Pamiętam lata, gdy nad rzeczką pstrągową w ciągu całego sezonu poza kompanem wyprawy nie spotykałem żadnej „konkurencji”. Pomimo tego, że w większości łowiłem zawsze w dni wolne od pracy.
Jedyną obcą osobą, jaką widywałem był miejscowy robaczkarz, który zawsze na mój widok pośpiesznie dawał nogę. A złowienie kilku przyzwoitych pstrągów w ciągu wędkarskiej dniówki nie należało do rzadkości. Niezależnie od warunków panujących na łowisku zawsze coś się wydłubało. Nie było czasu zastanawiać się: jakie jest ciśnienie, czy woda jest trącona, czy klarowna; jeśli nawet ryby były mniej aktywne to chociaż się pokazywały i wychodziły do przynęt, odprowadzając je często pod nogi wędkarza. A każda miejscówka pachniała rybą i napawała optymizmem. Po prostu ryby były w wodzie, a jeśli są to biorą.
Obawiam się, że czasy te minęły bezpowrotnie, a z pogłowiem pstrąga potokowego obecnie jest bardzo ubogo. Wpłynęło na to wiele czynników, o których nie będę się tu rozpisywać. Poza odcinkami specjalnymi niektórych rzek w Polsce, które mają dobrych gospodarzy oraz należytą ochronę, stan reszty wód oraz ich rybostan pozostawia wiele do życzenia. Obecnie wiele wysiłku, determinacji i samozaparcia trzeba włożyć, żeby doczekać się brania czterdziestaka i nie bywa to często. Taka sytuacja ma miejsce na odcinkach rzek, które obecnie odwiedzam. Ostatnio trochę się zastanawiałem i doszedłem do takich refleksji, że wśród wielu afer, w których nie obyło się bez polityki i wielkiego rozgłosu (mam tu na myśli wycinkę drzew i obronę dzików), nikt nie zajmuje się ochroną życia w wodzie. Tematem nie mniej ważnym a myślę, że wobec obecnie szeroko rozumianej dewastacji wodnej znacznie ważniejszym. Woda to życie, a bez wody nie ma życia, czyli sprawa powinna być bardzo istotna i ważna dla każdego, bez względu na podziały. A mam wrażenie, że jest bardzo mocno bagatelizowana i zaniedbana. Marzy mi się takie medialne nagłośnienie tematu na skalę ogólnopolską, jak w przypadku dwóch wcześniejszych. Z drugiej strony patrząc i cofając się do lat młodości pamiętam, jak dziadek narzekał i mówił, kiedyś to były ryby, następnie ojciec po kilkunastu latach powtarzał to samo co i ja również dzisiaj powiedzieć mogę. Trochę ponarzekałem, bo zdaje mi się, że bez tego dzisiejsze wędkarstwo w Polsce nie istnieje - narzekają wszyscy. Prawda jest taka, że zarówno kiedyś, jak i dzisiaj ryby się łowi, co widać chociażby na licznych zdjęciach w Internecie. Z tym, że kosztuje to więcej wysiłku, determinacji i wiedzy, o czym wspomniałem już wcześniej.
Małe wszystko zeżre
Dlaczego klasyczny wobler pstrągowy musi być smukły i mierzyć pomiędzy 5-7 cm?
