Testerzy relacjonują

Zimowe klenie

Zima minęła mi bardzo szybko, a to dlatego, że każdą wolną chwilę spędzałem nad rzeką. Efekty zimowych łowów przeszły moje najśmielsze oczekiwania!, i to nie tylko ilościowe, ale także jakościowe! Tylu pięćdziesięciocentymetrowych kleni nie złowiłem chyba przez ostatnie 20 lat (na swoje usprawiedliwienie dodam, że ostatnich 16 lat spędziłem zagranicą, w Polsce wędkując tylko okazjonalnie).

Zimowy, kleniowy sezon rozpocząłem w połowie grudnia kilkoma ładnymi rybami. Potem w okolicach świąt przyszły mrozy, które skuły rzeki lodem, a póżniej jeszcze śnieg i roztopy. Poziom wody ustabilizował się około 10 stycznia. Wtedy już do końca zimy, z drobnymi przerwami na krótkie okresy zlodowacenia i wezbrania, skutecznie łowiłem w rzekach Podkarpacia przede wszystkim klenie.

Przez całą zimę używałem MicroSpeciala 0,5 - 6 g. 1.98. Do tego niezawodnego Zaubera LT 2000. Przez kilka tygodni eksperymentowałem z linkami. Ostatecznie pozostałem przy Fishmakerze v.2 0,06 w kolorze pomarańczowym. Testowałem również różnego rodzaju żyłki i fluorocarbony, z których wykonywałem przypony. Zdecydowanym zwycięzcą w tej kategorii jest u mnie żyłka HM80. W zależności od potrzeb używam średnic 0,14 0,16 0,18. HM80 v.2 Mono na 50 m szpulach. Ta pojemność nie zabiera dużo miejsca w kamizelce. Jest dużo mocniejszy na węźle niż zwykły fluorocarbon. Dzięki temu, że żyłka HM80 wytwarzana jest z domieszką fluorocarbonu, wolno tonie, jest bardzo odporna na urazy mechaniczne, nie ma pamięci kształtu (nie plącze się i nie skręca), a także jest mało rozciągliwa.

Linkę z przyponem łączę prostym i niezawodnym węzłem, którego wykonanie prezentuje Łukasz Zardzewiały na swoim filmie:

W tym roku bardzo często przynęty wiązałem bezpośrednio do przyponu. Tylko w miejscach, gdzie byłem przekonany, że nie ma zaczepów, stosowałem agrafki Quick Lock. Koryta podkarpackie rzeki są dosłownie wypełnione zaczepami, do czego przyczyniły się… bobry.

Przynęty, jakich używałem w zimie to przede wszystkim najmniejsze rozmiary Invadera, Belly Fish, Phantaila. Czasami dobre efekty dawały 1, 1,5 i 2” twistery Jumper. Kolorów używałem raczej naturalnych i stonowanych. Gumki zbroiłem w główki X-Fine. Najczęściej na hakach nr 4 i 6 oraz gramaturze 0,8 1,5 i 2,5 g.


Zimowych kleni szukałem w miejscach o dość głębokiej wodzie i równym, wolnym uciągu. Ciężar główki dopasowywałem do poziomu i siły uciągu rzeki. Brania kleni następowały najczęściej zaraz po zarzuceniu przynęty prostopadle pod drugi brzeg, w pierwszym opadzie. Same brania były super delikatne. Sygnalizowało je najczęściej przesunięcie linki po powierzchni wody o dosłownie kilka centymetrów, albo jej zluzowanie. Na reakcję miałem ułamek sekundy. Co ciekawe - skuteczność zacięć i holi miałem praktycznie 100%.

Jeżeli kleń nie zainteresował się przynętą w opadzie, pozwalałem jej jak najwolniej, w dryfie, przesuwać się w z nurtem rzeki. Jeżeli przynęta dotykała dna, delikatnie podnosiłem ją szczytówką kilka cm nad dno i wybierałem luz linki kołowrotkiem. Brania kleni przypominały typowe sandaczowe pstryknięcia w opadzie, ale dużo, dużo bardziej delikatne.
Ważne było, by główka, w którą uzbrojona była przynęta, nie była przeciążona. O wiele lepsze efekty dawał bardzo wolny, długi opad, niż szuranie po dnie.
Podczas lekkich przyborów bardzo dużo brań miałem, gdy przynęta po łuku spłynęła do mojego brzegu i zaczynałem bardzo wolno ściągać ją do siebie.
Przy okazji łowienia kleni złowiłem również kilkanaście okoni. Co ciekawe - ich brania były równie delikatne. 

