Testerzy relacjonują

Flash i boleniowe anomalie

Doświadczenia z poprzednich sezonów podpowiadały, że to właśnie jesień będzie najbardziej obfita w hole odpasionych boleni. Tak też było i tym razem, lecz - jak się okazało - żerowiska rap oraz sposób prowadzenia przynęty, na jaki wyłącznie reagowały ryby zupełnie odbiegały od dotychczasowej jesiennej "normalności", a co za tym idzie - był to idealny poligon doświadczalny dla mojego podstawowego spinningu Flash XC40P LT Spinn 275 4-18.

Jeszcze kilka lat temu spinningowanie jesiennych boleni było dla mnie równoznaczne z trzema czynnikami: podwyższoną po opadach wodą w Odrze, temperaturą wody w ciągu dnia oscylującą maksymalnie w granicach 10-11 stopni Celsjusza, oraz co najwyżej średnim tempem prowadzenia przynęty. Niestety ale wszystko zaczęło się stopniowo zmieniać począwszy od 2015 roku, gdy nasz kraj nawiedziła pierwsza fala upałów trwających od wiosny aż do późnej jesieni.
Październik roku 2017 był ostatnim, gdy woda po solidnych opadach na "moim" odcinku Odry utrzymywała się przez około trzy tygodnie na poziomie 240-270 cm, co w latach wcześniejszych było jesiennym minimum, a bolenie przez ochładzającą się stopniowo wodę reagowały coraz częściej na wolniej prowadzonego woblera, czasem brania rap zaczynały się dopiero wtedy, gdy następowało zatrzymanie przynęty, a ta, opadając, kusząco migotała.
W kolejnym roku już dużo trudniej było się wstrzelić w upodobania rap, bowiem w ciągu jednego dnia przez kilka godzin potrafiły brać wyłącznie na żwawo ściąganego woblera, by - nie wiedzieć dlaczego - momentalnie reagować tylko na wolno poruszający się wabik, a trudności w sprowokowaniu rap do brania dopełniały skoki wody powodowane przez oddany do użytku próg wodny. Jednak to jesienne "rapowanie" zaskoczyło mnie wręcz całkowicie.

Ciągłe zmiany

Siłowy hol grubej rapyKilka dni wcześniej wszystko jeszcze wyglądało jeszcze jak należy. Woda w rzece była na optymalnym poziomie, a bolenie aktywnie żerowały ujawniając swą obecność charakterystycznym chlupotem. Wystarczyło "przejechać"woblerem w pobliżu takiego miejsca prowadząc go umiarkowanym tempem, aby zaliczyć natychmiastowe branie rapy. Liczyłem na to, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni temperatury wody zacznie delikatnie się obniżać, co korzystnie wpłynie na apetyt boleni i zacznie się wielkie obżarstwo, które będzie trwać, póki woda w Odrze nie zrobi się ołowiana, a grube rapy będą połykać nawet leniwiej prowadzony wabik.
Stało się jednak zupełnie inaczej. Najpierw próg wodny, znajdujący się powyżej mojego odcinka rzeki "zakręcił kurek" i woda w przeciągu kilku dni dramatycznie się obniżyła do poziomu letniej niżówki, co już niekorzystnie musiało wpłynąć na bolenie. Jednak dużo większym niedowierzaniem było dla mnie to, co działo się z temperaturą wody w Odrze. Wprawdzie nocami spadała ona do 10-11 stopni, lecz w ciągu dnia przez bezchmurne niebo i niski stan rzeki wzrastała nawet do 16 kresek powyżej zera, co w tym okresie było czymś nie do końca normalnym. Gdy wyruszałem na pierwszą jesienną wyprawę do końca nie wiedziałem, jak na taki stan rzeczy zareagują bolenie.

