Testerzy relacjonują

Tropiąc rybę

Czym jest wędkarstwo? To możliwość bycia nad wodą i obcowania z dziką przyrodą. To zlepek krótkich i ulotnych chwil, do których wracamy pamięcią w dni, kiedy TAM nie możemy być.
Wędkarstwo to nieustanna walka, próba oszukania sprytnego i coraz rzadszego przeciwnika-rywala żyjącego pod szarą taflą wody… Aby tylko usłyszeć magiczny jazgot hamulca kołowrotka, dla tego dźwięku pokonujemy góry, zasieki, bezdenne bagna… Czy jesteśmy normalni? Nie w tym rzecz, gdyż nie o normalność chodzi. Jesteśmy pasjonatami wędkarstwa.

Z uporem maniaka stawiamy się raz za razem w swoich najtajniejszych miejscówkach i kusimy czym tylko się da. Wędkarstwo to również towarzysząca każdej wyprawie wspaniała atmosfera, otoczka: planujemy na sucho każdy szczegół eskapady, mozolnie zbieramy najdrobniejsze nawet informacje z terenu, zbieramy cięgi od losu – przecież życie lub nas zaskakiwać...
Wędkarstwo to nie tylko ryby, ale też towarzyszące temu różnorakie przygody.

Dolna Wisła

Dzień jak co dzień, standardowy: rano praca, potem obiad a z wieczora, przed snem, krótki wypad nad „Wisełkę”.
Tak też było i wczoraj, po krótkiej jeździe samochodem wyskakujemy z kolegą na tczewski odcinek. Spiny w garść i gnamy na stanowiska, bo słoneczko zachodzi. Dotarliśmy, łowimy. Mija godzinka, potem druga, robimy po 2 główki, zaliczmy pierwsze miarowe „sandałki”.
Jestem głodny - słyszę w słuchawce. Spoko – odpowiadam. Idziemy do samochodu po kanapki. Moja bryka stoi blisko wody, nie ma więc ani zachodu, ani trudu, wszak nie odeszliśmy więcej jak 200 m od samochodu.
Po drodze układamy plan na następna godzinę łowów, jest fajnie i koleżeńsko.
Ni stąd, ni zowąd kolega mówi: „Luxxx, toć ja mam w plecaku słoik mrożonych uklejek, postawmy kije na grunt - w tym czasie zjemy spokojnie.” Plan w dechę – kwituję. Na szybko montujemy gruntówki ze spinów, na bocznym troku hand made, a co tam...
„Gruntówki” do wody odpowiednio zabezpieczone, spacerkiem po kanapki. Przecież szansa na brania ryb w tym miejscu i o tej porze wynosi całe pół promila. Kanapki wyjęte, obrót na pięcie, pik-pik odezwał się autoalarm i już widzimy nasze kije. Jeszcze z 15 kroków do nich, gdy wtem... Moja Zetka powoli zagina się pałąk, w ułamku sekundy wystrzeliwuje w powietrze i znika w odmęcie Wisły…
Szczęka mi opadła! Zapadła cisza, po chwili obaj palimy drżące papierosy i próbujemy ogarnąć w myślach sytuację sprzed chwili. Co to było: Okręt podwodny? Foka? Czarny dąb turlający się po dnie? Tego nie dowiem się nigdy, ale wiem jedno: pomimo straty nakręciło mnie BARDZIEJ. Do łowienia :)

Co straciłem? Flagowy, ukochany kij, Zetkę c.w. 10-28 g dł. 275 cm z kręćkiem Fishmaker Stealth i 200 m plećki… Ech, złośliwe życie!! Dzięki uprzejmości Dragona, leci już do mnie bliźniaczy zestaw, więc strata nie boli tak bardzo – to wielki plus bycia testerem marki.

