Tytułowa seria to najnowsza generacja kultowych wręcz wędzisk Team Dragon. Jak przystało na „legendę” - również i tu znajdziemy modele będące odpowiedzią na zapotrzebowanie praktycznie każdego wędkarza. Mamy więc jednoskładowe, krótkie wędziska sandaczowe, długie kije wielkorzeczne, castingi, a także świetny, uniwersalny, czteroczęściowy travel o niewielkiej długości transportowej.
Wędziska wykonano z materiałów najwyższej jakości. Blanki z wysokomodułowych mat węglowych japońskiej firmy Toray, przelotki Fuji i bardzo ergonomiczny uchwyt odsłaniający blank. Rękojeści są różne, w zależności od modelu; od dzielonych po pełne. Do ich budowy użyto aż czterech różnych materiałów – korka, pianki EVA i dwóch rodzajów korkogumy. Po kilku latach używania i wielu złowionych rybach, mogę jednoznacznie ocenić – opis katalogowy zapowiadający sprzęt dla najbardziej wymagających łowców, nie jest ani trochę przesadzony.
Schyłek lata oznacza rozpoczęcie ciekawego wędkarsko okresu. Nad moją ulubioną rzeką robi się ciszej i spokojniej. Dopóki lód lub Nowy Rok nie przeszkodzą, łowy będą trwały do ostatnich dni grudnia. Na ten czas przygotowane mam dwa zestawy. Podstawą obu są „zetki” o długości 2,75m o ciężarach rzutowych 4 - 18 g i 10 - 28 g. Moc wędziska dobieram w zależności od zastosowanego wachlarza przynęt, a te znowu determinuje odcinek rzeki bądź jej stan i przepływ. Łowię plecionkami o grubości 0,12 - 0,16 mm. Świetnie spisuje się Combat oraz Fishmaker.
Lżejszy model jest moim najlepszym rzecznym lekkim uniwersałem. Przy pomocy tego kija łowię klenie, jazie, bolenie, sandacze i szczupaki. Wbrew pozorom, nie jest to tylko wędzisko na ciepłe miesiące, kiedy wielkorzeczna niżówka, to świetny czas na powierzchniowe łowienie kleni i boleni. Po „zetkę” sięgam także jesienią, kiedy odwiedzam relatywnie niedużą Odrę, a z racji niskiego stanu wody, zmuszony jestem łowić na relatywnie lekkie wabiki. Wędzisko to świetnie też spisuje się, kiedy zostaję nad wodą po zmroku. Płytko chodzące, uklejokształtne woblery, bardzo często nie są zbyt lotne. Dzięki głębokiemu ugięciu dynamicznego blanku nie mam najmniejszych problemów, by prawidłowo je zaprezentować. Niech Was nie zwiedzie nieduży ciężar rzutowy tej wędki. Zapas mocy, jakim ona dysponuje, pozwala na podjęcie równej walki z okazałą rybą. Jak pokazały moje doświadczenia nad wodą, wędka ta okazała się też świetnym wyborem podczas wypadów na zbiorniki zaporowe, na których nie można skorzystać ze środka pływającego. Zasięg, czułość i moc dolnika składają się na świetnie zgraną całość.
Team Dragon Z – series 10 - 28 g to wędka wyraźnie mocniejsza. Moc, jaka w niej drzemie, naprawdę robi wrażenie. Wędzisko to jest moim wyborem głównie wtedy, kiedy rzeka niesie dużo wody, a nurt jest wyraźnie mocniejszy. Gumy z serii V – Lures, jakie stanowią trzon mojego sandaczowego arsenału, wymagają solidniejszego dociążenia, aby dostać się w pobliże dna. Akcja x-fast pozwala efektywnie, nawet bardzo agresywnie, poprowadzić wabik. Jednocześnie ugięcie, jakim charakteryzuje się blank, świetnie trzyma zapiętą rybę. Jestem przekonany, iż wędka ta poradzi sobie z każdym sandaczem, czy szczupakiem zamieszkującym nasze wody, a także poradzi sobie z sumowym przyłowem. Chętnie łowię tą wędką późnojesienne bolenie, kiedy często sięgam po ciężkie, cykadokształtne woblery bezsterowe.
Powyższe dwa wędziska to nie jedyni przedstawiciele „Z – series” jakimi dysponuję i po jakie chętnie sięgam. Kolejne, jakie Wam już wkrótce przybliżę, będzie jednak o zupełnie innej konstrukcji i charakterystyce, a co za tym idzie - także zgoła odmiennym zastosowaniu. To tylko potwierdza postawioną na wstępie tezę, jak uniwersalną serią jest najnowsza odsłona popularnego Team Dragona.
Z wędkarskim pozdrowieniem
Kamil Zaczkiewicz
Team Dragon/Strike Pro Polska