Wasze historie i testy

Kobieta na rybach c.d.

SPIS TREŚCI

Poprzednia część artykułu»

Przez kilka ostatnich sezonów tylko spinninguję, dlatego postanowiłem zabrać ze sobą lekką okoniówkę i pudełko z najmniejszymi paprochami. Doskonale pamiętam minę Marty uważnie wpatrującej się w gumowe drobiazgi i zdanie, które w końcu padło: „To są te całe spławiki, tak?”

Trochę trwało, zanim uświadomiłem jej, czym jest wędkarstwo spinningowe a czym stacjonarne. Jak wkrótce się okazało było warto, ponieważ perspektywa zwiedzania brzegu jeziora, obserwacja wody i pozorny brak monotonni bardzo jej się spodobały. Nie będę ukrywać, iż miałem nieco prostsze zadanie. Marta to miłośniczka psów, spędzania czasu na łonie natury i wytrawny wędrowiec. W tych sprzyjających okolicznościach postanowiłem wykorzystać całą swoją wiedzę i, korzystając z moich podobno niezłych umiejętności pedagogicznych, przekazać ją w możliwie jak najciekawszy i przystępny sposób.

Po krótkiej wędrówce trafiliśmy w końcu nad brzeg jeziora, gdzie bardzo szybko namierzyłem stado żerujących okoni. Zaraz po technicznym instruktażu dotyczącym rzucania, prowadzenia i doboru przynęty, przekazałem wędzisko mojej towarzyszce. Początki były trudne, ale z każdym kolejnym rzutem szło jej coraz lepiej…


 

Emocje

Emocje towarzyszące wyholowaniu pierwszej ryby były czymś, czego chyba nigdy nie zapomnę. Totalna euforia i niesamowita radość, a przy tym masa pytań odnośnie samej zdobyczy, ponieważ przepięknie ubarwiony okoń nijak się miał do jej wcześniejszych wyobrażeń. Oliwkowo-zielny grzbiet przechodzący w złoto kremowy brzuch, ciemne poprzeczne pasy i czerwone płetwy rozczuliły Martę całkowicie, w związku z czym ciężko mi było wytłumaczyć jej, że nie jest to pluszowa przytulanka a żywy organizm, który należy delikatnie uwolnić z haczyka i wypuścić. Sama idea wypuszczania ryb również bardzo jej się spodobała, bo przecież jak można skrzywdzić takie śliczne stworzonko…

Spinning i spławik

Od tamtego dnia minęło już sporo czasu, ale mimo to Marta nadal bardzo chętnie jeździ ze mną nad wodę. Uwielbia łowić okonie i ma już na swoim koncie kilka trzydziestocentymetrowych garbusów. Doskonale radzi sobie ze wszelkimi technicznymi aspektami, potrafi wstrzelić się przynętą w gusta ryb, a pojęcia takie jak ciężar wyrzutowy, dżigowanie czy boczny trok są dla niej w pełni zrozumiałe. Wie również, czym jest i do czego służy spławik…w końcu!


 

Czasami przegrywam

Muszę się również przyznać, aczkolwiek niechętnie, iż kilkukrotnie udało jej się mnie pobić zarówno pod kątem ilościowym i jakościowym. Moja męska duma próbowała ratować się standardowym ,,dałem ci fory, kochanie”, ale niestety, rzeczywistość jest inna i oboje wiemy jaka jest prawda. Nie jest to oczywiście powód do złości, ale do radości i dumy, bo przecież możliwość dzielenia wspólnej pasji z ukochaną osobą jest niecodziennym zjawiskiem i zarazem dającym ogrom frajdy i satysfakcji.

Babski róż

Niedawno miałem okazję przekonać się, że historia Marty i jej fascynacji wędkarstwem nie jest tylko jednostkowym przypadkiem, niemalże wyjętym prosto z akt ,,Archiwum X”. Okazało się, że Agnieszka, dziewczyna mojego kolegi Marcina, również wędkuje i to z prawdziwym zapałem. Podczas jednego z wypadów, korzystając z nieobecności naszych towarzyszek podpytałem go nieco o początki wędkarskiej przygody Agnieszki. Oto, co powiedział:


 

