Moja przygoda z wędkowaniem zaczęła się wiele lat temu. Myślę, że nie będzie to żadną przesadą, jeżeli napiszę, że okres ten szacuję na ok 30 lat.
Od samego początku interesował mnie spinning. Doskonale pamiętam mojego pierwszego szczupaka, którego udało mi się złowić nad Wkrą. To wydarzenie spowodowało, że moje myśli i marzenia obrały zupełnie nowy i wcześniej mi obcy kierunek. Postanowiłem, że będę łowił drapieżniki. No i faktycznie tak się stało. Każdą wolną chwilę zacząłem spędzać nad wodą. Początkowo na ryby jeździłem wspólnie z moim ojcem, później rowerem dojeżdżałem na pobliskie stawy. Ryb było całkiem sporo, za to sprzętu raczej mało. Pamiętam, że moją pierwszą wędką spinningową stał się feeder, który wcześniej należał do mojego ojca. W tamtych czasach mało kto słyszał w Polsce o plecionkach; no, chyba że miał dobrego wujka w USA, który raz na jakiś czas obdarował go przesyłką z wędkarskimi akcesoriami, które swoją wymyślnością w równej mierze zaskakiwały ryby, co ich łowcę. Możecie mi wierzyć lub nie ale połączenie: zaczep + żyłka + tysiąc spinningowo-feederowych przelotek, przez które należy przewlec żyłkę, od najmłodszych lat mojego spinningowania doprowadzało mnie do szału.
Sytuacja diametralnie się odmieniła, kiedy dostałem swoją pierwszą plecionkę, a mój ojciec zdał sobie sprawę, że łowienie ryb jest dla mnie czymś więcej niż tylko chwilową fascynacją. Wtedy też otrzymałem od niego piękny prezent w postaci prawdziwego spinningu wykonanego z włókna węglowego! Był nieco krótki i dość miękki, ale jeszcze wtedy nie miałem pojęcia, że wędki spinningowe mogą się od siebie różnić tyloma rzeczami. Zresztą i tak na tamten czas nie miałem żadnych wygórowanych preferencji (no, może poza ilością przelotek, która powinna być znacznie mniejsza niż w wędzisku typu feeder).
Mijały kolejne lata. Moje wędkowanie, przynęty i ogólnie pojęte wędkarstwo w naszym kraju zaczęło ewoluować. Węglowe kije stały się czymś zupełnie powszechnym, a i plecionkę mógł kupić każdy, i to w różnych kolorach. Do Polski zaczęły docierać pierwsze informacje dot. zestawów castingowych, które w selektywny sposób pozwalały zapolować na największe zębate drapieżniki naszych wód.
Długo myślałem nad zakupem wędziska z pazurem i multiplikatora. Wiele osób mi to odradzało, ponieważ to wędki krótkie, wszystko się plącze, wyrzucę pieniądze w błoto i w ogóle u nas nie ma takich ryb. Nic bardziej błędnego! To były idealnie zainwestowane pieniądze, a castingowy zestaw sprawił, że moja wędkarska przygoda stała się spójna i kompletna. Świat wędkarskich przynęt otworzył się dla mnie zupełnie na nowo z całą intensywnością swoich kształtów i kolorów.
Przeglądając coraz to nowe internetowe aukcje i wystawione na nich duże przynęty czułem się jak dziecko, które rodzice w nagrodę zabrali do sklepu z zabawkami, w którym mieści się także specjalny dział ze słodyczami. Na swój pierwszy kij castingowy wybrałem wędkę Dragon HM80 Jerk King Cast o długości niespełna 2 metrów. Dlaczego? Bo uważam, że firma Dragon w swoim portfolio posiada naprawdę świetne wędziska, których blanki są bardzo smukłe i szybkie (oczywiście w zależności od tego jaki wybierzemy wariant), a seria HM jest absolutną wisienką na torcie każdego Dragonowskiego katalogu. I znowu mijały kolejne wędkarskie sezony, a ja doskonaliłem swój kunszt prowadzenia bezsterowych woblerów przy wykorzystaniu castingowego wędziska. Z czystym sumieniem mogę Was zapewnić, że raczej już nie wrócę do łowienia szczupaków na konwencjonalny sprzęt spinningowy z kołowrotkiem ze stałą szpulą. W tym miejscu nadmienię, że moim zdaniem różnica pomiędzy wędziskiem castingowym wyposażonym w multiplikator a spinningiem z kołowrotkiem o stałej szpuli jest różnica taka, jak między samochodem z automatyczną skrzynią biegów, a takim ze skrzynią manualną.