Dlaczego najlepiej sprawdził się pomarańczowy Fishmaker v.2? Otóż, okazało się, że najlepiej widzę - zarówno Z, jak i BEZ okularów polaryzacyjnych - linkę w pomarańczowym kolorze. Tak jak wcześniej pisałem, brania były mega delikatne, praktycznie niewyczuwalne na kiju, dlatego skupiałem się przede wszystkim na obserwacji linki. W dni o ujemnej temperaturze zabezpieczałem linkę przed zamarzaniem zwykłym silikonem w spreju, który w zimie zawsze mam w kieszeni kamizelki.
Gigantycznym udogodnieniem i dużą ulgą dla moich oczy było pojawienie się w ofercie Dragona rewelacyjnych okularów amerykańskiej firmy Flying Fisherman. Dla siebie wybrałem okulary z żółtymi, rozjaśniającymi soczewkami i bardzo lekkimi oprawkami – seria Action Angler Triacetate – 7812BY. Używam ich cały czas: na rybach, w samochodzie, pieszych wędrówkach po górach. Chronią wzrok przed promieniowaniem UV i mają doskonałą polaryzację. Oczy w nich naprawdę odpoczywają. I co bardzo ważne, soczewki są odporne na zarysowania. Ostatnio dokładnie obejrzałem swoje okulary i nie znalazłem na nich nawet jednej ryski!

Zestaw MicroSpecial i Zauber LT sprawdzał się idealnie. Wędka obsługuje bez problemu najlżejsze przynęty. Jest cięta, a zarazem bardzo czuła. Najważniejsze jednak, nie gubi ryb podczas holu. Chociaż mój MicroSpecial jest najlżejszy w serii (0,5-6g.), bez problemu radzi sobie z dużymi rybami, czego dowodem jest wyholowany bez najmniejszych problemów, a następnie wypuszczony w dobrej kondycji wielki, jeziorowy pstrąg (63 cm). Wędka daje sobie też radę z dużymi brzanami.

Brzegi podkarpackich rzek są mało dostępne, dlatego potrzebowałem dobrego, a przede wszystkim długiego, podbieraka. Zdarzało się zaciąć i wyholowac dużego klenia stojąc na wysokiej, stromej burcie. Często musiałem dokonywać niemal akrobatycznych ewolucji, by podebrać rybę. Na oblodzonym, stromym brzegu było to skrajnie niebezpieczne. Na szczęście w ofercie Dragona pojawiły się solidne podbieraki francuskiego Pafexa. Dla siebie wybrałem trójkątny podbierak o długości 230 cm. Teraz nawet na najwyższym brzegu, bez wysiłku i wygibasów, podbieram duże ryby. Sam podbierak Pafexa wykonany jest pancernie, posłuży na pewno długie lata. Siatka kosza jest gumowana, co zabezpiecza ryby przed uszkodzeniami mechanicznymi, ale też jest przez to dużo trwalsza i błyskawicznie wysycha. Bardzo łatwo przez to zachować podbierak w czystości. Mechanizm blokowania kosza podbieraka jest solidny i łatwy w obsłudze. Przy odrobinie wprawy można go sprawnie rozłożyć nawet jedną ręką. Dwuczęściową, teleskopowa rękojeść można blokować przekręcając w bok i dostosowując długość podbieraka do warunków na łowisku. Co ważne, podbierak nie służy mi tylko do podbierania dużych ryb, ale także do ich bezstresowego uwalniania.
Oczywiście, w przystępnych miejscach, posługiwałem się przenoszonym na plecach na klipsie kamizelki zwykłym, krótkim podbierakiem pstrągowym.

Do tej pory niezbyt często wędkowałem w zimie, jednak okazało się, że zimowa aura najbardziej przeszkadza wędkarzowi, a nie rybom. Te żerowały nawet wówczas, gdy temperatura spadał poniżej zera. Kilka razy zostałem nad wodą po zachodzie słońca i… klenie ciągle żerowały. Oczywiście „na noc” zostawałem tylko podczas odwilży. Generalnie najlepsze brania miałem między 10-11 a 15, i potem właśnie po zachodzie słońca. Przez całą zimę złowiłem dziesiątki kleni, i to raczej średnich i dużych. Na początku marca w nizinnym Wisłoku trafił mi się piękny 50 cm potokowiec. Zdarzały się również świnki, certy i brzany, które z najwyższą ostrożnością, szybko uwalniałem.

Zima minęła, pełna wrażeń i złowionych fajnych ryb. Ale już za niecałych osiem miesięcy przyjdzie kolejna. Nie poddawajcie się, zimą naprawdę można dobrze połowić!

Pozdrawiam
Tomasz Ekert
Team Dragon