ciąć plecionkę.
Casting w średnim wydaniu, pomimo, że już kiedyś przez niego przechodziłem, okazał się udanym i bardzo ciekawym powrotem. Myślę, że powyższy zestaw świetnie spisze się podczas łódkowych wypadów na sandacze. Nie omieszkam sprawdzić go zarówno podczas klasycznego opadu, lekkiego trollingu, jak i łowienia wertykalnego. Oczywiście o wszystkim dowiecie się w kolejnych tekstach. Napiętych linek życzę!
Kamil Zaczkiewicz
TEAM DRAGON