Testerzy relacjonują

Dylematy zimowego trociarza

Od kilku lat obserwuję wzrost popularności wędkarstwa trociowego w Polsce. Co ciekawe, „sezonowych amatorów troci” interesuje przede wszystkim rybka zimowa, wiosną popularność gatunku nieco spada. Może przez to, że troć jest jednym z nielicznych gatunków drapieżników, które można poławiać od nowego roku – większość jest wówczas pod ochroną. Poza tym ryba ta ma 
w sobie coś nadzwyczajnego. Jest swego rodzaju trofeum, które po prostu każdy szanujący się wędkarz chce mieć na koncie.

Od kilku lat ja również rozpoczynam pierwszego stycznia sezon na jednej z trociowych rzek i z reguły jest to kujawsko-pomorska królowa Drwęca. Początki były bardzo trudne, bolesne i raczej bez sukcesów. Rybki omijały moje wabiki, sprzęt i wyposażenie zamiast pomagać przeszkadzało a pogoda – jak to zimą – nie zachęcała.

Kilka sezonów nad Drwęcą, słuchanie „doświadczonych i mądrzejszych”, wyciąganie wniosków 
z każdej wyprawy sprawiło, iż kolejne wyjazdy były tylko lepsze i w końcu z sukcesami. 
Co najważniejsze - sprzęt „przestał przeszkadzać” i choć, nie uważam siebie za doświadczonego trociarza, to jednak podjąłem decyzję aby napisać ten tekst, którego przesłaniem jest wskazanie początkującym niuanse sprzętowe, aby przez to uniknęli „zakupowych bubli”.

Zacznę nietypowo, a mianowicie od prozaicznego „medium do przechowywania akcesoriów i wszystkich drobiazgów niezbędnych nad wodą”. Od kilku lat używam tylko plecaka. Kamizelki spinningowej również próbowałem - jednakże całodzienne wyprawy i konieczność zabrania dużej ilości wyposażenia całkowicie ją dyskwalifikowały. Kamizelka raz, że nie była w stanie pomieścić wszystkiego, co było mi niezbędne nad wodą, dodatkowo była po prostu niewygodna i przeszkadzała 
w wygodnym oddawaniu rzutów - często w ekstremalnych miejscach. Poza tym obciążała kręgosłup
 i była bardzo kłopotliwa przy próbach ściągnięcia. Plecak pozbawiony był praktycznie tych wad. Wybrany przeze mnie model - a był nim plecak z pudełkami i dołączanym przybornikiem (indeks. 96-12-020), okazał się doskonały towarzyszem „trociowej dniówki” nad zimową wodą. Na wyposażeniu posiada cztery pudełka, które pomieszczą bardzo pokaźny zapas trociowych wabików – osobiście używam zaledwie dwóch. Jedno na błyski obrotowe i wahadłowe. Drugie na trociowe woblerki 
i zapewniam, że to w zupełności wystarczy. Co bardzo ważne plecak posiada podzieloną komorę główną, z której górną część przeznaczam na jedzenie, napój, aparat, zapasowe rękawice i czapkę. 
W dolnej przechowuję pudełka z przynętami. Plecak ma ponadto sporą czołową kieszeń i dwie boczne na średnie i drobne akcesoria. Poza tym wyposażono go w bardzo estetyczny i bezpieczny futerał na okulary. Wspomnieć muszę, iż plecak jest przy tym bardzo wygodny; wyposażony w bardzo wygodne, regulowane i szerokie szelki oraz gąbki opierające się na plecach, dzięki którym ciężar jest równo i właściwie rozłożony. Zachowana jest ponadto wentylacja. Co najważniejsze, plecak nie ma żadnych dodatkowych, kłopotliwych i niepotrzebnych pasków mających tendencje do zaczepiania podczas przedzierania się po niełatwych – często zakrzaczonych – „miejscówkach”. Materiał, 
z którego wykonano plecak (nylon typu Oxford 2600) jest wodoodporny i również nie ma tendencji do nadmiernej „czepliwości”.

