Jesteśmy w przededniu apogeum jesiennych boleniowych żniw i jest to idealny czas na to, aby uzbroić się po przysłowiowe zęby i być przygotowanym na każdy kaprys tych iście sportowych ryb.
Wielu wędkarzy czeka z utęsknieniem na maj, aby posłać do wody boleniową przynętę. Jednak zarówno dla mnie, jak i dla ogromnej liczby spinningistów z całej Polski to październik jest tym miesiącem, który prawdziwie pobudza wyobraźnię. Owszem, być może w innych rejonach kraju owe żniwa przypadają na nieco wcześniejszy lub późniejszy okres, ale nie da się ukryć, że "ogólnie" najlepsze wyniki osiągane są właśnie w dziesiątym miesiącu roku. Chociaż prawdą też jest, że z roku na rok czas obfitych boleniowych wypraw sukcesywnie się wydłuża i od kilku sezonów te "boleniowe delicje" trwają w najlepsze także w listopadzie.
Październikowa niżówka na dolnośląskiej Odrze to czas, kiedy złowienie "krawężnika" jest relatywnie proste. Opasłe "krowy" w przedziale 75 - 80 cm, które potrafią przekraczać masę 5 kg (jak chociażby widoczny na jednym ze zdjęć), są w tym okresie czymś normalnym i każda następna podebrana sztuka to po prostu kolejny, zwykły dzień w pracy. Oczywiście aby łowić takie ryby regularnie i z pełną premedytacją, potrzebne jest poskładanie przynajmniej kilku "puzzli", jednak jest to temat na zupełnie inny artykuł, a dziś będzie o tytułowych "haemkach".
W ofercie DRAGONa znajdziemy wiele wędzisk spinningowych, które swoimi parametrami idealnie będą nadawać się do rzecznego łowienia boleni. W tym tekście jednakowoż skupię się na katalogowej "Lidze Mistrzów"; na kijkach z najwyższej półki, na spinningach z pracowni, które "ukręcone" są z renomowanej jakości materiałów.
To, co ma nam do zaoferowania seria HM w przypadku bolenia, to wiele wspaniałych pozycji, które będą optymalnym wyborem w zależności od potrzeb, jakie "wytwarza" poszczególne łowisko czy technika. Do dzisiejszego porównania wybrałem dwa wędziska, które będą przez całą jesień towarzyszyć mi podczas przedzierania się przez nadodrzańskie lasy łęgowe.
Najpierw wyjaśnię, dlaczego od kilku sezonów, chodząc za boleniem, noszę ze sobą dwa spinningi. I chociaż z początku może to wydawać się zbędne, uciążliwe i bez sensu, to... kto łowi w ten sposób, ten wie, że jest zupełnie odwrotnie. Podyktowane jest to tym, że jednego dnia rapy mogą zmienić swoje upodobania diametralnie i łowione powierzchniowo, potrafią nagle stać się uchwytne jedynie w przydennych strefach. Na "mojej" Odrze jest to sytuacja dość częsta, którą generują znaczne skoki wody, tj. przy niskiej i opadającej, powierzchniowe przynęty są bezkonkurencyjne, ale gdy za sprawą zapory zacznie się szybko podnosić, wówczas woda staje się "martwa" i jedynym sposobem wymęczenia jakiegokolwiek brania jest ciężkie łowienie przy dnie.
No dobra, ale taka odpowiedź nie każdego może przekonać, dlatego sięgniemy z wyjaśnieniem jeszcze głębiej. Otóż jest jeden rodzaj przynęty, która nie tylko potrafi być niewyobrażalnie skuteczna, ale... wymaga także od wędkarza zastosowania zupełnie innego wędziska. Jest to bezsterowy wobler do powierzchniowego twitchwingu, który wymaga użycia możliwie lekkiego i krótkiego wędziska, aby nie zrobić sobie krzywdy. Zaoszczędźcie sobie kontuzji nadgarstka i uwierzcie na słowo, gdyż "przebolałem" to osobiście.
