Chyba przepadłem i twitching pochłonął mnie bez reszty. Jeszcze całkiem niedawno z pewnym niedowierzaniem zerkałem na kolegów magicznie bujających kijami, a dziś sam kombinuję, analizuję, myślę - nie tylko nad wodą, ale i w domu - co zrobić, aby z "plastikowych rybek" wykrzesać jeszcze więcej życia i naturalności.
Twitching zawitał u mnie nie tylko w wersji XL, ale także w wersji S. Bardzo często i chętnie sięgam po woblery z przedziału 6 - 8 cm, które idealnie nadają się do zabawy z okoniami. Królem zeszłego sezonu - i to niekwestionowanym - był Beta Minnow od Strike Pro. Sięgałem zarówno po wersję 6 cm jak i 7 cm. Mało tego; zróżnicowana pływalność tych woblerów (wersje Floating i Suspending) dawała możliwość obławiania nie tylko płytkich, ale także głębokich miejsc na moich "okoniowych metach". Wspomnieć też muszę o kolorze 612T (złoty z pomarańczowym brzuszkiem i ciemnym grzbietem), który "podnosił" nawet wybitnie nieaktywne okonie z 6 m, pracując zaledwie 1 m pod powierzchnią! Taka sytuacja miała miejsce na jednych z zeszłorocznych zawodów. Trafiliśmy na nagłe ocieplenie (koniec września, 26 stopni) i totalną dezaktywację ryb. Szczupaki pozamykały pyski. Okonie tylko czasem "popukiwały" w gumowe wabiki. Na sześciometrowym blacie znajduję ciekawy zapis…o konie!!! Niestety; 40 minut gumowych prób nie przyniosło nawet dotknięcia. Troszkę nieracjonalnie na tej głębokości, ale decyduję się na twitcha. Na koniec zestawu idzie 7 cm Beta Minnow w wersji Sinking w kolorze 612T. Udaje się sprowadzić go do około 1,5 m, czyli teoretycznie nie powinien działać na okonie pływające 4,5 m pod nim. Jakież jest jednak moje zdziwienie, gdy już w pierwszym rzucie po kilku "zbiciach" i pauzie całkiem przyzwoity pasiak zagryza moją betę! Co więcej - kolejne rzuty przynoszą następne ryby! Trafia się również pasiak 35 cm. W sumie udaje się w tym niemrawym dniu w ciągu 15 min zaliczyć osiem okoni, które ostatecznie dają 4 miejsce. Szkoda, bo największy z pasiaków odpłynął z betą… Tak to jest, jak z lenistwa po braniu szczupaka nie przewiązuje się przyponu… Nadgryziony fluorocarbon 0,16 mm równa się stracie kolejnej ryby. Szkoda, bo wyciągnięty dałby pewnie pierwsze miejsce. Dlaczego wspominam o tych zawodach? Otóż właśnie wtedy wszystkie ryby dał Beta Minow w kolorze 612T. Co ciekawe - po jego stracie wyposażony w całą gamę kolorów nie mogłem już skusić do brania żadnego "pasiatego". Ryby startowały, czasem nawet po kilka naraz, jednak ostatecznie nie decydowały się na atak. Przypadek? Pewnie tak, bo kolejne wyjazdy pokazały również skuteczność innych kolorów.
Na początku wspomniałem o kreatywności. Tak; zdecydowanie Beta Minnow to przynęta dla wędkarzy pomysłowych. Ma w sobie coś takiego, że potrafi się "odwdzięczyć" - każdy nasz ruch, zatrzymanie, zmianę kierunku, siły zbicia odpracowuje z nawiązką, pokazując mnogość atutów swojej budowy. Ważne jednak, aby nie "męczyć" tej przynęty zbyt ciężkim i sztywnym wędziskiem. Dla mnie idealnym patykiem, który pozwolił mi wykrzesać z bety życie i naturalność był HM62X o długości 1,9 m i o cw. 3-12 g, którego cechuje umiarkowana delikatność. Wędzisko to bardzo ładnie poddaje się przynęcie, pozwalając uciec jej na boki, zalusterkować, wywinąć na bok. Dzięki swojej umiarkowanej spolegliwości nie ogranicza ruchów woblera. Dynamika blanku pozwala - mimo ograniczonej długości - osiągać bardzo przyzwoite odległości rzutu. Co równie ważne - wędzisko to jest piekielnie czułe, dzięki czemu wyczucie delikatnych brań nie stwarza żadnego problemu, a nie wszystkie "twitchowe" wyrywają kijek z ręki.
Beta Minnow daje się poprowadzić na przeróżne sposoby i zaryzykuję stwierdzenie, że jego pracy chyba nie da się zepsuć. Dobre wędzisko, luźny nadgarstek, cienka linka i okonie szaleją! Kombinowałem z woblerem na przeróżne sposoby, wspomnę o dwóch technikach prowadzenia, które działały chyba najlepiej zarówno latem jak i w miesiącach jesiennych.
Pierwszy z nich polega na równym delikatnym powolnym "zbijaniu" woblera z nadgarstka z wędziskiem skierowanym szczytówką w wodę (ruchy wędziska w dół w stronę lustra wody). Kilka krótkich zbić (trzy – cztery), pauza, mocniejsze - dłuższe zbicie, po którym następuje seria kilku bardzo krótkich szarpnięć zakończonych dłuższą przerwą. Po przerwie powrót do tej samej sekwencji. Brania przy tej metodzie następowały zawsze w dwóch momentach (pierwsza pauza lub w trakcie serii krótkich zbić) i należały raczej do tych mocnych. Takie prowadzenie wyzwalało w becie ruchy przypominające nieostrożną rybkę, która - odłączona od stada - chaotycznie szuka drogi powrotu.
Drugi sposób to klasyka: dość szybkie, równomierne prowadzenie (zwijanie linki z kołowrotka), przeplatane co kilka (3 - 4) sekund delikatnym zbiciem (dwa - trzy ruchy) z wędziskiem uderzającym w dół i w bok. Taka sekwencja w prowadzeniu to symulacja niczego innego niż uciekającej przed drapieżnikiem rybki, która rozpaczliwie próbuje po prostu oddalić się i, aby było to możliwe, co jakiś czas na ułamek sekundy zmienia kierunek ucieczki. Technika ta sprawdzała mi się wybitnie na bardzo płytkiej wodzie i, co najfajniejsze, brania ryb były wówczas wyjątkowo widowiskowe.
Ile jest sposobów prowadzenia bety? Pewnie tyle, ilu wędkarzy... O swoich więcej nie będę już pisał, bo stałoby się to już chyba nudne, może zbyt proste… W końcu każdy musi sam w sobie poszukać kreatywności i odkryć swój sposób na Beta Minowa od StrikePro. Ja już odkryłem, jednak na tym nie poprzestanę i szukał będę dalej, do czego również zachęcam!
Z twitchingowym
pozdrowieniem
Łukasz Adamiak
Team Dragon