W poprzednim sezonie (2021) w moje ręce trafił kolejny castingowy kij od Dragona spod znaku HM, a dokładniej HM-X Warrior Cast 1,98 m 30-60 g. Tak jak miało to miejsce w przypadku HM80, HM-X również jest wędką w "jednoskładzie". Takie rozwiązanie bardzo poprawia komfort łowienia zupełnie eliminując możliwość przesuwania się przelotek względem osi wędziska, czy rozłączeniem składów wędki nawet po wielu godzinach rzucania ciężkimi przynętami na znaczne odległości. Tu chciałbym zaznaczyć, że przewożenie wędziska nie stanowi najmniejszego problemu nawet w aucie typu sedan czy hatchback. No i dodatkowo dochodzi nam sztywny pokrowiec, w który wyposażona jest każda wędka z serii HM i który zapewnia wędce dodatkową ochronę. Kosmiczna technologia produkcji mat węglowych wykorzystanych do budowy wędki sprawia, że blank jest niezwykle smukły, wytrzymały i doskonale przewodzi brania. Pamiętam swój pierwszy kij od Dragona i jego ponadprzeciętne przewodnictwo, które sprawiało, że jakiekolwiek podwodne źdźbło trawy czy innej rośliny sprawiały, że odruchowo wykonywałem zacięcie, a branie ryby przypominało solidne klepnięcie w potylicę. Dziś od wprowadzenia na rynek przez firmę Dragon "pierścieni rezonansowych" minęło już wiele lat, a ja osobiście zdążyłem się przyzwyczaić do elektryzujących konsekwencji brań ryb, ale za każdym razem sprawia mi to ogromną przyjemność.
Dragon w swojej flagowej serii ręcznie zbrojonych wędzisk przykłada szczególną uwagę do jakości zastosowanych elementów, takich jak przelotki Fuji Alconite K-Series, uchwyt kołowrotka Fuji SK2, portugalski korek klasy AAA (Extra Premium), omotki Gudebrod czy lakiery Trondak. W niektórych modelach serii HM-X dodatkowo mamy wkładki ze szlachetnego drewna. Mój kij niestety nie posiada takiego wykończenia, a szkoda, bo w innych wędkach tej serii wygląda to naprawdę świetnie. No cóż, nie można mieć wszystkiego, w końcu przez castingowy pazur ciężko byłoby owe drewno umieścić. Niemniej jednak zastosowany uchwyt Fuji jest bardzo wygodny i nie sprawia dyskomfortu nawet po wielu godzinach ciągłego biczowania wody. Poza licznymi technologiami oraz doskonałymi materiałami, które zostały użyte do zbudowania wędziska HM-X Warrior Cast, ja bardzo cenię jeden mały, ale jakże wiele znaczący element, mianowicie niewielki zaczep do zahaczania przynęt, znajdujący się ponad rękojeścią wędki. To mało powiedziane, że lubię takie rozwiązanie, ja po prostu nie wyobrażam sobie wędki bez tego niewielkiego, ale jakże przydatnego akcentu.
Wędzisko Dragon HM-X Warrior Cast to wędka, która za sprawą swojej konstrukcji i niezbyt długiego dolnika pozwala na bardzo przemyślane prowadzenie bezstarowego woblera. Szybka akcja umożliwia pewne zacięcie każdego brania, a doskonałej jakości blank skutecznie amortyzuje nagłe zrywy i odjazdy zaciętej ryby.
Stanowczo zachęcam wszystkich do rozpoczęcia swojej przygody z castingiem. Jestem absolutnie przekonany, że pierwsze branie i hol ryby, która zostanie przez Was przechytrzona przy wykorzystaniu wędziska "z pazurem", sprawią, że tak jak ja zapomnicie o klasycznym zestawie spinningowym.
Kuba "Łowca303" Bidas
Team Dragon