Przyzwyczajenie drugą naturą wędkarza

Najlepszy moment dla ryby i wędkarzaGdy znalazłem się już nad Odrą, okazało się że woda jeszcze bardziej się obniżyła, do tego stopnia, że bez wysiłku można było dorzucić przynętą pod przeciwległy brzeg, a bolenie nie żerowały tak głośno jak wcześniej. Jednakże pomny wcześniejszych doświadczeń zacząłem obławiać wszystkie potencjalne miejsca, gdzie mogłem spodziewać się ataku rapy. Były to przede wszystkim strony zapływowe ostróg, a w szczegolności styk warkocza z basenem oraz jego rozmycie, mimo że stan wody nie przypominał tego z lat ubiegłych.
Początkowo prowadząc woblera ściągałem go umiarkowanym tempem. Jednak nie przynosiło to żadnego rezultatu. Postanowiłem więc spróbować dużo wolniej z chwilowymi zatrzymaniami przynęty, pozwalając jej nawet opadać na napiętej plecionce, co dawniej w tym okresie skutkowało największą ilością brań. Jednak i ten sposób nie zdawał egzaminu. W sumie nie było się czemu dziwić, bowiem przez relatywnie wysoką temperaturę wody w rzece mnóstwo drobnej ryby nie zeszło jeszcze głębiej, co było pokusą nie do odparcia przez rapy. Zatem wabik w tej masie drobnicy, musiał wyróżniać sie czymś co by działało na bolenie jak płachta na byka. Założyłem nawet woblera dużo szerzej chodzącego, ale miałem wrażenie że bardziej płoszy niż prowokuje bolenie do ataku.
Po przejściu kilku ostróg na pusto wpadłem na pomysł, aby po prostu spróbować przeprowadzić woblera płycej. Prowadząc przynętę przez środek basenu szybszym tempem doczekałem się odprowadzenia, a potem kolejnego, które objawiły się charakterystycznym garbkiem podążającym za wabikiem, lecz bolenie nie zdecydowały się na atak. Jednakże była to dla mnie cenna wskazówka. Bolenie po prostu musiały żerować w wyższych warstwach wody. Należało wykorzystać to na kolejnej wyprawie, którą planowałem za trzy dni.

Worek z rybami rozwiązuje się

Na kolejnym boleniowym wypadzie woda w Odrze wciąż była ekstremalnie niska; do tego stopnia, że w wielu basenach odsłoniły się piaszczyste łachy, w głównym nurcie było maksymalnie półtora metra, a przez ciepłe jesienne noce temperatura wody wynosiła aż 14 stopni. Jedynie drzewa, które powoli zaczynały się mienić wieloma kolorami przypominały, że w kalendarzu zbliza się jesień. Moją miejscówką był ten sam odcinek rzeki, który już wcześniej dał mi kilka przyzwoitych rap. Chciałem i teraz dobrać się do boleni, które przecież musiały żerować należało tylko wykombinować właściwy sposób zaprezentowania im przynęty.
Siedemdziesiątak na płytko prowadzonego wobleraJak poprzednim razem, na moją agrafkę powędrował dziewięciocentymetrowy wobler, który od kilku sezonów łowił najwięcej boleni. Postanowiłem na przemian obławiać strony napływową i zapływową ostróg, prowadząc jednak woblera płycej niż na poprzedniej wyprawie. Już na pierwszej ostrodze zdradził swą obecność żerujący boleń. Prędko zacząłem posyłać moją przynętę, aby przeciąć jego trasę, lecz ryba za żadne skarby nie chciała się skusić na któryś z wabików, chociaż prowadziłem je płytko. Gdy już miałem podążyć na kolejną ostrogę, wpadłem na dość szalony pomysł. Postanowiłem wykonać jeszcze jeden rzut, ale prowadząc przynętę"ile fabryka dała", aż do samego końca przez płytki kancik pod moimi nogami, gdzie wody było może 40 centymetrów. Gdy wobler w iście sprinterskim tempie zaczął się zbliżać na płyciznę, nagle w ułamku sekundy ujrzałem kilwater podążajacy za przynętą i poczułem mocne targnięcie. Boleń gdy tylko sie zaciął na płyciźnie zrobił potężny gejzer, wykonał szybki nawrót i zaczął uciekać w nurt, jednak po szybkim, siłowym holu mogłem go podebrać. Była to pierwsza, odpasiona siedemdziesiątka tego dnia. Można by pomyśleć, że to czysty przypadek. Jednak, jak się miało okazać wkrótce, woda otworzyła się na dobre. Gdy tylko wszedłem na kolejną ostrogę, zastosowałem ten sam patent. Pierwszy rzut, drugi, prowadzę wobler może 30 centymetrów pod powierzchnią, kręcąc korbką wręcz do omdlenia nadgarstka, aż kołowrotek nieomal się pali. Nagle mocne targnięcie kijem. Zacinam. Krótki, siłowy hol. Jest kolejne, grube siedemdziesiąt!
Uwalniam rapę i przechodzę na następną główkę. Tu sytuacja się znowu powtarza. Tym razem prowadząc woblera ekstremalnie szybkim tempem kilkadziesiąt centymetrów pod powierzchnią czuję, jak rapa bierze w trzecim rzucie. Hol jest jednak nieco dłuższy od poprzednich. Po kilku dobrych minutach wreszcie mogę podebrać bolenia. Jest gruby i ciężki. Okazuje się również moją nową życiówką. Całe 77 cm! Ledwo uwalniam rybę, wykonuję trzy może cztery rzuty i zacinam kolejną rapę, tym razem spasioną siedemdziesiątkę z basenu. Robię szybkie foto, uwalniam rybę i podążam na następną ostrogę.
Wykonuję tylko pierwszy rzut, przeciągam woblera na pełnej prędkości przy samej ostrodze i znowu czuję mocne targnięcie kijem. Zacięcie. Szybki hol. Podbieram rapę. Tym razem 72 centymetry. Dzień konia. Cholera, nie mogę w to uwierzyć!!! Chociaż to przecież jesień, to rapy zachowują się jak niegdyś w maju. Żerują na płyciznach i reagują tylko wtedy, gdy dosłownie "palę korbę". Nigdy nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw!