,,Wszystko zaczęło się od pewnego niewinnego wyjazdu na ryby, na jedną ze świętokrzyskich rzek. Był to raczej wyjazd typowo towarzyski a wędkowanie stanowiło jedynie miły dodatek. Początkowo Agnieszka i nasi znajomi przygotowywali ognisko. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie złapał muchówki by choć kilka razy porzucać. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu, Aga złapała za spinning oparty o samochód i dołączyła do mnie. Początek był ciężki, ale po krótkim instruktażu szło jej coraz lepiej. Momentem kluczowym było z pewnością złowienie kilku całkiem przyzwoitych okoni, krótko mówiąc połknęła bakcyla. W niedługim czasie pojechaliśmy na San, gdzie kibicowała mi z brzegu rozwiązując krzyżówki. Nieco później nastąpiło mocne zainteresowanie woblerami i oczywiście pierwsza wspólna wyprawa do sklepu wędkarskiego, gdzie musiałem kupić kilka sztuk obowiązkowo w kolorze babskiego różu. O paradoksie, właśnie ten kolor okazał się najbardziej skuteczny, jeśli chodzi o pstrągi. Kolejny etap to spinningowe klenie, które bardzo szybko stały się jej ulubionymi rybami, a niedawno miała swój debiut z muchówką, który zaowocował pierwszym w życiu lipieniem. Aga to twardy zawodnik, który nigdy się nie poddaje. Doskonale pamiętam sytuację, kiedy sama wyskoczyła nad wodę i już na samym początku musiała wracać, ale nie do domu, lecz prosto do szpitala z powodu niefortunnego umieszczenia grotu kotwiczki w swojej dłoni. Po szybkiej interwencji chirurgicznej wróciła nad rzekę jak gdyby nic się nie stało...”

Musiałem przerwać koledze opowieść, jednocześnie przypominając o mojej ,,szpitalnej przygodzie”, kiedy to po wykonaniu pierwszego segmentowego woblera i sprawdzaniu jego wytrzymałości obie części zostały mi w dłoniach, z tym, że grot jednej z kotwiczek utknął w moim palcu. Wypad na ryby to ostatnia rzecz, na którą miałem wówczas ochotę. Ta mała dygresja dla początkujących lurebuilderów: nie wklejajcie stelaży na poxipolu. Ale to już temat na inną opowieść.


 

Punkt widzenia stary jak świat

Jak widać wędkarstwo to tylko pozornie męskie hobby. Owszem, w oczach większości kobiet zajęcie to było, jest i będzie bezsensowną stratą czasu, zarezerwowaną tylko i wyłącznie dla panów w podeszłym wieku. Nieco krzywdzące stwierdzenie, dalece mijające się z rzeczywistością, ale niestety nie mamy na nie większego wpływu. Nasuwa się jednak pytanie: czy istnieje jakiś złoty środek, aby zmienić ten stan rzeczy? Cóż, wszystko zależy od zainteresowanej kobiety i jej podejścia do wędkarstwa. Z pewnością zawsze warto próbować agitacji różnymi sposobami, bo często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że nawet niewinny i krótki pobyt nad wodą może diametralnie zamieszać w głowie naszej wybrance serca i to nieodwracalnie. Kiedy tak się stanie musimy wykazać się anielską cierpliwością i często zagryzając wargi starać się możliwie najłagodniej wytłumaczyć, gdzie popełnia błąd. Delikatne podejście do sprawy jest w tym wypadku kluczowe! Pamiętajmy, kobieta to nie nasz kolega i z pewnością jej granica (za którą znajduje się istne piekiełko dla mężczyzn, przykładem jest tzw. ,,foch z przytupem na ostro”) jest znacznie cieńsza.


 

Początek nauki

Wędkarski wykład proponuję zacząć od lekkiego okoniowego spinningu, zdecydowanie odradzam wszelkie metody stacjonarne. Zabierzmy ze sobą lekką okoniówkę plus pudełko z paprochami. Okonki to wdzięczne i żarłoczne rybki, a ich niezwykła uroda z pewnością ułatwi nam sprawę; jeśli mamy zagrać na emocjach naszej partnerki, zacznijmy od jej wrodzonej wrażliwości na piękno, a tej akurat cechy pasiakom odmówić nie można. Podczas wspólnych wyjazdów chociażby w trakcie wakacji czy urlopu pokażmy naszym kobietom, że istnieje inna i znacznie przyjemniejsza możliwość wspólnego spędzania czasu, zamiast tradycyjnego zwiedzania czy kąpieli słonecznych. Pokażmy im również, że nie widzimy ich w roli polowych kucharek krzątających się każdego wieczoru przy grillu, ognisku, lecz jako zaufane towarzyszki wędkarskich wypraw.

Piotr Czerwiński