Ostatni listopadowy pochmurny i bardzo wietrzny dzień spędziłem nad wodą z nowym wędziskiem, przygotowanym na nadchodzący sezon 2022, a dokładnie model Invader 213 cm, 7 – 30 g.
Biorąc pod uwagę panujące warunki, nie spodziewałem się jakiś oszałamiających wyników, tym bardziej że poziom wody w ostatnich dniach drastycznie się obniżył od mojej ostatniej wizyty na tym zbiorniku.
Nowe wędzisko już od pierwszego wzięcia do ręki zrobiło na mnie duże wrażenie. Szybki, czuły i mocny blank to jest dokładnie to, co lubię. Pierwotnie zamierzałem zabrać go na łódź, dlatego też wybrałem taką długość, ale biorąc pod uwagę charakterystykę mojego zbiornika (spore głębokości i strome spadki dna) postanowiłem go sprawdzić podczas łowienia z brzegu.
Oczywiście do rzucania na dłuższe odległości lepiej sprawdziłby się dłuższy kij, ale w moim przypadku nie było to konieczne. Jako pierwszy na agrafce zawisł 10 cm Fatty w kolorze Zander Freak na 12 g główce jigowej V-point Viper z hakiem 4/0. Wybrałem go, ponieważ w tej okolicy łowi się dużo leszczy i okoni, a Fatty idealnie je imituje.
Już po kilku pierwszych rzutach w wolno prowadzoną przynętę uderzył niewielki szczupak, tuż pod samym brzegiem. Niewielki drapieżnik został uwolniony, a ja ponowiłem rzut w to samo miejsce. Na kolejne, tym razem znacznie mocniejsze branie, nie musiałem długo czekać, a sama guma nie zdążyła opaść na dno. Wiedziałem niemalże od razu, że to nie jest mała ryba…
Hol przebiegał spokojnie, a dzięki mocy drzemiącej w blanku miałem pełną kontrolę nad tym co się dzieje. Po chwili na powierzchni pokazał się duży szczupak. Trochę miałem obawy, czy Fluorocarbon Invisible o średnicy 0,45 wytrzyma, a nie zakładałem grubszego, ponieważ nastawiałem się na sandacze. Normalnie do łowienia szczupaków stosuję również dragonowski fluorocarbon z serii Invisible, ale w przedziale grubości: 0,70 – 0.90 mm. Na szczęście ryba nie przegryzła przyponu i dzięki szybkiemu holowi oraz sprawnemu podebraniu mogłem cieszyć się jej złowieniem.
Starałem się nie męczyć ryby zbyt długo. Koleżanka, która ze mną była, szybko zrobiła kilka zdjęć i zwróciliśmy szczupakowi wolność.
Zostaliśmy jeszcze chwilę po zmroku i udało się nam złowić kilka okoni oraz sandacza, przy okazji przekonując się o niesamowitej czułości nowego Invadera.
Był to mój co prawda pierwszy wypad z tym wędziskiem, ale już wiem, że na stałe zagości w moim arsenale, a o dalszych testach z pewnością Was poinformuję. Tymczasem wracam do przygotowań do kolejnej wyprawy w poszukiwaniu ogromnych szczupaków, sandaczy i okoni ?
Jakub Hutnan
TEAM DRAGON SŁOWACJA
Zdjęcia: autor & Katarina Baranova