Wędzisko wędzisku nierówne

Poranny boleń z drugiego rzutuPodczas wielu holi, jakie mogłem przeżyć, wędzisko Flash naprawdę dobrze amortyzowało boleniowe szarże. I to mimo tego, że jego akcja jest opisana jako X-Fast, czyli bardzo szybka, co wielu wędkarzy kojarzy zapewne ze sztywnym wędziskiem. Jednak ten kij zachowuje się nieco odmiennie od innych wędzisk o tej samej akcji i muszę przyznać że bardzo mi podpasował. Ma głębsze ugięcie niż inne kije o akcji Fast czy X-Fast, którymi łowiłem. A i nadzwyczaj dobrze sobie radzi nawet w połączeniu z nierozciągliwą plecionką, trzymając lekko zapiętą rybę. Z kolei ciężar wyrzutowy do 18 gramów spełnia moje oczekiwania, ponieważ z reguły spinningując bolenie w Odrze nie używam cięższych przynęt. W połączeniu z jego długością 275 cm jest to bardzo przyjemne spinningowe wędzisko na dużą, niznniną rzekę, o świetnej jakości i za nieduże pieniądze. Wędzisko, które bez problemu poradzi sobie z boleniami w przedziale 70-80 cm.

Sprzęt jakiego używałem na boleniach to:

  • wędzisko Dragon Flash XC40P LT Spinn 2,75 m 4-18 g
  • kołowrotek Dragon NanoPOWER FD930
  • plecionka Dragon Silk Touch 8X Clear 0,12 mm
  • metrowy przypon z żyłki Dragon HM80 0,20 mm
  • agrafka Dragon SpinnLock no. 14
  • boleniowy wobler długości 9 cm

Taka sytuacja z boleniami trwała aż przez całą jesień. Pierwszy raz spotkałem się z tak nietypowym zachowaniem rap. A żeby było jeszcze dziwniej, bywało tak chociaż jesienne dni już o wiele krótsze, że rapy uaktywniały się - nie wiedzieć dlaczego - tuż przed samym zachodem słońca. Wtedy dawały się złowić nawet na półmetrowej płyciźnie.
Do tej pory nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć tak dziwnego zachowania jesiennych rap. Ale może i dobrze. Bo przecież gdybyśmy poznali wszystkie sekrety ryb, wtedy nasze hobby przestałoby być tak fascynujące. Jak mawiał amerykański mąż stanu i uczony Benjamin Franklin: "Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki".

Sebastian Rej