Team Dragon Z-series c.w. 10-28 g dł. 2,75 m to bardzo sprawny i użyteczny rzeczny spinning. Doskonale sprawuje się podczas łowienia sandaczy w dużych rzekach nizinnych. Należy do grupy sześciu spinningów w ofercie TD Z-series, dedykowany do łowienia w średnich i dużych rzekach. W grupie mamy do wyboru lekkie wędziska 18-gramowe o akcji Fast aż po bardzo solidny i bardzo szybki kij 42-gramowy. Gama wędzisk umożliwia dobranie sprzętu do większości przynęt stosowanych w rzekach do połowu kleni, boleni, sandaczy czy szczupaków. Wszystkie kije dwuczęściowe, z pełnym dolnikiem. Rękojeść zbudowana głównie z czystego, naturalnego korka, ze wstawkami z mieszanki korka z gumą oraz z czarnej pianki.Team Dragon Z-series c.w. 10-28 g dł. 2,75 m to bardzo sprawny i użyteczny rzeczny spinning. Doskonale sprawuje się podczas łowienia sandaczy w dużych rzekach nizinnych. Należy do grupy sześciu spinningów w ofercie TD Z-series, dedykowany do łowienia w średnich i dużych rzekach. W grupie mamy do wyboru lekkie wędziska 18-gramowe o akcji Fast aż po bardzo solidny i bardzo szybki kij 42-gramowy. Gama wędzisk umożliwia dobranie sprzętu do większości przynęt stosowanych w rzekach do połowu kleni, boleni, sandaczy czy szczupaków. Wszystkie kije dwuczęściowe, z pełnym dolnikiem. Rękojeść zbudowana głównie z czystego, naturalnego korka, ze wstawkami z mieszanki korka z gumą oraz z czarnej pianki.FISHMAKER II STEALTH FD Bardzo dobrze przyjęty na rynku kołowrotek spinningowy oferowany w znakomitej relacji jakości do ceny. Korpus i rotor wykonane z najnowocześniejszego kompozytu grafitowego o bardzo wysokiej sztywności i odporności na urazy mechaniczne, a także duraluminiowa szpula o zwiększonej średnicy, typu „V”. Kołowrotek posiada niskie przełożenie 1:4.4, poprawiające komfort łowienia i trwałość mechanizmu, 4 japońskie łożyska kulkowe + łożysko oporowe. Co bardzo istotne, posiada całkowite zabezpieczenie systemu hamulca przed dostępem wody.SILK TOUCH – miękka jak jedwab 8-splotowa plecionka do metody spinningowej i castingowej wytworzona w 100% z włókien HPPE najwyższej jakości. Powierzchnia tej linki poddana została specjalnemu procesowi obróbki termicznej, poprawiającemu jej gładkość i stwarzającemu wrażenie miękkości. Plecionka oferowana w dwóch kolorach.SILK TOUCH – miękka jak jedwab 8-splotowa plecionka do metody spinningowej i castingowej wytworzona w 100% z włókien HPPE najwyższej jakości. Powierzchnia tej linki poddana została specjalnemu procesowi obróbki termicznej, poprawiającemu jej gładkość i stwarzającemu wrażenie miękkości. Plecionka oferowana w dwóch kolorach.Pas biodrowy z wymiennymi torebkami Doskonała propozycja dla wędkujących z zarośniętych brzegów, a także spinningistów i muszkarzy zabierających na łowisko niewiele ekwipunku. Pas stanowi świetne uzupełnienie kamizelki lub plecaka – szczególnie w tym przypadku pełni rolę wygodnego zasobnika z najpotrzebniejszymi akcesoriami.Pas biodrowy z wymiennymi torebkami Doskonała propozycja dla wędkujących z zarośniętych brzegów, a także spinningistów i muszkarzy zabierających na łowisko niewiele ekwipunku. Pas stanowi świetne uzupełnienie kamizelki lub plecaka – szczególnie w tym przypadku pełni rolę wygodnego zasobnika z najpotrzebniejszymi akcesoriami.