To pytanie zadałem sobie w tegorocznym sezonie pstrągowym. Przecież pstrągi nie żywią się tylko rybami. Nie gardzą poza płazami również owadami i tym, co lata nad wodą lub spadnie do niej z gałęzi drzewa czy krzewu. Nie zawsze są to kąski duże. Bardzo nieśmiało i bez większego przekonania zacząłem swoje pierwsze próby z woblerami, które zajmują u mnie pudełko przynęt z przeznaczeniem na klenie i jazie z Odry. Na pierwszy ogień i próby testowe wybrałem HORNET 4 i RATLLIN` HORNET 3,5 od SALMO. Kierując się tutaj skutecznością tych woblerów w przypadku swoich licznych i udanych wypraw na klenie i jazie. Pomyślałem, dlaczego miałyby nie zadziałać w przypadku pstrągów. Pękate bączki, bo tak je nazywam, okazały się nie mniej skuteczne od pstrągowych klasyków. W przegłębieniach na obrzeżach piaszczystych łaszek i w głębokich rynnach skusiły do brania pierwsze pstrągi i w tych miejscach znalazły swoje zastosowanie. Szczególnie podczas dni, kiedy nie mogłem doczekać się brania ryby na przynęty, które prowadziłem wyżej w powierzchniowych warstwach wody. Hornet potrafi szybko zejść do dołu i na w miarę krótkim dyszlu spenetrować głębszą partię pstrągowego dołka. A jego nadzwyczajna agresja podczas pracy pobudzić do brania ospałe czy mniej aktywne pstrągi. Myślę, że nie zawsze jest to chęć pożarcia przynęty, ale w wielu przypadkach działa tu instynkt terytorialny ryby, który ma na celu odgonienie intruza. O czym często świadczyło zapięcie kotwiczki woblera po zewnętrznej stronie pyska ryby, a nie w jego wnętrzu. Tym sposobem odkryłem Horneta na nowo. Przynęty, którą od lat bardzo dobrze znam, jednak nigdy nie stosowałem łowiąc pstrągi. Już pierwsze testy pokazały, że był to błąd. Od tamtej chwili trzy Horneciki zawsze goszczą w moim pstrągowym pudełku na każdej wyprawie.
Sprzętowo standardowo
W tym sezonie nic się tutaj nie zmienia. Lubię czuć komfort i pewność, że nic mnie nie zawiedzie a łowienie i posługiwanie się wędkarskim sprzętem sprawi mi tylko przyjemność i da satysfakcję. Na łowisku będę myślał tylko o tym, jak skusić do brania rybę. W jaki sposób podać przynętę i z którego miejsca. Czy zastosować wobler, a może obrotówkę. Nie zastanawiając się nad tym czy coś mnie nie zawiedzie. Wybrałem sprzęt sprawdzony, na którym się nie zawiodłem i przy pomocy którego złowiłem nie jednego pstrąga. Sprzęt, z którego korzystam już nie pierwszy sezon.
Ulubione wędzisko na kropy to ultra lekki, długości 2,44 m i ważący 107 g kijek z serii MS-X MicroSpecial c.w. 3-18 g. Pośród moich wszystkich wędek o podobnym ciężarze wyrzutu, to kijek najlepiej trzymający bardzo waleczną rybę, jaką jest pstrąg. A jego akcja pod naporem ryby pięknie przechodzi w parabolę, miękko amortyzując każde zapędy walecznej ryby. Bezdyskusyjnie, jeśli mowa tylko o pstrągach, to ten właśnie jest moim numerem pierwszym.
Drugi już sezon bezawaryjnie kręcę korbą kołowrotka TEAM DRAGON Z FD1020IZ i do tej pory również i to sprawia mi przyjemność. Nie mówię tu tylko o pstrągach. Na odrzańskich wyprawach kołowrotek solidnie dostał w kość podczas łowienia kleni, jazi i okoni. Także pracuje u mnie praktycznie cały rok i często jest narażony na niesprzyjający surowy odrzański klimat podczas różnej aury pogodowej. Nie jeden raz palił szpulę podczas odjazdów walecznych kleni na przelewach, a i podczas przyłowu metrowego sumka też sobie poradził. Co ważne, po tych wszystkich ekscesach nie nosi na sobie żadnych śladów zużycia i pracuje w sposób taki, kiedy go nabyłem. W tym sezonie nastąpiła tylko mała zmiana z plecionką. Nie dlatego, że doszedłem do wniosku, że INVASIBLE BRAID, którą do tej pory stosowałem była zła, jest O.K. i przy okazji chętnie do niej wrócę. Tym bardziej, że seria tej dobrej plecionki poszerzyła się o ofertę dwóch nowych, a mianowicie INVISIBLE VANISH RED i INVISIBLE CLEAR. Po prostu w starym zapasie znalazłem linkę NANO CLEAR 8 średnicy 0,08 mm i ona teraz mi służy i także nie zawodzi.
Wszystkim życzę zdrowia i dobrej kondycji, bo to na pstrągach rzecz ważna.
Daro Mrongas
TEAM DRAGON PRO
PRZEWODNIK WĘDKARSKI