Tak, klasycznie długim spinningiem da się tak łowić i cieszyć się obfitym połowem, ale Wasza radość szybko zamieni się w ból, a nawet kontuzję, wyłączającą na jakiś czas z dalszych boleniowych żniw. Taka "wykałaczka" potrzebna jest właśnie do tego jednego rodzaju przynęt, ale którego absolutnie nie można zlekceważyć, gdyż jego skuteczność jest wręcz "nieprzyzwoita". Natomiast wszystkie inne przynęty, jak "zwykłe" powierzchniowce, sterowe "przecinaki" i woblerocykady, obsługuję już klasycznym, długim spinningiem.
Mój wybór padł na jednoczęściowe wędzisko HM62X (1.90 m, 3-12 g) o wadze poniżej 90 gramów oraz na dwuczęściowe wędzisko HM-X (2.75 m, 3-18 g), które co prawda wyszło już z oferty, ale można je zamawiać do wyczerpania blankowych zapasów. Jest to moja pierwsza jesień z "haemowym" zestawem, gdyż do tej pory głównie łowiłem spinningami z serii Team Dragon Z-Series oraz CXT. Wspomnianymi łowiło mi się tak dobrze, iż nie myślałem, że kiedykolwiek odłożę je na bok. Ale nadszedł ten czas, aby sięgnąć po "dragonową platynę", czyli serię HM, która jest absolutnym topem, przenoszącym wędkarstwo na zupełnie inny poziom.
Ktoś pomyśli, że wędziska o takich parametrach na wielką nizinną rzekę, to pomyłka. Nie, nie jest to pomyłka! Ba, łowiłem odpasione bolenie ze wspomnianego wyżej przedziału rozmiarowego na jeszcze niższe "cewu" i... bolenie podbierane są błyskawicznie. Miękki, uginający się niemal do samej rękojeści blank o gramaturze wyrzutowej do 8, czy 10 g, pozwala szybciej podebrać bolenia, niż sztywny, wywołujący w rapie dużą agresję, blank o gramaturze wyrzutowej do 25, czy 30 g.
Chociaż głównym powodem napisania tego tekstu są wędziska, to wspomnę krótko także o pozostałych elementach tej sprzętowej układanki. Jeśli chodzi o kołowrotki, to z czystym sumieniem polecam do obu spinningów podpiąć młynki Fishmaker EVO.3 FD w rozmiarze 3000, natomiast linka, to sprawa indywidualna, ale osobiście łowię bolenie na plecionkę i żyłkę jednocześnie. Na szpulę nawijam plecionkę, a następnie dowiązuję kilkunastometrowy odcinek żyłki. Kiedyś już o tym pisałem i kto dociekliwy, ten znajdzie uzasadnienie stosowania takiego "patentu". Do "wykałaczki" zaproponowałbym sprawdzoną przez wielu wybitnych wędkarzy plecionkę z serii HMX8 P.E. BRAID o średnicy 0.08-0.10 mm, natomiast do klasycznego spinningu, sięgnąłbym po średnicę 0.10-0.12 mm. Do wspomnianego żyłkowego odcinka bezkonkurencyjna będzie żyłka HM80 o różnych średnicach, jednak przy "wykałaczce" łączę z plecionką najczęściej żyłkę o średnicy 0.16-0.18 mm, a przy klasycznym spinningu jest to zazwyczaj 0.20-0.22 mm. Pozostają jeszcze agrafki; i tutaj moim osobistym numerem jeden, który nigdy mnie nie zawiódł, są agrafki Spinn Lock w najmniejszym rozmiarze 14.
Październik za pasem, a na "mojej" Odrze niżówka, która – jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego – oznacza nadchodzącą obfitość tłustych rap, co postaram się napisać i pokazać już niebawem. A tymczasem "haemki" w dłoń i lecę na jesienne, boleniowe żniwa!
Mariusz Drogoś
Team Dragon