Mimo że na większości zbiorników PZW populacja karpia nie jest duża, postanowiłem spróbować swoich sił na ponad 150 - hektarowym, nieodkrytym przeze mnie do tej pory jeziorze. Niestety w dzisiejszych czasach duże ryby mieszkające w wodach PZW nie mają lekko. Cały czas można spotkać kłusowników i wędkarzy, którym zasada "Złów i Wypuść" nie jest bliska, dlatego tak ważne jest, by dbać i szanować te szlachetne stworzenia.
Jednym z trudniejszych - a zarazem bardzo ważnych - zadań przed zasiadką było wytypowanie miejscówki, więc zająłem się tym już 2 tygodnie wcześniej, sprawdzając prognozę długoterminową i wstępnie nęcąc obszar w którym planowałem łowić. Średnio co 2 - 3 dni odwiedzałem upatrzone miejsce i dosypywałem po około 2 kg mieszanki kulek z orzechem tygrysim i pelletem Dragon Classic FISH Mix.
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień przeprawy na miejsce. Przeprawa była wymagająca, gdyż docelowe miejsce rozbicia obozowiska znajdowało się około kilometr od parkingu, dlatego niezbędny był transport na dwa kursy pontonem. Dzięki wodoodpornym torbom z kolekcji DRAGON wszystkie znajdujące się w nich przedmioty pozostały suche. Zdecydowanie uważam, że torby z materiału wodoodpornego PVC to dobra inwestycja, gdyż mamy pewność, że nawet podczas silnego deszczu nasze ubrania czy żywność pozostaną suche.
Po dotarciu na "sztele" pierwszy sukces: moje nęcone od 2 tygodni miejsce było wolne. Wędki usytuowałem na spadzie między 2 dużymi zatokami. Jedna na płyciźnie w bardzo bliskiej odległości od linii trzcin i mokradeł, natomiast druga kilkanaście metrów dalej, na końcu spadu, a zarazem na skraju roślinności podwodnej. W głowie miałem plan, który zakładał zatrzymanie karpi migrujących z jednej zatoki do drugiej.
Po wywózce mogłem delektować się kontaktem z naturą, a było czym, gdyż często dopiero na tak odizolowanych stanowiskach rozłożonych w różnych miejscach zasięgu całego jeziorach można dostrzec piękno dzikiej przyrody. Rozmaite gatunki ptactwa wodnego umilały godziny i dni w oczekiwaniu na branie. Wieczorami można zaobserwować jeże i gryzonie próbujące podkraść odrobinę zanęty, a cały czas rozwijające się rośliny przybrzeżne dopełniały letni krajobraz.
Pierwsza noc przebiegła spokojnie, jednak zbytnio się tym nie przejmowałem. Udało się złowić sporego leszcza, tak na otwarcie zasiadki. Takim miejscom należy poświęcić więcej czasu niż typowym łowiskom komercyjnym. Cały czas podtrzymywałem wcześniejszą taktykę na złowienie dzikiego karpia i konsekwentnie donęcałem miejscówkę. Żeby zwiększyć prawdopodobieństwo złowienia wiekowej ryby, należy zrezygnować z ognisk i głośnego biesiadowania, najlepiej po prostu czekać aż nadarzy się okazja. Druga doba przebiegła podobnie do pierwszej, po nocy zagościł u mnie kolejny leszcz.
Pierwszy kontakt z dzikim karpiem miałem podczas trzeciej nocy. Głośny dźwięk sygnalizatora wyrwał mnie z namiotu. Postanowiłem nie tracić czasu i od razu wsiadłem na ponton, by zminimalizować ryzyko wejścia ryby w zaczepy. To jednak się nie udało, po dopłynięciu na miejsce ryba była już zaparkowała w szerokim pasie trzcin. Po długiej walce, rozplątywaniu żyłki z trzcin i holu ryby "na rękę" udało się wyciągnąć pięknego pełnołuskiego dzikusa, który - jak podejrzewam -nigdy wcześniej nie był złowiony.
Na spanie nie było czasu; po kilku godzinach, prawie o świcie, miałem kolejne branie z tej samej miejscówki. Ponownie wsiadam do pontonu i płynę w kierunku ryby. Okazało się, że wpłynęła już w jedną z dwóch zatok odgraniczającą moją miejscówkę. Na moje nieszczęście cała zatoka "usiana" była podwodnym lasem z moczarki. Podpłynąłem w miejsce, gdzie żyłka wchodziła do wody, powoli wyciągałem, a moim oczom ukazał się duży lustrzeń zaplątany w masę podwodnego zielska. Gdy go zobaczyłem, od razu podskoczyło mi ciśnienie, ale pewnym ruchem podebrałem prawie 16 kg rybę podbierakiem ze sztywną ramą od Dragona. Kosz jest na tyle obszerny, że pomieści największe okazy pływające w polskich wodach. Sztywna rama jest o tyle ważna, gdyż bez niej nie udało by mi się podebrać ryby z taką ilością zielska.
Złowione ryby zachęciły mnie do zostania na jeszcze jedną noc, co jak się okazało później, było słuszną decyzją. Wieczorem, krótko po wywiezieniu wędek, było kolejne - tym razem powolne branie, które stopniowo rozwinęło się w karpiowy odjazd. Ryba skierowała się na otwartą wodę, bez zaczepów, więc mogłem delektować się holem karpia o zachodzie słońca. Już po ugięciu kija MegaBAITS Stealth Carp o długości 3m i krzywej ugięcia 3 lb wiedziałem, że nie będzie to mała ryba. Paraboliczna praca wędziska w znacznym stopniu pomaga w skutecznym wyholowaniu ryby, a relatywnie mała krzywa pozwala czerpać dużo przyjemności z holu. Ważne jest, by wybierając wędkę do łowienia ze środka pływającego zwrócić uwagę na długość kija - aby łatwiej operować wędziskiem w łódce czy pontonie powinniśmy wybierać stosunkowo krótkie modele.
Kiedy ryba wyłoniła się przy powierzchni, moim oczom ukazał się pięknie ułuszczony lustrzeń. Stać go było jeszcze na kilka dojazdów ale koniec końców, już po krótkiej chwili pozowałam z nim do zdjęcia.
Ten wspaniały czas nad wodą pozwolił mi odpocząć od zgiełku i życia codziennego, dlatego zawsze będę każdego zachęcał do tego, aby praktykować swoje hobby najczęściej jak się tylko da. Nawet gdy szansa na jakikolwiek kontakt z rybą jest nikła, warto jechać nad wodę, bo nigdy nie wiadomo kiedy będzie ten dzień...
Z zasiadki zjeżdżam spełniony, nieczęsto łowi się ryby wypracowane, do których złowienia trzeba włożyć uprzednio sporo pracy i energii, a przede wszystkim czasu. Jeszcze tam wrócę, coś czuję, że uda mi się tam jeszcze w tym roku postawić "kropkę nad i"...
Mikołaj Łopatka
Team Dragon