Testerzy relacjonują

Medalowa certa i amatorskie "Eldorado"

Zanętowy pakiet przyszedł do mnie dużo wcześniej, ale zanim otworzyłem pierwsze opakowania, minęło sporo czasu. Powód? Zastanawiałem się, jaką obrać taktykę, z jakim nastawieniem podejść do samych zanęt, na czym się skupić i co będę chciał przelać na papier (właściwie, to klawiaturę)...

Pomysłów było kilka. Zmieszać "wiadro" zanęty z wiadrem gliny, odpowiednio je skleić, wsypać jakiś atrakcyjny dodatek, podać w bankową odrzańską miejscówkę i... z wielkim prawdopodobieństwem cieszyć się trudną do zliczenia ilością brań. Tak byłoby najprościej, żeby pokazać, że ta, czy tamta zanęta wabi ryby. Jednak, zastanawiając się nad tą opcją, stwierdziłem, że taka taktyka łowienia będzie mieć relatywnie wąskie grono odbiorców, gdyż nie każdego na to stać i nie każdy ma potrzebę łowienia w sposób "zawodniczy". Idąc tym torem, zapadła decyzja o totalnie ekonomicznym sposobie łowienia, jaki praktykuje 80 - 90% spotkanych nad brzegiem Odry wędkarzy feederowych. Zero nęcenia kulami - jedynie odrobina zanęty w wiadrze, która będzie aplikowana przy każdym przerzuceniu zestawu do koszyka zanętowego, trochę tego, co na haku (kukurydza) i jakiś smakowo-zapachowy dodatek. To wszystko. Również żadnych sit, czy atomizerów – to nie woda stojąca i nie zawody, tylko rzeka i prywatne, proste łowienie, jakie spotykane jest tutaj najczęściej.
Zastanawiając się również nad charakterem tekstu zdecydowałem, że nie będę podawać żadnych rozbudowanych opisów zanęty czy atraktora. Nie będę też bawić się w wyszukiwanie i podawanie dokładnego składu spożywczego, gdyż i tak żaden producent nie zdradzi w pełni swoich tajników (co jest oczywiste i zrozumiałe), a i prawda jest taka, że zdecydowanej większości wędkarzy to nie interesuje. To, co nas, wędkarzy, najbardziej może zachęcić do użycia danej mieszanki, jest odpowiedź na pytanie: czy ta konkretna zanęta smakuje rybom i jak się nazywa, aby wiedzieć, o co poprosić w sklepie wędkarskim? Jeśli jesteś ciekaw, jak sprawdziła się zanęta rzeczna Elite Rzeka, to zapraszam na wspólną odrzańską nockę z feederami.

DZIEŃ PIERWSZY

Druga część lipca. Na dolnośląskiej Odrze niżówka, która w połączeniu z upałami daje temperaturę wody na poziomie 25 stopni. Ze sprawdzonych wieści znad wody wiem, że w ostatnim czasie złowienie jakiejkolwiek ryby za dnia jest jak trafienie wszystkich liczb w "totka". Moim celem jest jednakże nocne łowienie. Na łowisko pojechałem już po obiedzie, gdyż nie wiem, co mnie czeka, ile czasu zajmie mi przedzieranie się przez pokrzywy, i czy upatrzona na satelicie główka będzie wolna, czy będę musiał szukać innego miejsca.
Niełatwy dojazd i "dzika dzikość" dookoła sprawiają, że wędkarze się tutaj zapuszczają niechętnie i miejsce okazuje się być wolne, a brak wydeptanej ścieżki oznajmia, że dawno nikt tutaj nie siedział. Oznacza to też to, że tutejsze ryby nie są przyzwyczajone do regularnego podawania sypkiej zanęty i ich obecność oraz reakcja nie muszą być wcale takie oczywiste.
Wyciągam wszystkie "graty" z auta, wskakuję w długie spodnie, zakładam też kalosze i kilkoma kursami przedzieram się przez pokrzywy, osty, nawłocie i wiele innych gatunków "ziela". Po przeniesieniu wszystkiego na ostrogę, przebieram się w ciuchy bardziej odpowiadające panującej temperaturze. Wtedy z lasu nagle wyłania się... quad, który tuż przed moim nosem rozpoczyna hałaśliwe rozjeżdżanie łęgowych pokrzyw, wielokrotnie podjeżdżając pod samą linię brzegową. Nie przejmuję się tym, tylko biorę się za spokojne rozłożenie sprzętu i przygotowanie stanowiska do całonocnego łowienia. Pierwsze, co robię, to zarzucam dwa feedery z kukurydzą na haczyku i pustym koszykiem zanętowym, aby sprawdzić, czy są tutaj ryby, czy będę musiał je przywołać. Często tak robię i tym sposobem złowiłem już niejedną piękną sztukę, ale tym razem miejsce zdaje się być puste lub ryby totalnie nie żerują, gdyż przez cały okres przygotowania zanęty oraz stanowiska nic nie zainteresowało się "cukierkami".
Mam ze sobą różne zanęty i dodatki. Zapada decyzja o otwarciu zanęty Dragon Elite Rzeka. Opakowanie ma 2.5 kg, ale do wiadra wsypuję około kilograma. Nawilżam wstępnie i mieszam. Frakcja jest dość drobna (dostrzegam czerwone, drobno zmielone pieczywko), więc dla "użyźnienia" otwieram również pellet Dragon Magnum Classic Truskawka-Ryba 2 mm i wsypuję kilka garści. Odkręcam także booster Dragon Magnum Truskawka i niewielką ilością dowilżam przesychającą już zanętę. Wszystko mieszam raz jeszcze. Po jakimś czasie dosypuję z puszki kukurydzę i nieco przemoczona (celowo) zanęta jest gotowa do zaserwowania jej rybom. Za każdym razem, gdy przechodzę obok wiadra, czuję truskawkę, którą znają wszystkie dzieci pijące w trakcie choroby "apteczne dobrodziejstwa";)
Boostera wlałem naprawdę niewiele, ale intensywność zapachu robi wrażenie.