Skoro już jestem spakowany, pora wspomnieć o wędce i kołowrotku. Ja od kilku lat używam legendarnego wędziska Dragon HM80 Fat Boy długości 2,98m o cw. 40-80 g i akcji Fast. Wędzisko 
to mimo „mocarnych parametrów” waży zaledwie 264 g i na pewno nie męczy ręki przy całodziennym wędkowaniu. Co najważniejsze - daje się prawidłowo wyważyć kołowrotkiem wielkości 3000 – w moim przypadku Team Dragon FD1030iZ o wadze 331g. Wędzisko to ma optymalną długość, która pomocna jest zarówno podczas prezentacji przynęty, jak i holu ryby w trudnych miejscach. Fat Boy ma przy tym doskonałą akcję, przechodząc w piękną parabolę podczas holu nie gubi ryb.
Na koniec wspomnę o chyba najważniejszym – przelotkach – w przypadku opisywanej wędki są to Fuji Alconite i nie chodzi tu tak bardzo o firmę i model ale o ich średnicę, która jest większa, 
co ułatwia wędkowanie w ujemnych temperaturach – lód znacznie wolniej się na nich gromadzi.

Mój „kręcioł”, który jak na razie sprawuje się na trociowych wojażach bez zarzutu, to model Team Dragon FD1030iZ. Maszynka ta ma wszystkie niezbędne cechy, które predysponują ją do miana „trociowej”. Po pierwsze ma bardzo mocną i precyzyjną przekładnię klasy HEG, która nawet 
w bardzo niskich temperaturach pracuje lekko i płynnie, bez choćby najmniejszych zacięć. Po drugie - kołowrotek wyposażony jest w bardzo precyzyjny, wielotarczowych hamulec z płynna regulacją wielopunktową, który jest w pełni wodoszczelny. Precyzja hamulca i moc (11 kg) to cechy niezbędne w walce z tak dynamiczną i silną rybą jak troć czy łosoś. TD FD1030iZ to także pełne zabezpieczenie antykorozyjne
 i pojemna szpula, która pomieści wystarczającą ilość mocnej linki.
Na koniec ostatnia ale równie istotna cech kołowrotka, mianowicie niezwykle precyzyjne układanie linki na szpuli, co w niskich temperaturach ma niebagatelne znaczenie dla precyzji i odległości rzutów. A wspomnę tylko, iż nie zawsze miotamy ciężkimi wabikami.

Uzupełnieniem wędziska i kołowrotka jest oczywiście dobra linka. Dla mnie „zimowe trociowanie” 
to przede wszystkim żyłka, która „znacznie więcej wybacza”, poza tym nie chłonie wody, przez 
co możliwe jest spinningowanie w ujemnych temperaturach. Od kilku sezonów używam żyłek serii Team Dragon, które są bardzo wytrzymałe zarówno liniowo, jak i na węzłach. Poza tym cechuje 
je niewielka rozciągliwość, dzięki czemu zacięcie troci nawet z dużej odległości nie stanowi problemu. Żyłki te mają także dużą odporność na ścieranie, co nie jest bez znaczenia, biorąc pod uwagę fakt, iż wędkujemy w wodzie o dnie raczej żwirowo – kamienistym.

Zakończenie każdego zestawu to agrafka z krętlikiem i tu Dragon Spinn Lock nie ma sobie równej. Osobiście używam rozmiaru 4 o wytrzymałości 26 kg. Ten mały drobiazg nigdy nie zawiódł. Agrafki te są wyjątkowo mocne, odporne na korozję i mają tylko jedną „wadę” – trudno je rozpiąć – więc nie ma mowy o ich rozgięciu nawet przez największą i najsilniejszą troć. W tym miejscu wspomnę, iż Spinn Locków używam także w moich sumowych zestawach i tam również nie zawodzą. Mamy już chyba wszystko. Pozostało tylko do zabrania ciepłe ubranie trochę jedzenia i picia i czas lecieć na „zimową troć”.

Zachęcam do spróbowania i... pewnie przepadniecie tak jak i ja kilka lat temu. Zachęcam do sięgnięcia po drobiazgi od Dragona a każda zimowa wyprawa – przynajmniej sprzętowo – będzie udana.

Z trociowym pozdrowieniem
Łukasz ADAMIAK
TEAM DRAGON