Zapewne każdy wędkarz chwilami ma dosyć zgiełku nad wodą, pragnie uciec na spokojniejsze łowiska. Takie chwile miewam i ja, a wtedy kieruję się nad dziką rzeczkę płynącą z dala od zabudowań.
Przygodę ze świadomym kleniowaniem rozpocząłem w 2016 roku, a brak doświadczenia nadrabiałem niemal codziennym wędkowaniem aż do czasu przyswojenia sobie podstaw. Na łowisko wybrałem rzeczkę niezwykle urokliwą lecz trudną, z dzikim brzegiem często uniemożliwiającym dojście do wody. Żyje tutaj wiele gatunków ryb, przede wszystkim kleń, jaź, okoń, są też pokaźne leszcze, trafiają się brzany, wzdręgi. To dosyć wąska rzeczka, posiada bardzo zróżnicowane dno oraz liczne gałęzie zwisające bezpośrednio nad lustro wody. Są to wymarzone warunki do szukania kleni małych i dużych.
Każda woda ma swoje przynęty
W okresie od marca do września sprawdziłem skuteczność wielu przynęt, wyłoniło się dwóch faworytów. Pierwszy to killer kleniowy, którego każdy musi mieć w swoim arsenale: wobler Salmo Lil’Bug dostępny w rozmiarach 2,5 i 3 cm. W moim pudełku przeważały stonowane kolory: May Bug, Dunk Beetle oraz Green Bug. Woblerki smużące sprawdzały się przede wszystkim w przejrzystej wodzie, dobrze doświetlonej przez słońce. To tam klenie najchętniej żerują zbierając pokarm z powierzchni. Gdy niebo było zachmurzone, najlepszą przynętą okazywały się woblerki schodzące minimalnie pod powierzchnię. Faworytem okazały się Salmo Tiny w wersji pływającej, pracujące od 30 cm do 50 cm pod lustrem wody. Tutaj niekwestionowanym kilerem został kolor Silver. Rewelacyjnie sprawdzały się również kolory Grasshopper oraz Yellow Tiger, którego także bardzo mocno upodobały sobie okonie. Woblery Salmo posiadają bardzo ostre kotwice, więc lekkie zacięcie z łatwością i skutecznie zapina rybę. Doskonale mogłem się o tym przekonać na własnej skórze, gdyż nie raz padłem ofiarą tych ostrych kotwic – bardzo łatwo wbijają się w palce.
Czujność i skuteczność
Podczas połowu kleni niezwykle istotna jest gotowość wędkarza do wykonania zacięcia dosłownie w każdym, dowolnym momencie prowadzenia przynęty. Brania następowały przy zetknięciu się woblera z wodą, przy wypuszczeniu go z nurtem czy zwyczajnym zwijaniu linki i ściąganiu przynęty z łowiska. Zauważyłem również i to, że przed wyciągnięciem woblera z wody warto zostawić go na parę sekund w nurcie, ponieważ klenie często odprowadzały woblerki pod szczytówkę mojego wędziska i wtedy następowało branie.