Każdy z nas miewa sny związane z wędkarstwem. Niektóre są bardziej realistyczne, inne trochę mniej. Ja swój mało realny sen jednak przeżyłem w rzeczywistości. To, co się wydarzyło mogę nazwać moim najwspanialszym dniem na rybach. Pewnie nigdy więcej czegoś takiego nie przeżyję.
Zacznijmy od początku. Wraz ze swoim przyjacielem i dwoma początkującymi pstrągarzami pojechaliśmy na pstrągową rzekę. Jest to bardzo urokliwe łowisko, niestety ciężko tam o większe ryby. Koledzy byli zadowoleni, złowili swoje pierwsze w życiu pstrągi, jednak dla nas bardziej liczy się już jakość niż ilość. Przerzucanie trzydziestocentymetrowych ryb nie daje już takiej radochy jak na początku przygody z potokowcami. Postanowiłem, że na drugi dzień sprawdzę inną rzekę, w której być może złowię coś poważniejszego.
Zmiana łowiska
O poranku jestem na miejscu. Myślę sobie; górny odcinek troszkę znam, to dla odmiany pójdę w dół.
Woda bardzo niska, słońce, więc to raczej był zły pomysł – nabierałem wątpliwości w słuszność decyzji. Zmieniam miejscówkę, potem kolejne stanowisko, kolejne. Godzina na zegarze raczej nie nastraja optymistycznie… Będzie klapa.
Nic się nie dzieje. Podchodzę do obiecującego stanowiska. Trzy czwarte rzeki przegradza zwalone drzewo. Pod moim brzegiem jest płycizna, a po drugiej stronie jest dość głęboka rynienka. Tu aż pachnie rybą. Rzut woblerem w kącik za zwalonym drzewem. Szybkie kilka ruchów korbką kołowrotka i przynęta wędruje pod wodę. Woblerek schodzi wachlarzem w domniemane stanowisko ryby i następuje potężne branie. Ryba się nie zapina, ale już wiem, że to fajny pstrąg. Kolejny rzut i widzę wyjście ryby, ale w ostatniej chwili rezygnuje z ataku. Ręce mi się trzęsą, bo potokowiec jest na prawdę duży. Zmieniam woblera na innego. Rzut i pstrąg znowu atakuje, jednak dużo delikatniej i znowu się nie zapina. Nie spieszę się, daję mu odpocząć.
Kolejna zmiana przynęty. Na końcu zestawu zapinam obrotówkę. Rzut i od razu atak. Ryba jest duża i walka z nią na krótkim dyszlu to konkretny sprawdzian sprzętu: młynki, krótkie odjazdy, uderzenia ogonem o linkę. Po chwili pstrąg jest w podbieraku. Wyciągam miarkę… 56 cm i okrzyk radości! Teraz parę zdjęć i potok wraca do swojego domku. Myślę sobie: jak to dobrze, że łowiłem na plecionkę. Przeważnie łowię na żyłkę 0,20 mm, ale takiej akcji cienka żyłka potrafiąca przetrzeć się o przeszkody mogłaby nie wytrzymać. Sprawdzam zestaw, wszystko jest w porządku. Staję przed tym samym zwalonym drzewem. Widzę jedną zbiórkę, po chwili drugą. Rzut woblerem w te okolice i widzę wyjście ryby. Myślę sobie, czterdzieści parę centymetrów będzie miał. Drugi rzut i branie. Nie mogę w to uwierzyć, znowu kaban. Walka podobna i po chwili ryba jest na brzegu. Mierzę ją i znowu 56 cm. Co jest grane? To ta sama ryba co wcześniej? To niemożliwe. To jest jak sen. Pstrykam fotki i potokowiec odpływa w to samo miejsce, w którym się pojawił. Idę dalej. Przechodzę może kilkanaście metrów i widzę kolejne fajne stanowiska pstrągów. Po drugiej stronie jest wypłycenie, a pod moim brzegiem nierówna rynna. To miejsce lepiej by było obłowić z drugiego brzegu. Przechodzę na drugą stronę i powoli idę w górę rzeki. Rzucam woblerem powyżej w rynnę, zanurzam przynętę, a nurt rzeki sam ją napędza. Kilka rzutów i nic. W końcu jest potężne uderzenie. Nogi mi miękną. Ta ryba wydaję się jeszcze większa. Młynki, krótkie odjazdy i po chwili potokowiec jest w podbieraku. Mierzę i jest 60 cm. Szok! Po pierwszym potokowcu już byłem tak szczęśliwy, że nie musiałem tego dnia nic więcej złowić, a tu trzy duże ryby w ciągu jednego dnia. To było jak najpiękniejszy sen.
Mój sprzęt tego dnia
Na koniec kilka słów o sprzęcie, na jaki łowiłem. Duży pstrąg to konkretny tester naszego zestawu. Tu wszystko musi być solidne. Wędka MS-X MicroSpecial długości 2,28 m i ciężarze wyrzutowym 2,5-16 g od razu była moim faworytem. Jedyne czego się obawiałem było to, że kij może nie mieć wystarczającej mocy na walkę z dużym wypasionym potokowcem. Teraz jestem już spokojny, innego kija na pstrągi nie potrzebuję. Doskonale sprawdziła się również plecionka Dragon Invisible Clear 0,08 mm z przyponem z fluorocarbonu 0,255 mm. Skoro taki zestaw wytrzymał potrójną walkę z dużymi rybami, to wydaje mi się, że nie potrzebuje on innej rekomendacji. Mogę go polecić wszystkim.
Epilog. Kilka dni po tej przygodzie jestem znowu nad rzeką. Postanowiłem odwiedzić swój „raj”. W pierwszym miejscu nic. Podchodzę do drugiego stanowiska. Rzut woblerem w domniemane stanowisko ryby i od razu strzał. Ryba się nie zapina. Jestem chyba w większym szoku niż pstrąg. To mój znajomy duży potokowiec. Drugie podanie, ryba wypływa ze swojej kryjówki i po chwili atakuje. Krótka dynamiczna walka i mam go. Mierzę i znowu 56 cm. W domu porównuję zdjęcia. To ta sama ryba. Dlatego warto wypuszczać złowione ryby. Nośmy w plecaku siatkę na ryby, aby podczas ustawiania aparatu ryba była w wodzie. To nie zajmuje dużo miejsca, a naprawdę warto. Jeśli pstrąg nie doznał żadnych uszkodzeń, nie ma zranionych skrzeli, to odpłynie do swojej kryjówki i na pewno przeżyje. Nie zabijajmy tych pięknych ryb.
Tomasz Sieński
TEAM DRAGON