Wasze historie i testy

Jesenice u Chebu

SPIS TREŚCI

Gdy zadzwonił do mnie Petr Prochazka z zaproszeniem na ryby do Czech, nie zastanawiałem się nawet sekundy; jeszcze zaproszenie nie wybrzmiało w słuchawce, a ja już byłem zdecydowany przyjechać.

Spakowałem niezbędne rzeczy i wyruszyłem w obiecującą podróż. Nawigacja samochodowa wskazywała cel podróży: zbiornik zaporowy w południowo-zachodniej części Czech o nazwie Jesenice.

Łowisko

Na miejscu zostałem mile zaskoczony otoczeniem, łowisko okazało się bardzo urokliwe i wręcz wymarzone dla łowców sandaczy z powodu niezwykle urozmaiconej rzeźby dna z dużą liczbą podwodnych ilastych i kamienistych górek oraz typowo sandaczowe bankówki, takie jak zalana stara droga czy pozostałości po budowlach stojących tutaj zanim pojawiła się woda. Strefa brzegowa nie ustępowała atrakcyjnością; wypatrzyłem tutaj liczne stoki i spadki. Głębokość budząca zainteresowanie sandaczowców, zmienna od 2 do 12 metrów, a ryby najczęściej łowiliśmy na 4. i 5. metrze głębokości.

Sprzęt

Spinningowałem wędziskiem Dragon Nano Power Jig o c.w. do 35 g z kołowrotkiem Dragon Ultima II, do tego plecionka Ultra Nano 0,14 mm w szarym kolorze, oraz oczywiście przypony HM Steel Guard do 6 i 10 kg wytrzymałości. Łowiliśmy głównie sandacze w przedziale 50-70 cm, gratką były trafiające się dorodne okonie o długości ok. 40 cm. Najczęściej używałem gum V-Lures Mamba II oraz Mutant i Phantom.


 

Tylko opad

Po wielu próbnych prezentacjach przynęt rozmaitymi sposobami i technikami w końcu zdecydowałem się na prowadzenie klasyczne sandaczowe czyli opad, w zależności od żerowania ryb bardziej lub mniej agresywny. Główki V-Point Speed egzamin zdały celująco, gwarantując mi pewne wcięcia (głębokie i pewne wniknięcie haka w paszczę) i trzymanie ryby podczas holu są ich wielką zaletą, zarówno przy mniejszych i większych rybach.

Nie bałem się deszczu

Podczas deszczowej pogody (przez większą cześć mojego pobytu) najważniejszym dla wędkarza dobry ubiór i tu po raz kolejny nie zawiodły ciuszki od Geoffa Andersona, obojętnie jak by nie padało, zawsze wychodziłem z łódki suchy. Zbiornik okazał się bardzo bogaty w ryby, jednak nie dane i było spotkać się oko w oko z tymi największymi sandaczami. Jak zapewniał mnie Petr, na te najgrubsze okazy nadejdzie jeszcze czas. Teraz już wiem, że wtedy na pewno pojawię się tam znowu.

Piotr Malicki