Wychowując się nad jednym z pięknych mazurskich jezior automatycznie zaszczepiłam w swojej duszy szacunek do przyrody oraz miłość do wędkarstwa. Postarał się o to też mój ukochany Dziadzio. Kontynuuję jego podróż.
Droga była i chwilami wciąż trafia się wyboista, ale przecież wybrałam swój kierunek, w którym staram się doskonalić; a są to metody gruntowa i podlodowa. Niekiedy sięgam także po odległościówkę, rzadziej po spinning. Nie stronię od nowości, ale nie o to tak na prawdę chodzi. Każda wyprawa nad wodę to nowe doświadczenie.
Chwila z wędką daje ukojenie
Kocham moje (okoliczne) mazurskie i warmińskie zbiorniki. To, na co większość narzeka dla mnie jest wybawieniem: "nie można dojechać", "nie ma parkingów", "wlepiają mandaty za wjazd do lasu"… I wiele więcej zakazów i ograniczeń. Ale czy to minus? Wystarczy się chwilę zastanowić. Kto by chciał wybetonowanych dróg wokół swojego łowiska? Tłumów na parkingach i śmieciami usłanych brzegów? Otóż niedostępność niektórych łowisk to dar, dający możliwość pobycia samemu ze sobą. To właśnie przygoda, która uzależnia!
Zabawa zaczyna się już podczas pakowania. Zmniejszenie ilości niezbędnego sprzętu do ilości, aby przejść 3 km lasem na wybrane miejsce? Zapewniam, to tylko łatwo wygląda w rozmowie. I jeszcze ta niepewność towarzysząca podczas marszruty przez las: czy wcześniej ktoś „mojego” miejsca nie zajął? Ale czy jest jeszcze ktoś na tyle uparty by tego dokonać? Wolne miejsce to loteria, a samo dotarcie na miejsce to już sukces! I uwierzcie, że niekiedy cały zbiornik można mieć tylko dla siebie. Czy to nie jest piękne?!
Wystarczy sobie wyobrazić wiosenny ranek pełen orzeźwiającego powietrza. Soczyście zielone liście trawy uginające się pod kroplami rosy, która bardzo chętnie przeskoczy na nasze obuwie łechtając zmysły dotyku. Może niezbyt celebrowane w jeszcze chłodny ranek, ale później pamięta się i wspomina, a przez jakiś czas pamięta że może warto założyć gumowce. Świergot ptaków nasilający się wraz ze wschodem słońca, szum trzcin, pluskanie kaczek na nieporuszonej tafli, rechot żab w szuwarach nastrajają i uspokajają wrażliwe ludzkie dusze. Zapach wilgotnej gleby, poruszonej ściółki, woń plechy i igliwia pobudzają zmysły powonienia. Zmysł wzroku głaszcze widok spławiających się ryb, fontanna drobnicy umykającej przed boleniem „lokomotywą” i widok wyginającej się szczytówki czy wykładającego się na tafli i sunącego po jej powierzchni spławika.
Można zazdrościć wędkarzowi samotnikowi, że potrafi zjednoczyć się z przyrodą i rozumieć się z nią bez słów. Taka osoba ma szacunek do otaczającego go świata i świadomość, że to nie świat do niego należy, a jedynie on jest jego maleńką częścią. Ludzie zapominają o tym i bezwiednie niszczą siebie samych zbytnio ingerując w przyrodę. A wystarczy tak niewiele… Zabierz co przyniosłeś i zostaw miejsce takim, jakie sam byś chciał zastać.
Pozostaje jeszcze sprawa ingerencji w strukturę brzegu i linii brzegowej, a nawet dna. Jeszcze kilka lat temu doradzano grabienie dna, wysypywanie piaskiem i tego typu inwazyjne czynności celem polepszenia wygody łowienia w trudnym łowisku. Nie czynię tego, a jedynie sporadycznie decyduję się na usunięcie nadwodnych części pospolitych roślin (czyli takich, którym nie zagraża wyginięcie), aby móc operować zestawem i sprowadzić rybę na wędce.
Opuśćcie kiedyś aglomeracje, pozostawcie je daleko za sobą. Zmoknijcie podczas wiosennej mżawki, może okazać się, że to wcale nie takie straszne uczucie? A jakże przyjemnie się zrobi, gdy chwilę później adrenalina rozgrzeje ciało buzując we krwi, gdy na zestawie zamelduje się piękny zielonoskóry arystokrata o czerwonych filigranowych oczętach. Magia Mazur przyciąga i kusi. Może tutaj warto rozpocząć swoją przygodę, a nuż dowiecie się czym jest wewnętrzna harmonia i odnajdziecie swoje prawdziwe JA.
Moim spokojem jest integracja z naturą, która daje wiarę w lepszy dzień. Może Waszym również, tylko jeszcze o tym nie wiecie?
Magdalena Szpula Szypulska
TEAM MEGA BAITS