Testerzy relacjonują

Wiosenne bolenie przy dnie

Jeszcze do niedawna łowienie wiosennych (maj-czerwiec) rap kojarzyło się niemal wyłącznie z ekspresowym prowadzeniem boleniowych "przecinaków" możliwie blisko lustra wody, gdyż technika ta była nader skuteczna i dalsze kombinowanie było zazwyczaj zbędne.



Kilka - kilkanaście lat temu, gdy zaczynałem przygodę z tymi pięknymi drapieżnikami, tak wyglądało każde otwarcie (jak i kontynuacja) boleniowego sezonu. Po białej zimie przychodziła ciepła wiosna, a kwietniowa Odra (łowię na odcinku dolnośląskim) z każdym dniem nie tylko coraz bardziej się nagrzewała, ale również wzmagały się powierzchniowe ataki żerujących intensywnie - po niedawnym tarle - boleni. Niecierpliwie wyczekiwało się "wędkarskiego święta", czyli 1. maja, kiedy to rozpoczyna się sezon nie tylko na szczupaki, które tego dnia są głównym celem zdecydowanej większości wędkarskiej braci, ale również jest to pierwszy dzień, w którym można łowić bolenie. Złowienie majówkowego aspiusa było właściwie formalnością, nawet wtedy, gdy stawiałem w tym gatunku pierwsze kroki i moje pojęcie o ich łowieniu, praktycznie było zerowe, a wiedza opierała się wyłącznie na teorii wyczytanej w prasie wędkarskiej. I nie piszę tego, aby się chwalić, tylko takie były realia: bolenie "gotowały" wodę, a 80 - 90% złowionym ryb było tymi namierzonymi, które co chwilę zdradzały swoją obecność głośnymi atakami na stadne ukleje.


Nieprzypadkowo użyłem kilkukrotnie czasu przeszłego, gdyż powyższe jest już... przeszłością. Od kilku lat, pierwsza część wiosny lubi być "kapryśna" i, jak się okazuje, pierwsze tygodnie tegorocznego boleniowego sezonu również są ciężkie, a złowienie bezzębnego drapieżcy niejednokrotnie jest nie lada wyzwaniem. Potwierdzają to wieści znad tegorocznej wiosennej Odry. Owszem, marzec był ciepły, a pierwsza część kwietnia była gorąca, a nawet upalna (na Dolnym Śląsku odnotowaliśmy temperaturę 30 stopni), co skutkowało tym, że bolenie w marcu były już po tarle, a w pierwszej połowie kwietnia temperatura wody osiągnęła wartość 17 stopni i łowiło się już na feedery "wypompowane" płocie i jazie. Gdy w kalendarzu był jeszcze marzec, bolenie już zaczęły powierzchniowe żerowanie, a podnosząca się w bardzo szybkim tempie temperatura wody, wzmagała ich apetyt, co objawiało się całodziennymi atakami w warkoczach, na przelewach, na łachach, na napływach, właściwie wszędzie. I gdy wydawało się, że tegoroczne otwarcie sezonu będzie w końcu takie, jak przed laty, przyszło mocne i długotrwałe ochłodzenie (które nie tylko wyhamowało mocno rozpędzoną wiosnę, ale również schłodziło temperaturę wody w Odrze w 17 do 11 stopni), objawiające się temperaturą powietrza poniżej 10 stopni w ciągu dnia, a w nocy ta wartość spadała nawet poniżej zera (i to znacznie, gdyż w okolicznej wsi, została zarejestrowana temperatura -8 st.!).


Co to oznacza dla boleniowych zapaleńców? Ano, z ostatniej dekady znamy to niestety bardzo dobrze. "Martwa" woda i próba wymęczenia chociażby jednego brania przez cały dzień, to często realizowany scenariusz przez niejednego spinningistę, który za wszelką cenę próbuje złowić wiosennego bolenia.



STRIKE PRO FLAP JACK - PRZYNĘTA DO ZADAŃ SPECJALNYCH



W takiej sytuacji, wybierając się na wiosenne łowy, jest niemal pewne, że zarówno powierzchniowe, jak i "ekspresowe" przynęty będą mogły zostać w domu (oczywiście, to jest przenośnia i zawsze warto mieć przy sobie wabiki do różnych technik). Co zatem zapiąć na końcu spinningowego zestawu, jaką przynętę przypiąć do agrafki? Poprzednie wiosenne zmagania pokazały, że "woblerocykada" jest tym wabikiem, który daje nam szansę na złowienie pierwszych boleni w sezonie, gdyż jest to przynęta stworzona do powolnego łowienia w przydennych strefach. "Zgasłe" bolenie po wiosennym, długotrwałym ochłodzeniu, potrafią trwać w cichości przez wiele dni i "wegetować" przy samym dnie, a tego typu przynęta idealnie nadaje się do obławiania tej strefy łowiska.


