Ponad rok temu napisałem tekst pot tytułem "Wędka na sandacze dla śpiochów ". Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia komuś się przydały i - mając na uwadze głosy internautów krytykujące istnienie wklejanek - postanowiłem napisać o modelu wędziska, którego używam na co dzień. Chociaż na łodzi mam zawsze jakiś jednoskład, który służy mi do łowienia cięższymi gumami i kogutami, wklejka jest mi niezbędna, gdy przychodzi okres słabszego żerowania drapieżników lub zbliża się zima. Wręcz nie wyobrażam sobie wykreślenia jej z podstawowego asortymentu, który mam zawsze pod ręką.
Wędzisko Dragon Fishmaker (2,30 m c.w. 4-21 g) pierwszy raz wpadło mi w ręce podczas wędkowania w Szwecji. „Poczęstował” mnie nim Grzegorz Siciński, gdy zobaczył jak męczę się ze spadającymi okoniami z wędki, na którą akurat łowiłem. W łowisku żerowały bardzo duże szczupaki, trafiały się sandacze i stada pięknych, ale delikatnie biorących garbusów. Użycie Dragon Fishmakera było strzałem w dziesiątkę. Pożyczony od Grześka kij elegancko radził sobie z każdym gatunkiem ryb. Świetnie parował odjazdy nawet największych szczupaków, informował mnie o najdelikatniejszym puknięciu okonia oraz pozwalał na skuteczne zacięcie każdego sandacza.