Wasze historie i testy

Kobieta na rybach c.d. - Historia

SPIS TREŚCI

 

,,Wszystko zaczęło się od pewnego niewinnego wyjazdu na ryby, na jedną ze świętokrzyskich rzek. Był to raczej wyjazd typowo towarzyski a wędkowanie stanowiło jedynie miły dodatek. Początkowo Agnieszka i nasi znajomi przygotowywali ognisko. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie złapał muchówki by choć kilka razy porzucać. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu, Aga złapała za spinning oparty o samochód i dołączyła do mnie. Początek był ciężki, ale po krótkim instruktażu szło jej coraz lepiej. Momentem kluczowym było z pewnością złowienie kilku całkiem przyzwoitych okoni, krótko mówiąc połknęła bakcyla. W niedługim czasie pojechaliśmy na San, gdzie kibicowała mi z brzegu rozwiązując krzyżówki. Nieco później nastąpiło mocne zainteresowanie woblerami i oczywiście pierwsza wspólna wyprawa do sklepu wędkarskiego, gdzie musiałem kupić kilka sztuk obowiązkowo w kolorze babskiego różu. O paradoksie, właśnie ten kolor okazał się najbardziej skuteczny, jeśli chodzi o pstrągi. Kolejny etap to spinningowe klenie, które bardzo szybko stały się jej ulubionymi rybami, a niedawno miała swój debiut z muchówką, który zaowocował pierwszym w życiu lipieniem. Aga to twardy zawodnik, który nigdy się nie poddaje. Doskonale pamiętam sytuację, kiedy sama wyskoczyła nad wodę i już na samym początku musiała wracać, ale nie do domu, lecz prosto do szpitala z powodu niefortunnego umieszczenia grotu kotwiczki w swojej dłoni. Po szybkiej interwencji chirurgicznej wróciła nad rzekę jak gdyby nic się nie stało...”

Musiałem przerwać koledze opowieść, jednocześnie przypominając o mojej ,,szpitalnej przygodzie”, kiedy to po wykonaniu pierwszego segmentowego woblera i sprawdzaniu jego wytrzymałości obie części zostały mi w dłoniach, z tym, że grot jednej z kotwiczek utknął w moim palcu. Wypad na ryby to ostatnia rzecz, na którą miałem wówczas ochotę. Ta mała dygresja dla początkujących lurebuilderów: nie wklejajcie stelaży na poxipolu. Ale to już temat na inną opowieść.