Reno Killer w akcji
Godziny mijały, a na naszym rozkładzie wciąż brakowało ryb, choć drapieżniki cały czas żerowały, czego dowodem były co rusz wybuchające gejzery wody. W pewnym momencie dotarliśmy do dobrze nam znanej miejscówki, gdzie już nieraz udało się złowić ładną sztukę.
Po kilku rzutach, kątem oka dostrzegam pięknie wygięty w łuk spinning Michała. Ryba chodzi przy dnie i z dużą siłą wybiera plecionkę mimo mocno dokręconego hamulca kołowrotka. Po kilku minutach pomagam koledze i podbieram rybę ręką chwytem pod żuchwę. Rzut oka na szczupaka i już wiemy, że jest dobrze. Z paszczy wystaje mu… co? Seledynowy Reno Killer V-Lures. Kilka fotek, uwalniamy rybę i łowimy dalej.
Kilkanaście minut później sytuacja się powtarza, jednak z tą różnicą, że nowy spinning Team Dragon Long Range Michała jest zdecydowanie mocniej wygięty, niż poprzednim razem, a z kołowrotka coraz szybciej znika plecionka. Mijają kolejne minuty, a ryba nie ma zamiaru się poddać, krąży przy dnie i nie chce pokazać się na powierzchni. Kij pięknie pracuje, amortyzując coraz to krótsze odjazdy szczupaka. Gdy już jest blisko brzegu wiem, że mamy tylko jedną szansę na podebranie, gdyż Reno Killer z pojedynczym hakiem jedynie lekko zaczepił rybę w kąciku paszczy. Wykonuję pewny chwyt i szczupak jest już nasz! Kolejna duża ryba z tego samego miejsca i prawie 100 cm długości. Michał ma zdecydowanie dzień konia, łowi dwie duże ryby w ciągu 20 minut i dwa szczupaki na tę samą gumę tylko w różnych kolorach, 12 centymetrowego rippera Dragona. Do końca dnia już nic ciekawego się nie dzieje, czas wracać do domu. Ja niestety wracam o kiju, ale i tak czasami bywa. Raz na wozie, a raz pod wozem. Może następnym razem to ja dorwę jednego z tych cętkowanych potworów.
Do zobaczenia nad wodą!
Radek Kulczycki
www.moczykije.pl