Dolna Wisła raz jeszcze

Urlop z rodziną w Mikoszewie; czekałem na niego cały rok, całkiem przypadkiem Wisła niedaleko płynie... ???? Ogłupiony palącym słońcem bałtyckiej plaży, obładowany dmuchawcami, parasolami, resztkami wałówki i psem na smyczy wchodzę z familią do domku słysząc magiczne słowa żony: „Chcesz to jedź."
Trzy błahe słowa, a jak wielką magię w sobie mają, magię i wielką moc napoju energetycznego w zasadzie, bo zmęczenie z mojego ciała uchodzi w sekundach – dźwięk wypowiadanego zdania jeszcze nie do końca się rozszedł, a ja już pędzę ze spinem w garści nad wodę.
Słońce już zachodzi, a mnie do pobliskiego Steblewa zostało jeszcze 20 km.
Gdy dojeżdżam robi się szaro. Szybko pakuję sprzęt do pasa biodrowego, resztę upycham do wodoodpornego pojemnika, w garść biorę dwa spiny i cichcem schodzę nad brzeg. Moja „prywatna” przerwana i tajna główka jak zawsze jest pusta, w gumowcach stąpam po kamulcach zdobywając jej szczyt, aby jak zawsze ciągać z niej przefajne sandacze. Zapada ciemność.
Kryjąc się za stertą kamieni podaję raz za razem wabiki na koniec jej warkocza, gdzie kończy się niewielka rynna i również raz za razem klnę, bo nurt niesie różnorakie śmieci: gałęzie, trawy, jakieś patyki. O co tu chodzi? Tu się nie da spinningować i ten szum...
Światło zapalonej latarki zmroziło mi krew w żyłach: Włocławek hojnie zrzucił wodę, trwa właśnie gwałtowny przybór, na mojej „kładce” z kamulców śmiga już pół metra wody. Szybka ewakuacja, a woda rośnie...
Przerzucam plecak, przerzucam kubeł i ze spinami w garści skaczę do wody w miejscu, gdzie 2 godziny wcześniej miałem do kolan zaledwie. Tracę podbierak, bo nie doleciał do brzegu i odpłynął, jedno pudło z gumami i w końcu zostaje urażone mojego ego, gdy przemoknięty wchodzę do domku słysząc od żony: „A ty kochanie co, nurkowałeś??”

Dolna Wisła ostatni już raz

Znowu tropię nocne sandacze.
Rzecz dzieje się pomiędzy mostami na krajówce 22 a Lisewskim, po stronie Lisewa.
Okropna ciemnica, zmieniam główkę brnąc w wysokich łanach pokrzyw i zielska wszelakiego z duszą na ramieniu. Wszędzie pełno bzyczących i pełzających stworzeń, wielgachne pająki wiszą pomiędzy wysokimi roślinami i chcą za wszelką cenę wleźć na mnie. Na moją twarz. Brr!!
Brnę tak milimetr po milimetrze z moją wczesną arachnofobią, z rękoma w górze i stopami badającymi każdy skrawek gruntu, aby nie wpaść do bobrzej nory. Dużo ich tutaj. Moja czołówka zaczyna dawać zamglone nędzne światełko, aż w końcu gaśnie na dobre. Ekstra, myślę sobie; stoję w istnej puszczy i jedynie czort wie, gdzie zejście do główki. A pająki mnie zaraz zeżrą żywcem.
Po ciemku widzę jakiś zarys „przestrzeni” w tych chaszczach. Pewnie droga – myślę sobie i przyspieszam kroku, pokonuję ostatni metr i… z impetem nadeptuję na jakieś wielgachne, ciepłe, miękkawe, oddychające cielsko z wielkimi płonącymi oczami! Co to jest?!
Serce w mgnieniu oka osiąga 300 uderzeń na minutę, a ja salwuję się sprintem niczym lekkoatleta Ben Johnson. Porzucam wędkę i w długą! Aby tylko przeżyć… Aby przeżyć, przecież mam dzieci!
CO TO BYŁO??
Krowa, czarna poczciwa krowa... ???? Spała sobie słodko w tym zielsku z grupą koleżanek, a ja na nią wlazłem. Teraz to mnie śmieszy, ale wtedy… Nie było mi do śmiechu.

Daniel Luxxxis Kruzicki