Zima niewielu osobom kojarzy się z łowieniem karpi. W teorii ryby te uwielbiają ciepło, a szczyt ich aktywności przypada na okres lata. Obecnie ich metabolizm jest zwolniony, procesy życiowe uległy częściowemu wygaszeniu, przez całą zimę. Gdy tylko temperatura w nocy, jesienią, zaczyna spadać, termometr wskazuje okolice 0 stopni C., karpie rozpoczynają okres intensywnego żerowania. Takie działanie ma na celu wytworzenie odpowiedniego zapasu energii, potrzebnego do przetrwania nie tylko mrozów, ale całej zimy. Jak wiadomo - polska zima potrafi nie raz zaskoczyć i sprawić nam, wędkarzom, niezłą niespodziankę. Niespodzianki - jak to niespodzianki - są lepsze oraz gorsze, a siarczysty mróz i atak zimy potrafi wykluczyć wędkarzy z aktywności na wiele tygodni.
Po wstępie do artykułu w nieco zimowym wydaniu czas na konkrety, których ode mnie oczekujecie.
W kolejnych zdaniach chciałbym przybliżyć wszystkim czytelnikom moje podejście do łowienia karpi w zimowej otoczce w sporej żwirowni na skuteczną metodę połowu karpi, jaką jest method feeder.
Na początek przybliżę kilka szczegółów dotyczących taktyki. Pierwszym i najistotniejszym czynnikiem determinującym sukces, będzie właściwe zlokalizowanie ryb. Znam dobrze wodę, a mówiąc dokładniej: łowisko wytypowane do łowienia w zimie, daje mi to pewien komfort. Kolejno wyznaczam sobie mówiąc potocznie dwie „linie”, czyli dystans, na którym będę łowił i skupiam się w pierwszych minutach wędkowania wyłącznie na nich. Wybieram dwie, ponieważ będą się one od siebie różnić i mają inne zadania do spełnienia. Pierwsza z nich, zazwyczaj bliższa na wodzie płytszej, to odległość od której zaczynam wędkowanie. W słoneczny dzień ryby lubią wygrzewać się na płytszej wodzie, czyli mamy tu w teorii największe szanse na złowienie ryby. Staram się przerzucać zestaw maksymalnie co 20 minut. Wypłycenie lub po prostu płytkie stanowisko powoduje zwiększone ryzyko wypłoszenia ryb, a od nas wymaga ostrożności aby nie wypłoszyć ryb. Do podajnika wrzucam pelletem 2 mm i nim nęcę pierwszą odległość.
Drugą linię wyznaczam znacznie dalej, na wodzie głębszej, zazwyczaj za skarpą. Dno uskoku - pod warunkiem, ze nie jest bardzo zamulone - okazuje się zimą najlepszym naturalnym żerowiskiem ryb. Stąd moja decyzja o utworzeniu właśnie na takim dystansie drugiego obszaru nęcenia. W tej strefie zbiornika ryby często poruszają się w toni. Aby sprowadzić je w okolicę dna i naszego zestawu z przynętą, konieczne jest zastosowanie sypkiej zanęty, której frakcje w czasie opadu odrywają się od reszty porcji zanęty, zachęcając ryby do żerowania przy dnie. Na początku podaję dwa lub trzy podajniki, które „zrywam” zaraz po uderzeniu o dno, celem wywołania zamieszania na samym dnie. Zestaw przerzucam również co około 20 minut, próbując dostosować się do tempa żerowania ryb. W miarę wpasowywania się na ich obszar, zaczynam dozować niewielkie ilości pelletu w celu utrzymania ryb w pobliżu mojego podajnika.
Jeśli chodzi o kwestie potocznie nazywane towarowaniem łowiska, to najczęściej korzystam z pelletu Dragon Magnum Classic 2mm Fish Mix Baza. Oprócz tego, przygotowuję własny method mix: pellet zmielony w młynku z dodatkiem płatków owsianych i prażonych tłustych nasion. Na hak, a właściwie na igłę, trafiają waftersy Magnum o smaku truskawki lub mango. Zimą niejednokrotnie potwierdziło się moje przypuszczenie, że ryby chętniej pobierają owocowe przynęty, aniżeli śmierdzące.
Efektem mojego grudniowego wędkowania kończącego sezon, było kilkanaście sztuk mniejszych i kilka większych karpi (ok. 5 kg).
Co mogę powiedzieć o żerowaniu ryb? Jak na tę porę roku żerowały świetnie, z uwagi na wysokie ciśnienie atmosferyczne jak i dość „wysoką” temperaturę. Sprzęt, który pomógł mi przy połowie to niezawodny Mega Baits Black Shadow 3,60 m do 80 gramów oraz kołowrotek Mega Baits Stealth Fd750i z nawiniętą na szpulę żyłką Obsession Method Feeder 0,23.
Michał Gałek
Team Dragon