Zimowa troć to dla mnie temat szczególny, dlatego w trakcie przygotowań do startu sezonu z niezwykłą pieczołowitością podchodzę do każdego elementu trociowego wyposażenia.
Przez kilka minionych sezonów w trociowych podbojach towarzyszył mi kołowrotek Team Dragon 1030iZ. Z wszystkich potyczek - zarówno tych z rybami, jak i z wędkarskimi przeciwnościami losu wychodził obronną ręką i zyskał u mnie należny szacunek Jednak nastał czas na zmiany..
Mój PESEL już przypomina o sobie, siły powoli odchodzą, więc uznałem, że należy drobnymi kroczkami, ale konsekwentnie zmierzać w stronę odchudzania zestawów. I nie mam na myśli wędzisk, gdyż w dalszym ciągu będą mi towarzyszyć modele HM80 Fat Boy oraz HM-X Steelhead. Budowa tych wędzisk, a konkretnie długi dolnik powoduje, że ich prawidłowe wyważenie nie wymaga zastosowania mega ciężkich kołowrotków. Stąd następcą wspomnianego i zasłużonego Team Dragona został w tym sezonie Ryobi Slam wielkości 4000. Dlaczego ten model? Otóż od zawsze Slam jawił się jako solidna konstrukcja za przyzwoite pieniądze. Poza tym, dzięki zastosowaniu super lekkiego, a zarazem sztywnego kompozytu grafitowo-tytanowego, kołowrotek waży jedynie 249 g, co jak najbardziej pasuje do akcji "odchudzania" moich trociowych zestawów.
Przyznam, że niecierpliwie oczekiwałem na przesyłkę z nowym kręciołem. Byłem ciekaw, czy nasz pierwszy kontakt wywoła u mnie rodzaj zachwytu, czy jedynie stwierdzenie typu: może być.
Pierwszy rzut oka na nowego Slama spowodował wyłącznie pozytywne odczucia. Design kołowrotka po prostu urzeka. Połączenie jasnego grafitu, złota i mosiądzu sprawia, że konstrukcja wygląda okazale, a zarazem przyjaźnie. Do tego kilka smaczków designerskich, miłych dla oczu wędkarza, w postaci stylowej korby czy też gustownych, grafitowo-czarnych wstawek na czole szpuli.
Tak więc za pierwsze wrażenie i wygląd - mocna piątka! Pora była zakręcić korbą i... "masełko"! Przekładnia kręci lekko i płynnie, bez najmniejszych oporów, a precyzyjne wyważenie rotora tylko wzmacnia nienaganną pracę maszynki. Równie płynnie przechodzimy do etapu nawijania linki, w którym to procesie wyraźnie czujemy wpływy japońskiej technologii. Linka jest układana bardzo dokładnie, co z pewnością przełoży się na odległość rzutu.
Czas na pierwsze testy "w boju". Celem jest zimowa troć na bardzo wymagającej rzece o nazwie Drwęca. Warunki pogodowe - zarówno dla mnie, jak i sprzętu - trudne. Duża dawka wilgoci, deszcz ze śniegiem i niska temperatura powietrza. Czy może być jeszcze gorsza aura dla "kręcioła"? Pierwsze styczniowe cztery dni, kiedy wędkowałem praktycznie od świtu do nocy, utwierdziły mnie w przekonaniu, że wybór Ryobi Slama na trociowe podboje był jak najbardziej słuszny. Mimo wspomnianych kiepskich warunków pogodowych maszynka pracowała bez zarzutu. Ujemna temperatura oraz mnóstwo marznącego deszczu nie zakłóciły płynnej pracy przekładni, co świadczy m.in. o zastosowaniu dobrych jakościowo materiałów do produkcji przekładni wycinanej w technologii CNC, a także o optymalnym smarowaniu mechanizmu. Pisząc o przekładni muszę wspomnieć o tytanowej osi głównej, która niewątpliwie zapewni długowieczność pracy kołowrotka.
Moc i skuteczność działania hamulca przez pierwsze dni mogłem sprawdzić jedynie na uwadach. Natomiast historycznego piątego stycznia doczekałem się rybki numer jeden w sezonie 2022! Było to pierwsze branie w tym dniu i od razu rewelacja! Na końcu zestawu melduje się przepiękna samica troci. Dobrze odżywiona i temperamentna. Gdy ją holowałem blisko wartkiego nurtu dała mi – co prawda - ostro popalić, ale także uzyskałem możliwość "poligonowego" sprawdzenia hamulca. Działał rewelacyjnie, płynnie oddając żyłkę walczącej rybie. Już po pierwszym, "rajdowym" odjeździe ryby wiedziałem, że hamulec będzie moim sprzymierzeńrzeńcem na łowisku, a każdy obrót śruby bezpośrednio przekładał się na siłę hamowania. Pierwszy hol zakończył się szczęśliwym podebraniem. Już wtedy wiedziałem, że "kręcioł" zostanie ze mną na długo i będzie moim trociowym "talizmanem". Na kolejne, podnoszące poziom adrenaliny, akcje nie czekałem długo. Wyjazd numer dwa przyniósł brania dwóch pięknych samic, które wylądowały w podbieraku, a Slam miał już trzy "troty" na zwycięskim koncie. Tak więc… talizman zadziałał!
Muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną zaletę pracy kołowrotka, a mianowicie na precyzyjne układanie linki - w tym przypadku żyłki o grubości 0,30 mm, co bezpośrednio przekładało się na celność i odległość rzutu. O ile w przypadku poławiania błystkami z odległością nie ma z reguły problemu, o tyle w przypadku lekkich trociowych woblerów potrzebne odległości i precyzję rzutów nie zawsze łatwo osiągnąć. Jednakże Slam i w tej materii wypada wzorowo.
Na trociowych podbojach łącznie spędziłem 12 dni, a że jestem trochę zakręconym wędkarsko szajbusem, każdy dzień wykorzystywałem na maksa.
Kołowrotek miał naprawdę ciężką próbę i przepracował ponad osiemdziesiąt godzin w ekstremalnie ciężkich warunkach, wartkim nurcie, ale za to z fajnymi rybami.
Czy można powiedzieć z ręka na sercu, że Ryobi Slam sprawdził się w trudnych akcjach na wodzie i nawet zaimponował mi? Tak, i to w 200 procentach!
Zobaczyłem, że w emocjonującej sytuacji - sam na sam - czyli ja i temperamentna troć, Slam pośpieszył mi z fachową i skuteczną pomocą. Dzięki temu odnotowałem sukces na początku nowego sezonu. Dlatego też do kolekcji dołączył już "większy brat" w rozmiarze 5000, który niebawem popracuje na szczupakach, a potem będzie mi towarzyszył na trociowo-łososiowej zagranicznej wyprawie. O wyniki potyczek Ryobi Slam kontra trocie jestem całkowicie spokojny. Modelowi 4000 również nie odpuszczę i już za miesiąc zasili szczupakowy zestaw, a od czerwca popracuje na mętnookich. Tu także będzie miał szansę stać się szczupakowo - sandaczowym talizmanem.
Podsumowując: jeśli szukacie niezawodnego i skutecznego na łowisku kołowrotka w rozsądnej cenie; takiego, który jednocześnie ma potencjał, aby posłużyć długie lata, warto pomyśleć o Ryobi Slam!
Z trociowym pozdrowieniem
Łukasz Adamiak
Team Dragon