Boleniowe gusta w letnim okresie potrafią się dynamicznie zmieniać, co szczególnie jest odczuwalne podczas spinningowania w dużej, nizinnej rzece - Odrze. W tym czasie pojawia się niezliczona liczba wylęgu stanowiącego podstawowe pożywienie boleni.
Mając na uwadze „wysyp” nowego pokolenia rybek, warto mieć pod ręką przynęty mniejszych rozmiarów, o nieco wyraźniejszej pracy - mogą skusić do ataku okazałego bolenia.
Moja przygoda
Sierpniowy świt nad Odrą przywitał mnie gęstą mgłą i zaledwie ośmioma stopniami Celsjusza powyżej 0. Rzeka witała dzień pierwszymi atakami boleni, tym samym zdradzającymi swą aktywność i lokalizację w łowisku. Moim celem było obłowienie napływów ostróg ulokowanych na wewnętrznym, głębokim zakręcie. Już samo dotarcie do pierwszej z nich było nie lada wyzwaniem. Zniechęcający gąszcz wysokich pokrzyw, parzący barszcz Sosnowskiego i usłane bobrowymi norami strome skarpy, broniły dostępu do rzeki. Jednak im trudniejsze dojście, tym łatwiejsze ryby - mówi wędkarskie porzekadło; dodając sobie otuchy wbiłem się w ścianę roślin. Po przedostaniu się na pierwszą ostrogę, nisko pochylony, dyskretnie doszedłem i ustawiłem się kilka metrów przed nią by obłowić napływ. Rosnąca na brzegu roślinność i poranny cień, pozwoliły mi się stać niewidocznym dla boleni. Zacząłem od sprawdzonych wielokrotnie na boleniach woblerów Salmo Thrill 7 oraz Salmo Sting 9. Dokładnie obłowiłem napływ i przelew, jednak bez rezultatu. Postanowiłem przejść na kolejną ostrogę. Tu również najpierw sięgnąłem po Thrilla. Przeczesuję nim zarówno napływ i przelew, prowadząc go w różnym tempie. Zmieniam przynętę, na agrafce przyponu ląduje Sting 9, w moim ulubionym kolorze SMB. Staram się sprowokować bolenia szybko prowadząc Stinga w poprzek napływu, a następnie na przelewie. Jednak w dalszym ciągu nie mam brania, ani nawet kontaktu. Jeszcze przez chwilę pozostaję na tym stanowisku i obserwuję pływające na piaszczystej płyciźnie ukleje. Niektóre z nich mają ledwo kilka centymetrów długości.
Branie z rzutu
Przechodząc na trzecią z kolei ostrogę, dostrzegam nagle duży wir na jej napływie. Postanawiam użyć znacznie mniejszą przynętę. Wyjmuję z pudełka i zapinam na agrafce mały, czterocentymetrowy woblerek Salmo Sparky Shad. Jego mocniejsza akcja w połączeniu z wbudowaną grzechotką potrafią skusić do ataku nawet najbardziej ospałego drapieżnika. Przykucam kilka metrów od ostrogi, chowając się między bujnie rosnącymi trawami. Podaję woblerek pod skosem na napływ i zamykam kabłąk. Widzę jak plecionka zaczyna się naprężać pod wpływem nurtu napierającego na przynętę. Ruszam korbką kołowrotka, aby przynęta szybko wystartowała z miejsca, lecz nawet nie wykonuję pełnego obrotu, gdy nagle czuje potężne targnięcie wędziskiem. Boleń dosłownie sam się zacina na dokręconym hamulcu i w ekspresowym tempie rusza przez przelew w kierunku warkocza. Widzę, jak plecionka niebezpiecznie zmierza na wystające z wody ostre kamienie zdolne przetrzeć linkę, dlatego szybko przemieszczam się w śliskich woderach na szczyt ostrogi, skąd kontynuuję hol w sposób o wiele bezpieczniejszy dla plecionki. Na kiju cały czas czuję ostro walczącego w nurcie bolenia, który nie daje łatwo za wygraną. Przychodzi czas na trudne, mocne pompowanie i boleń w końcu słabnie, daje się wyprowadzić na powierzchnię i wreszcie mogę go podebrać. Piękna ryba, jest gruba i ciężka. Z pyska bolenia wystaje tylko kawałek przyponu, ponieważ woblerek Sparky Shad został głęboko zassany, a ryba zapięta jest na obie kotwiczki. Staram się szybko odhaczyć rybę i przykładam do miarki, która wskazuje 73 cm! Jest nowa życiówka. Bolenia szybko umieszczam w wodzie i ryba za moment znika w odmętach Odry.
Woblerek Salmo Sparky Shad, który do tej pory był okoniowym Killerem, okazał się rokującym boleniowym pogromcą. Muszę go pochwalić za bardzo dobrej jakości japońskie kotwiczki, które przy tak mocnym braniu nie wygięły się i jestem przekonany, że nie ulegną większemu boleniowi. Coś mi podpowiada, że Sparky Shad jeszcze nie raz mnie pozytywnie zaskoczy nad wodą. Okazuje się, że mały może więcej.
Spory wokół przyponu
Przy spinningowaniu bolenia zawsze używam metalowego przyponu ochronnego, który zabezpiecza plecionkę przed przetarciem lub szczupakową obcinką. Nie zauważyłem negatywnego wpływu na brania bolenia w mętnych wodach Odry. Szczególnie mogę polecić przypony Surfstrand Classic 7x7 oraz Surfstrand Classic 1x7 w kolorze brązowym, splecione odpowiednio z 49 i 7 super cienkich włókienek, tworzących miękką linkę, która nie wpływa negatywnie na pracę przynęty. Dla przeciwników stosowania metalowych (widocznych w wodzie) przyponów podczas boleniowych łowów, również w bardziej klarownych wodach, alternatywnym rozwiązaniem jest wysokiej jakości żyłka Invisible Fluorocarbon z przeznaczeniem do przyponów spinningowych, o bardzo dużej odporności na przecieranie, niskiej widoczności oraz wytrzymałości na węzłach. Stosując przypon z tego materiału średnicy 0,40 mm i więcej zabezpieczamy się przed obcinką szczupaka.
Warte polecenia są wysokiej jakości agrafki Spinn Lock oraz Super Lock, występujące również w wersji z krętlikami łożyskowanymi. Ten mały element naszego zestawu często decyduje o końcowym sukcesie lub porażce w walce z silnym, rzecznym boleniem.
Sebastian Rej