Testerzy relacjonują

Team Dragon Z – Series 2,75 m, 4 – 18g. Jedna wędka na wiele okazji.

Każdy z nas doskonale wie, że im dłużej trwa jego przygoda z wędkarstwem, tym więcej sprzętu gromadzi. Jest to sprawa oczywista i zrozumiała, wszak wraz ze zdobywanym doświadczeniem, nierzadko sięgamy po nowe techniki, czy eksplorujemy inne łowiska, które wymagają użycia innego sprzętu. Specjalizacja jest naturalną ewolucją wędkarstwa, jednak często jesteśmy w stanie jednym zestawem skutecznie łowić różnymi technikami i na wielu łowiskach. Taki "uniwersalizm" narzuca nam czasem ograniczony budżet, innym razem warunki na łowisku, wymagające ograniczenia ekwipunku do minimum.

Dla mnie najbardziej wszechstronnym wędziskiem, jakie mam w swoim niemałym m-arsenale, jest model Team Dragon Z – Series 2,75 m 4 – 18 g. Wędkę tę początkowo nabyłem jako "lekki rzeczny uniwersał", czyli brzegowe wędzisko do połowu boleni i kleni. Testy "na sucho" i przeczucie mnie nie myliły. Wędka świetnie sprawdziła się na dedykowanym jej poligonie. Jednak z biegiem czasu pokazała, jak szerokie zastosowanie może mieć jej długi, smukły blank o genialnej dynamice, szybkiej akcji i pełnym, progresywnym ugięciu.
Moją najczęstszą bronią są lotne, kleniowe smużaki, a także klasyczne boleniowe woblery oraz bezsterowce masie kilkuastu gramów. Osiągane tym wędziskiem odległości przy zastosowaniu zarówno żyłki, jak i plecionki, były więcej niż zadowalające.


Jednocześnie zapas mocy w dolniku zapowiadał, że wędka ta sprawdzi się także podczas na przykład łowienia z opadu. Rzeczywiście: w sezonach, kiedy poziom wody w Odrze był bardzo niewielki, podczas jesiennego łowienia sandaczy stosowałem nieduże, maksymalnie 15 g obciążenie, a z reguły sporo mniejsze. Wspomniany Team Dragon Z – Series, który jest najświeższym przedstawicielem kultowej serii, doskonale współgrał z kołowrotkiem Fishmaker i cienką plecionką Combat lub Street Fishing. Czuła szczytówka świetnie wskazywała nie moment kontaktu wabika z dnem, ale również pracę opadającego Lunatica! O transmisji brań nawet nie wspominam, bo każde, nawet najdelikatniejsze trącenie, było wyczuwane bardzo wyraźnie.
Kolejną odrzańską techniką, do jakiej wykorzystałem Team Dragona, były także nocne spacery po opaskach i rafach. I choć tych wypadów było zdecydowanie mniej niż bym sobie życzył, to jednak wystarczająco dużo, bym docenił właściwości blanku podczas łowienia płytko pracującymi, wąskimi woblerami.

Kiedy, w ubiegłym już roku, odwiedziłem dawno nieuczęszczaną zaporówkę, również sięgnąłem po tytułowe wędzisko. Relatywnie niewielka głębokość i zakaz używania środków pływających wymuszały brodzenie do samej granicy spodbniobutów i maksymalnie długie rzuty stosunkowo lekkimi przynętami. Również podbicie po dalekim rzucie było bardziej efektywne, przy zastosowaniu dłuższej, dynamicznej wędki.
Warto tutaj zaznaczyć, że pomimo swojego ugięcia i czułej szczytówki, moc drzemiąca w dolniku pozwalała na efektywne wbicie haka w twardą kość sandaczowej paszczy, jednocześnie nie zaliczając spadów. A najlepszym potwierdzeniem słów, że ten kij to narzędzie służące do połowu nie tylko niewielkich i średnich ryb, niech będzie gruby przyłów, jakim był ponad 90 cm szczupak, złowiony podczas polowania na sandacze. Hol ryby o takiej masie i w tak świetnej kondycji trwał może dwie minuty.
Nie wiem, co przyniosą nadchodzące miesiące i cały sezon. Jaki będzie poziom wody, jakie łowiska odwiedzę i jakie gatunki przyjdzie mi łowić. Wiem jednak, że mój Team Dragon Z – Series 2,75m 4-18g, będzie ciągle w pogotowiu, a ja mogę zawsze na nim polegać!

Z wędkarskim pozdrowieniem
Kamil Zaczkiewicz
Team Dragon/Team Strike Pro