Na rynku mamy wiele "woblerocykad", ale jednym z moich faworytów zdecydowanie jest Flap Jack ze stajni Strike Pro. Gdy wiosenne bolenie idą na długi "urlop" za sprawą tego, co widzieliśmy od połowy kwietnia za oknami, wówczas przynęta ta pokazuje swoją prawdziwą moc. Tylne oczko do mocowania na agrafce, które nadaje przynęcie agresywniejszą pracę, w połączeniu z zamontowaną wewnątrz korpusu grzechotką, to cechy, które mają realny "dar przekonywania" do otwarcia pyszczydła. A jeśli należysz do grupy wędkarzy, którzy uważają, że jak bolenie, to tylko drobna praca i żadnych "efektów dźwiękowych", to... sprawdź sam, a przekonasz się, w jak wielkim jesteś błędzie. Ja już się przekonałem i od kilku lat, Flap Jack jest nieodłącznym wyposażeniem boleniowego pudełka, gdy skradam się brzegami dolnośląskiej Odry.


Owszem, w katalogowym opisie, gdzie jest zdanie o "preferencjach gatunkowych", nie przeczytasz o boleniu, ale nie daj się "nabrać", gdyż prawdziwie jest to świetna przynęta na aspiusy, co może potwierdzić niejeden łowca tych ryb. Medalowe okazy, które kręcą się w okolicy dna, lubują się w tej "cykadzie", co pokazują także relacje kol. Dariusza Mrongasa, który jest prawdziwym specem od łowienia "kabanów" na granicznej Odrze.



NIC DO STRACENIA, WIELE DO ZYSKANIA



 Jeśli ganiasz za boleniami, ale do tej pory nie miałeś okazji łowić "flap dżakiem", to z czystym sumieniem proponuję Ci małą inwestycję w tę woblerocykadę, abyś mógł przekonać się na własnym spinningu, jak ta "grzechocząca furia" działa na linię boczną naszych polskich "tarponów" ;) W ofercie są cztery wielkości tego wabika, jednak najmniejszy (4 cm, 6 g) zostawiłbym dla łowców okoni, pstrągów, czy kleni, a największy (9 cm, 31.6 g) dla sumowych zapaleńców, ale dwa pośrednie (6.5 cm, 13.6 g oraz 7.5 cm, 21.8 g), to prawdziwe boleniowe rarytasy. Na początek zdobądź po jednym egzemplarzu z tych dwóch wielkości, a przekonasz się, że słowo "na początek" nie zostało użyte przypadkowo.



***

 Tegoroczny maj przeszedł już do historii. Był ciepły, słoneczny. Temperatura wody szybko wróciła do wartości sprzed ochłodzenia i już ją nawet przekroczyła. Ale kwietniowy "powrót zimy" (który skutkował tym, że na termometrach odczytywaliśmy ledwie kilka stopni powyżej zera, w nocy notowaliśmy przymrozki, a za oknem hulał zimny wiatr z północy i padał śnieg) wciąż zbiera żniwo i nadal nie słychać prawdziwych boleni, które w kwietniu lubiły zdradzić swoją obecność tym "niskim dźwiękiem". Ba, nawet maluchów 50-60 cm za bardzo nie widać, a ich pojawienie się na powierzchni jest, jak szczęśliwy los na loterii. Są to okoliczności, które wymuszają na wędkarzach stawanie na przysłowiowej głowie, aby przekonać do brania chociaż jednego bolenia. Oczywiście mówię o boleniu, nie o boleniku (a nierzadko i tego ciężko złowić). Ale w praktyce nie musi to być aż tak trudne, gdyż bohater tego tekstu może przyjść z odsieczą i sprawić, że Twoje wiosenne podchody będą "niesprawiedliwie" owocne, o czym przekonał się już niejeden spinningista, gdy na tegorocznej, majowej wyprawie, zapiął na agrafce woblerocykadę. I nie tylko na majowej, gdyż w kalendarzu mamy już czerwiec, a środkowa Odra wciąż jest cicha - boleniami częstuje skąpo i w bardzo wielu przypadkach dopiero po założeniu przynęty w typie woblerocykadowym.

Mariusz Drogoś
Team Dragon