Spinningowy kleń, jak żadna inna ryba, kojarzy mi się z woblerem. Klenie łowię już wiele lat i moją przynętą numer jeden jest właśnie wobler. Mam taką swoją rzeczkę, na którą nie biorę innych przynęt, bo na inne po prostu klenie nie biorą. Może „nie biorą” to za dużo powiedziane, bo jakieś biorą… Ale na pewno nie są to ryby oczekiwanych rozmiarów.
Obrotówka na mojej rzece to strata czasu, ale jest jeszcze inna rzeka… Wisła. Tu obrotówka podczas polowania na klenie zajmuje równorzędne miejsce z woblerem. O ile obrotówka na wodach stojących to często przynęta „farciarska” (w moim przekonaniu), do użycia której nie trzeba być wytrawnym spinningistą, to jednak do skutecznego użycia w rzece chociaż troszkę pojęcia trzeba mieć.
Spinningując klenie na łowiskach dolnej Wisły, wyszukuję przerwane główki – to dla mnie najatrakcyjniejsze stanowiska kleni. W takich miejscach klenie mamy jak w banku. Są to super łowiska również ze względu na różnorodność gatunków ryb tutaj bytujących. Ja zawsze skupiam się na napływie, właśnie w takich miejscach obrotówka jest tak samo skuteczna jak wobler.
Łowienie obrotówką niczym szczególnym nie różni się u mnie od łowienia woblerem. Na początku zawsze staję kilkanaście metrów powyżej napływu i obrotówkę posyłam na kilka metrów przed końcówkę rozmytej główki. W takim momencie zachowuję najwyższą czujność; gdy tylko przynęta dotknie lustra wody, a nawet chwilę przed, zamykam kabłąk w kołowrotku jednocześnie unosząc wędkę do góry i kontrolując pracę przynęty pozwalam nurtowi robić swoje. Wolno kręcę kołowrotkiem z taką prędkością, aby obrotówka nie zahaczyła o kamienie, zazwyczaj których nie brakuje tuż pod lustrem wody. Powoli sprowadzam ją do siebie, pozwalając momentami wyjść do powierzchni i zasmużyć. Jest to bardzo skuteczne na klenie, ale również prowokuje okonie. Po takim obłowieniu napływu schodzę w dół i staję u nasady rozmytej główki, bądź troszkę niżej.
Stąd wykonuję rzuty można powiedzieć po pstrągowemu. Rzucam (przynętę) skośnie w górę rzeki. I tu trzeba się wykazać jeszcze większym refleksem, gdyż jeśli odrobinę się spóźnię obrotówka momentalnie ląduje w kamieniach. Takie miejsca potrafią skutecznie opróżnić pudełeczka, ale brania ryb są często bardzo efektowne i emocjonalnie wynagrodzą straty w sprzęcie.
W tym sezonie doskonale sprawdzają się obrotówki Dragona CM-Classic oraz AG-Classic ze srebrną paletką oklejoną imitacją łuski. Rozmiary używanych przez mnie na takich łowiskach to 2 i 3. Kleniom rozmiar 3 w ogóle nie przeszkadza, a łapczywe okonie potrafią mieć trzy groty w pysku. Często w tych miejscach trafiają się też bolenie. Łowienie w opisanych miejscach w ogóle mi się nie nudzi, głównie ze względu na to, że dysponując jedną „zwykłą” obrotówką mogę złowić kilka gatunków ryb i często są to osobniki satysfakcjonujących mnie rozmiarów. Jedyny minus tych łowisk to niemałe straty w przynętach, ale jak to mówi porzekadło „gdzie patyki tam wyniki”. Chociaż, gdy dobrze poznamy miejscówkę, z pewnością straty w przynętach będą z dnia na dzień mniejsze.
Tomasz Sieński