ARCHIWUM ARTYKUŁÓW

SPIS TREŚCI

Zanęta Maxima Lin-Karaś wydatnie pomaga łowić liny, jednak ostateczny efekt w równej mierze zależy od strategii nęcenia, jaką obierze wędkarz.Najładniejsze liny trzymają się roślin, wie o tym każdy, kto próbuje je złowić. Rośliny nie są takie złe, bo dzięki nim liny dorastają dużych rozmiarów, a łowisko pozostaje w dobrej kondycji. Jednakże problem pojawia się wtedy, gdy dno łowiska pokryte jest roślinami w 90% powierzchni.

Roślinny gąszcz jest dla linów stołówką, ostoją i schronem w przypadku konfrontacji z drapieżnikiem. Dla wędkarza, z kolei, jest poważnym problemem do rozwiązania. I nie chodzi mi o sprawę sprzętową, siłową, gdyż w tej chwili firma Dragon oferuje wędziska, żyłki, haczyki i kołowrotki zdolne wytargać każdego lina, z każdej dżungli. Rzecz dotyczy sposobu nęcenia.

Zanęty

Lina można zwabić najrozmaitszymi specyfikami. Może to być zanęta linowa, karpiowa, karasiowa, leszczowa, rozmaite kulki proteinowe, pellet, najdziwniejsze robaki, ziarno, a nawet produkty jarskie i mięsne kuchni ludzkiej. Łatwo jednak wyciągnąć pochopny wniosek, że jakoby lin jest łatwą rybą. Owszem, zwabić lina jest stosunkowo łatwo, ale to jeszcze nie oznacza, że ten zielony stwór łapczywie rzuci się na wyłożoną zanętę, jak również nie oznacza, że lin będzie w nieskończoność przebywał w zasięgu naszej wędki aż w końcu znudzony nadzieje się na haczyk, szukając rozrywki. Prawda jest bolesna; gdy trafi na byle jaką zanętę i nieatrakcyjną przynętę, to szybciej opuści łowisko, nim tutaj wpłynął. Sytuacja nabiera powagi w łowisku z dużymi linami, które to już niejedno widziały, niejedno jadły. Do przechytrzenia tych ryb trzeba użyć skuteczną zanętę, a nierzadko wspomóc się specyficznymi dodatkami do zanęty. Oprócz wyboru i ewentualnego skomponowania odpowiedniej zanęty, wielkiej rozwagi wymaga sposób nęcenia. I znów, obecność roślin w łowisku podnosi pod niebo poprzeczkę trudności nęcenia.


Moje łowisko

W przekroju, moje łowisko można pokazać w taki oto sposób, patrząc od dna: ziemia, rośliny, rośliny, rośliny, trochę wody nad roślinami, powietrze. W roślinach są liny, które mnie interesują. Głębokość w miejscu łowienia zmienna, maksymalnie 1,7 m. Mam do dyspozycji środek pływający, gdyż na brodzenie w roślinach nie mam ani ochoty, ani wzrostu. Moją szansą są niepozorne oczka, roślinne studnie – jak sobie je nazwałem.

Moja taktyka

O rzucaniu kul z brzegu, a następnie przynęty z kija nie ma mowy, ponieważ natychmiast wszystko ugrzęźnie w dżungli. Nie ma w Rzeczypospolitej tak celnego oka, aby w punkt wszystko ulokować. A tutaj rozrzut działa na naszą szkodę. Potrzebna jest precyzja: przynęta w zanęcie. Korzystając z nowoczesności mogłem użyć worek (lub siatkę) PVA, wsadzić w niego przynętę, wsypać dowolną zanętę i powinno zadziałać. Ale to jest pójście na łatwiznę, czasochłonne i kosztowne. Pomyślałem o prostszej, grunciarsko-karpiowej taktyce: napływam łódką na wybrane miejsce, wrzucam przynętę, wrzucam kule zanęty i odpływam. Powinno zadziałać. I owszem, mogłoby zadziałać na wielu innych łowiskach, tutaj jednak nie zadziała z powodu już wspomnianej wszechobecnej dżungli. Ogromna ilość wysokich roślin skutecznie powstrzymuje (spowalnia) rozchodzenie się zapachu z kuli zanętowej, która siłą rzeczy zapada się w roślinach aż na samo dno. W nikłym stopniu byłaby dostępna dla ryb – zapachowo i konsumpcyjnie. Wprowadziłem modyfikację zanęty i dzięki temu po wrzuceniu do wody mieszanka tworzy gęsty słup (inaczej chmurę, wędkarze gruntowi nazywają to „nęceniem w słupie”, które służy do „łowienia w słupie”), który w połowie swojej wysokości przesuwa się wraz z wodą (naturalny ruch wody w łowisku). W chmurze znajdują się lekkie i cięższe drobinki (nośniki smaku i zapachu), które na każdym kolejnym metrze łowiska opadają na rośliny lub dno i zostawiają dla ryb smakowskazy kierujące do głównego źródła chmury i w ostateczności do przynęty. Lin to cwaniak, niewiele widzi, ale ma znakomity węch, więc wiedziony jak po sznurku z łatwością odnajduje zanętę i przynętę. Lecz to jeszcze nie oznacza naszej wygranej. To, co zrobiłem, nie jest niczym odkrywczym, a jedynie właściwym w tego typu łowisku. Jest to łatwe do wykonania i zachęcam Was do tego.


Na zdjęciu pokazałem odpowiednią spoistość zanęty do użycia w opisanym sposobie łowienia linów.

Moja mieszanka zanętowa

Mieszanka składa się z kilku składników, a mianowicie: za tworzenie chmury o linowym smaku i zapachu odpowiedzialną uczyniłem zanętę Dragona o nazwie Maxima Lin-Karaś, kolor czerwonawy, na dzień łowienia zużyłem 3 opakowania po 2 kg (opakowanie – 10-11 zł), do tego kukurydza (tania) twardsze ziarno moczone w wodzie 1 dzień, w ilości pół litra na 2 kg Maxima, gruba śruta (tania) kukurydziana w ilości pół litra na 2 kg Maxima, ziarna konopi (drogie) lekko rozmiękczone gotowaniem w ilości ćwierć litra na 2 kg Maxima oraz dwie garści pelletu (drogi) o średnicy 5 mm, z dodatkiem mączki kostnej. Zrezygnowałem z dodawania robaków z uwagi na linki, płoteczki, okonki itp.

Decydującą rolę odgrywa wyrobienie odpowiedniej spoistości zanęty, nie może być przemoczona ani kleista; powinna pozostać mokra, ale łatwo wysypywać się z rozchylonych dłoni - pokazałem to na zdjęciu. Odpowiednia spoistość ma wpływ na wielkość i trwałość chmury, a to przecież chmura wabi liny, czyli prawie wszystko od niej zależy.

W następnym artykule przedstawię sprzęt adekwatny do łowienia linów w takim łowisku na bazie sprzętu wybranego z oferty Dragona. W tej chwili, za oknem mam jedynie 6 stopni C, ale jeszcze będzie bardzo ciepło, więc jest jeszcze szansa na niejedne udane łowy grubaśnych linów!

Waldemar Ptak