Tegoroczna łagodna zima spowodowała, że granica między nią a wiosną mocno się zatarła. Brak gwałtownych zmian pogodowych korzystnie wpływa na żerowanie ryb jak i nasze samopoczucie.
Wybierając się na rekreacyjne wędkowanie nie trzeba wiele. Wystarczy paczka zanęty oraz pudełko robaków, aby przyjemnie spędzić kilka godzin i dopalić organizm zbawiennymi promieniami słonecznymi.
Zmiany są potrzebne
Uwielbiam wędkarstwo feederowe jednak nie ograniczam się wyłącznie do tej metody. Wczesną wiosną lubię popatrzeć na spławik, tak jak jesienią często sięgam po spinning.
Aby w pełni cieszyć się wyjściem tym razem zabrałam tylko jedno wędzisko - bata Mystery długości 7 m. Trzy gotowe zestawy na drabinkach ze spławikami o wyporności 2 g, 3 g, 4 g i gruntomierz miały mi wystarczyć. Na wszelki wypadek w kieszonce plecaka miejsce znalazło jeszcze pudełko ze śrucinami dociążającymi oraz kilka wcześniej przygotowanych przyponów z żyłki HM80 Competition średnicy 0,103 mm z dowiązanymi haczykami Banno Sode w rozmiarze 14.
Przed wyruszeniem z domu również przygotowałam sobie zanętę, którą spakowałam do zamykanego pojemnika i wrzuciłam do plecaka, a pudełko robaków włożyłam do kieszeni. Poczułam magię wędkarskiej przygody jak niegdyś, gdy za dzieciaka pieszo wyruszaliśmy z bliskimi na karasie z polnych sadzawek i opuszczonych glinianek.
I tym razem uzbrojona jak niegdyś tylko w najważniejszy osprzęt wybrałam się nad jezioro, aby poszukać białorybu. Ryby lubią teraz szybko nagrzewające się przybrzeżne partie wody. Wybrałam więc okolicę trzcin do 2 m głębokości, lekko ją podnęciłam dwiema kulkami zanęty Tactix Płoć Czekolada zubożonej i przyciemnionej ziemią i...
Nic się nie działo. Przerzucałam zestaw co chwilę, gdyż silny wiatr przeszkadzał uporczywie zwiewając spławik prosto w trzciny. Donęciłam więc i poszłam dalej brzegiem w poszukiwaniu innego miejsca.
Okazało się niestety, że dawne plażyczki pozarastały. Nie pozostało mi nic innego jak powrócić na pierwotne łowisko. Miałam nadzieję, że spokój nad brzegiem podczas mojej nieobecności oraz posłana do wody zanęta zadziałały. Dyskretnie wyjrzałam zza drzewa na cyplu i dostrzegłam poruszenie w okolicy miejsca wcześniej zanęconego. Wiatr zelżał, więc mogłam spokojniej operować wędziskiem kładąc spławik „spod kiecy”. Już po pierwszej próbie zauważyłam delikatne przytopienie niezwykle czułej antenki. Po drugim podobnym ruchu spławika zacięłam, lecz bezskutecznie. Przyjrzałam się jednak przynęcie, która została wyssana przez rybę.
Ryby dawały mi znaki
Wyssane robaczki, ruchy spławiczka – to znaki od ryb, więc są tam. Uzbroiłam się w cierpliwość. Kolejnego białego robaka założyłam przekłuwając wzdłuż, aby ryba chcąc go pożreć zassała przynętę wraz z hakiem. Poskutkowało i pierwsza płoć dała się przechytrzyć. Później poszło już z górki. Brania cieszyły mnie co chwilę, a na końcu zestawu walczyły wiosenne płocie. Czyż nie o to chodzi? O chwilę dla siebie? Cieszyłam się jak za dawnych czasów. A to wszystko dał jeden bacik i kilka godzin sam na sam z wiosną.
Magdalena Szpula Szypulska
Team MegaBAITS