W Szkocji, w dniu pisania artykułu (7 marca br.), zima wciąż nie odpuszcza. Obfite opady śniegu i deszczu, do tego temperatura powietrza w okolicach 0 °C skutecznie spowalnia nadejście wiosny.
Oczywiście takie warunki mają wpływ na środowisko wodne. W szczególności na ryby, które wciąż mają spowolniony metabolizm, a co za tym idzie, niechętnie współpracują z wędkarzami. Trzeba się sporo napracować, aby w takich warunkach złowić ładne ryby.
Wyobraźcie sobie typowe szkockie jezioro (loch). Głębokie na kilkadziesiąt metrów, otoczone górami z ośnieżonymi szczytami. Gdzieś w oddali widać małe wodospady, a szum wody miesza się z odgłosem pędzącego wiatru. Woda krystalicznie czysta, aż masz wrażenie, że mógłbyś się jej napić. W skrócie opiszę, w jaki sposób udało mi się w tak malowniczych i trudnych warunkach przechytrzyć pewną „mamuśkę”.
Po całym dniu wędkowania, bez kontaktu z rybą byłem trochę rozczarowany. W miarę upływu bezrybnego dnia ta sytuacja jednak mnie zmobilizowała do jeszcze bardziej starannego i pełnego zaangażowania wędkowania. Nie miałem zamiaru poddawać się.
Kiedy słońce schowało się za górami doświadczenie podpowiadało mi, że to właśnie teraz może być ten moment, kiedy ryby w końcu staną się aktywne. Nie miałem czasu na eksperymenty. Musiałem postawić na przynętę, która w czystej wodzie i przy jej niskiej temperaturze potrafi skusić tę jedną jedyną rybę. Wybór jak dla mnie był prosty, Hammer Pro.
Prezentację przynęty można wykonać na wiele sposobów. Jednak biorąc pod uwagę kilka faktów możemy wytypować technikę, która powinna się sprawdzić. Przypuszczałem, że szczupaki będą wychodzić z głębokiej wody na płytką. Wytypowałem miejsce łowienia. Spinningowałem na spadzie z 5 na 12 metrów. Następnie zastanowiłem się: co ma imitować przynęta? Postawiłem na naturalne kolory przypominające pstrąga: żółty od spodu, oliwkowy od góry. Gumę prowadziłem bardzo powoli około dwa metry nad dnem. Hammer podczas tak wolnej i leniwej prezentacji powoli kolebie się na boki, a tył gumy pracuje szerokim wachlarzem. Co jakiś czas jedynie delikatnie przyspieszałem, bądź podszarpywałem wędką, aby dodać przynęcie i jej ruchowi dodatkowe bodźce, które w efekcie mogą sprowokować rybę. Branie nastąpiło na około 7 metrach głębokości i było bardzo agresywne. Po chwili, kiedy ryba na chwilę zatrzymywała się i charakterystycznie potrząsała łbem – wiedziałem, że to nic małego. Pierwszy odjazd był szybki i długi na kilkanaście metrów. Przez kolejne kilka minut ryba pokazywała, na co ją stać. Jej kondycja naprawdę miło mnie zaskoczyła. Wręcz nie spodziewałem się takiej walki.
Kiedy w końcu wylądowała w podbieraku znów utwierdziłem się w przekonaniu, że w spinningu nie chodzi tylko o bezsensowne machanie kijem. Aby odnieść sukces potrzeba nam poskładać do całości wszystkie części układanki. Bez odpowiedniego sprzętu i przygotowania będzie nam dużo trudniej osiągnąć sukces, jakim niewątpliwie jest ciężko wypracowana ryba w zimowe dni.
Ryba mierzyła 107 cm i ważyła 9 kg.
Michał Wittstock