NOC

Gdy słońce chowa się za lasem i jego pozycja chyli się ku zachodowi, "zapinam pasy", montuję na szczytówkach świetliki, wcinam porządnego schabowego i biorę się za nocne łowienie. Gdy zaczyna się robić szarówka, jest pierwsze, bardzo mocne branie, które zakańczam udanym zacięciem, a po stylu walki ryby, wiem, że prawdopodobnie na końcu zestawu jest certa. Tego lata mam przyjemność łowić je w ilościach do tej pory niespotykanych i chociaż nie mogą porównywać się z brzanami, to jednak ich siła sprawia, że łowienie ich delikatnymi zestawami jest dla mnie prawdziwą przyjemnością. Przy brzegu przypuszczenia się potwierdzają, pierwszym smakoszem kukurydzy okazuje się być piękna certa. Szybki pomiar wskazuje 40 cm, czyli... jest medal, a właściwie, to byłby, gdyż od X lat nie bawię się już w zgłaszanie medalowych ryb.
Szybkie wypięcie, zdjęcie i ryba wraca do wody. Dwa kolejne rzuty dają wzdręgę i krąpia, po czym następuje przerwa w braniach. Gdy jest już zupełnie ciemno, szczytówki ożywają i przez całą noc łowię kilkadziesiąt ryb różnych gatunków. Wyjeżdżają naprawdę grube, odrzańskie krąpie, trafia się też piękny kleń, nieduża brzana, pojedyncze płocie i regularnie biorą także waleczne certy, które cieszą mnie najbardziej. Te ostatnie, rozmiarowo jeden rocznik – wszystkie pod 40 cm.
Poza rybami, noc jest również pełna atrakcji zwierząt lądowych. Locha z pasiakami, która przyszła na międzyostrogową łachę i głośne zabawy przychówku, budzący wszystkich dookoła puszczyk, brechające sarny, czy grasujący całą noc na główce szczur, to tylko niektóre z przygód, jakie miałem przyjemność widzieć lub słyszeć.


DZIEŃ DRUGI

Gdy zaczęło świtać, aktywność ryb zdecydowanie osłabła. Ale nie martwiłem się tym, gdyż moim celem była noc, która była wybitnie owocna, a w planach miałem zacząć się zwijać, jak tylko wiatr i słońce osuszą wszystkie "graty" z rosy. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, po krótkiej porannej przerwie, szczytówki ponownie zaczęły pokazywać regularnie mocne brania. Trafiła się też kolejna certa, ale dominatorkami były piękne płocie, które przy braniu gięły szczytówki z siłą, jakiej nie powstydziłby się nawet kleń. Ryby brały do ostatniego rzutu (i to dosłownie do ostatniego) i gdybym wpuszczał je do siatki, to... wyjęcie jej z wody, wcale nie byłoby takie bezproblemowe. Gdy wszystko obeschło, spakowałem się, ponownie wskoczyłem w długie spodnie i kalosze, aby w kilku turach zanieść wszystkie "graty" do auta i zadowolony z udanej nocnej zasiadki, ruszyłem w drogę powrotną.

PODSUMOWANIE

Cóż mogę powiedzieć? Mnogość brań i spektrum gatunkowe (brzana, certa, kleń, krąp, płoć, wzdręga) sprawiły we mnie szczere ukontentowanie – to było prawdziwe Eldorado. Przygotowana mieszanka, doprawiona na owocowo, ewidentnie przypasowała odrzańskim rybom, co objawiło się ogromną ich ilością oraz wyjątkowo mocnymi braniami. Jednak największym zaskoczeniem dla mnie była aktywność ryb za dnia, co z pewnych źródeł wiem, że w ostatnim czasie było "niewykonalne".
Zabrakło mi jedynie leszczy, ale skoro nie chciały truskawki, to... następnym razem spróbuję je przekupić czymś innym. A czym? Pozwólcie, że na razie to pytanie pozostawię bez odpowiedzi.
Przygotowana mieszanka (przypomnę: zanęta Elite Rzeka, pellet Magnum Truskawka-Ryba, booster Truskawka i kukurydza) sprawdziła się na medal. Jak wspomniałem na początku, taktyka była totalnie "amatorska". Zero wstępnego nęcenia kulami, czy "szklankami", zanęta wędrowała jedynie do koszyka. A mimo to, brania były przez wiele godzin i gdybym został jeszcze dłużej, z pewnością byłoby ich jeszcze więcej, gdyż do domu pojechałem nie z powodu zaniku brań, tylko przez rozpędzający się z każdą minutą upał.

Mariusz Drogoś
Team Dragon