Wasze historie i testy

Wspomnienie ubiegłego lata

SPIS TREŚCI

Lipiec. Trzydziestostopniowy żar leje się z nieba, nie ma wiatru, drzewa i trawy ani drgną. To nie jest dobry moment na łowienie szczupaków, ale właśnie w takich warunkach przyszło nam łowić zeszłego lata.

W upalne lato większość wędkarzy przestawiła się na ryby spokojnego żeru, ale nie my. Dokładnie wiedzieliśmy, co robimy i czego konkretnie chcemy, gdyż już od dłuższego czasu szczupaki w rzece świetnie żerowały mimo opisanych wcześniej warunków atmosferycznych.

Wyprawa nieco inna

To była wyprawa taka jak inne, niczym szczególnym się nie wyróżniała, no może tylko tym, że tym razem zamierzaliśmy łowić po południu, a nie jak dotychczas - rano. W powietrzu było czuć, że spotkanie z dużym szczupakiem jest blisko, że to tylko kwestia czasu ;-) Atmosferę podgrzewały docierające z nad wody wieści. Nieliczni spinningiści, którzy nie poddali się i mimo upału pozostali nad wodą, co kilka dni łowili duże ryby nierzadko przekraczające 100 cm długości. Nam też, a w szczególności Michałowi, marzyło się spotkanie z dużym cętkowanym drapieżnikiem. Michał już od dłuższego czasu nie złowił nic godnego uwagi, nic z czego byłby dumny i o czym mógłby opowiadać podczas długich zimowych wieczorów.

Po dotarciu na łowisko okazało się, że stan wody jest bardzo niski, lecz mimo to ryby nie spłynęły w głębsze partie wody, a pozostały w naszym rejonie. Co rusz na powierzchni rzeki dostrzegaliśmy ataki drapieżników żerujących na stadach uklei. W większości za te ataki odpowiedzialne były bolenie, lecz te mniej widowiskowe z pewnością były sprawą nie kogo innego, jak dużych szczupaków. Nie było czasu do stracenia, więc do wody poleciały nasze najskuteczniejsze w ostatnim czasie przynęty. Ja, jak zwykle łowiłem woblerami Salmo, natomiast Michał przeczesywał wodę gumami Dragona V-Lures.


 

Reno Killer w akcji

rozmiaryGodziny mijały, a na naszym rozkładzie wciąż brakowało ryb, choć drapieżniki cały czas żerowały, czego dowodem były co rusz wybuchające gejzery wody. W pewnym momencie dotarliśmy do dobrze nam znanej miejscówki, gdzie już nieraz udało się złowić ładną sztukę.

Po kilku rzutach, kątem oka dostrzegam pięknie wygięty w łuk spinning Michała. Ryba chodzi przy dnie i z dużą siłą wybiera plecionkę mimo mocno dokręconego hamulca kołowrotka. Po kilku minutach pomagam koledze i podbieram rybę ręką chwytem pod żuchwę. Rzut oka na szczupaka i już wiemy, że jest dobrze. Z paszczy wystaje mu… co? Seledynowy Reno Killer V-Lures. Kilka fotek, uwalniamy rybę i łowimy dalej.

Team Dragon Long Range  (28-66-275)

Kilkanaście minut później sytuacja się powtarza, jednak z tą różnicą, że nowy spinning Team Dragon Long Range Michała jest zdecydowanie mocniej wygięty, niż poprzednim razem, a z kołowrotka coraz szybciej znika plecionka. Mijają kolejne minuty, a ryba nie ma zamiaru się poddać, krąży przy dnie i nie chce pokazać się na powierzchni. Kij pięknie pracuje, amortyzując coraz to krótsze odjazdy szczupaka. Gdy już jest blisko brzegu wiem, że mamy tylko jedną szansę na podebranie, gdyż Reno Killer z pojedynczym hakiem jedynie lekko zaczepił rybę w kąciku paszczy. Wykonuję pewny chwyt i szczupak jest już nasz! Kolejna duża ryba z tego samego miejsca i prawie 100 cm długości. Michał ma zdecydowanie dzień konia, łowi dwie duże ryby w ciągu 20 minut i dwa szczupaki na tę samą gumę tylko w różnych kolorach, 12 centymetrowego rippera Dragona. Do końca dnia już nic ciekawego się nie dzieje, czas wracać do domu. Ja niestety wracam o kiju, ale i tak czasami bywa. Raz na wozie, a raz pod wozem. Może następnym razem to ja dorwę jednego z tych cętkowanych potworów.

Do zobaczenia nad wodą!

Radek Kulczycki
www.moczykije.pl