O godzinie 11.20 nagle zewnętrzny planer z mojej strony zaczyna cofać się, a hamulec pożyczonej od Andrzeja wędki odgrywa piękną melodie wysnuwanej żyłki. Krzyczę: "Siedzi!" Andrzej błyskawicznie zwija pozostały sprzęt, ponieważ czułem, że nie jest to 50-tka, a coś zdecydowanie większego. Odpowiednie ustawienie hamulca pozwala troci odjechać dobre 50 metrów od łódki. Po wyłączeniu silnika przygotowujemy się do podebrania mojej upragnionej - jak się potem okazało - życiówki. Andrzej powtarza rady, sugeruje, jak postępować aby nie utracić tego kolosa, który walczy przecież o życie. W tym momencie doceniłem sprzęt, który pożyczyłem od przewodnika. To mnie uspokajało i dawało poczucie bezpieczeństwa. W myślach analizowałem wszystkie wskazówki Andrzeja, stosowałem się do jego komend. Po kilku minutach pięknego, niezapomnianego holu moja królowa była już na pokładzie gotowa na sesję zdjęciową. Przepełniła mnie radość, której nie da się opisac żadnymi słowami i poczucie spełnienia. Bo przecież to moja życiówka - 72 cm, 3,50 kg! Do końca wędkowania udało nam się jeszcze złowić 2 kolejne wymiarowe trocie. Niezapomniany dzień z życiówką na koncie zakończyliśmy około 14.30, ponieważ wiatr uniemożliwiał bezpieczne pływanie. Życzę wszystkim takich wrażeń i sprzętu, który ma ogromne znaczenie w drodze do niejednokrotnie długo oczekiwanego przez nas upragnionego sukcesu.
Pozdrawiam serdecznie,
Rafał Stuba
Fotogaleria z innych wypraw A. Wiznera: