Wiele teorii głosi, że jak boleń, to tylko żyłka. „Napakowany” takimi informacjami, przez lata łowiłem je w przekonaniu, że to jedyna właściwa linka do połowu „chlapaków”. Owszem, sporadycznie pojawiały się głosy, że bolenie równie dobrze łowi się z użyciem plecionki, jednak nad wodą ciężko było o taki widok.
W końcu postanowiłem, że sprawdzę to osobiście i po złowieniu kilku tuzinów tych ryb, za pomocą plecionki… przekonałem się do niej i dziś śmiało mogę powiedzieć, że bolenie to nie tylko żyłka. Ba, w niektórych sytuacjach, odpowiedniejsze będzie sięgnięcie do cienkiej plecionki, aniżeli do wyraźnie grubszej żyłki. Bolenie łowię zarówno w basenach między ostrogami, jak i na opaskach. I na tych dwóch, jakże odmiennych od siebie łowiskach, chciałbym się skupić. Z obydwu miejscówek, łowiłem „rapy” na różne linki i wielokrotnie miałem okazję przekonać się nad wyższością plecionki nad żyłką (i odwrotnie). Weźmy pod uwagę, powiedzmy setkę ostatnio złowionych boleni, z których mniej więcej pięćdziesiąt wyjechało na żyłkę, a druga połowa na plecionkę. Taka liczba jest wystarczająca, aby móc co nieco powiedzieć o tych dwóch linkach, zastosowanych w konkretnych warunkach.
Ostrogi
Zacznijmy od najpopularniejszych boleniowych miejsc, którymi - na uregulowanej rzece - są główki. Gdy są one krótkie, to sprawa jest prosta i rodzaj zastosowanego „łącznika” między wędką a przynętą, zazwyczaj nie ma większego znaczenia. Jednak schody zaczynają się, gdy przyjdzie nam łowić na zewnętrznej stronie zakrętu, gdzie ostrogi są bardzo długie, a międzytamia ogromne. W takich miejscach duże bolenie lubią się kręcić poza zasięgiem żyłkowych zestawów. Mniej więcej, są to okolice rozmywającego się warkocza (najczęściej odległa końcówka warkocza). W największych basenach nie dorzucimy tam ani ze szczytu główki, ani z basenowej łachy, na którą można wejść przy niższym stanie wody. A właśnie tam najczęściej można zauważyć wielkie bolenie i w tym przypadku lepiej spisze się plecionka, która będąc wyraźnie cieńsza, pozwoli nam rzucić przynętę na tyle daleko, aby przeciągnąć ją w okolicach żerującej „rapy”.
Druga sprawa, to brania ryb, które nie zawsze są atomowe. Podczas chłodnej wiosny, bolenie potrafią brać bardzo delikatnie. Nie wspominając o późnej jesieni, czy nawet przedzimiu, kiedy takie brania są na porządku dziennym. Przy tak żerujących boleniach, właśnie za pomocą plecionki udało mi się wyraźnie zredukować liczbę spadów, które przy zastosowaniu żyłki zazwyczaj miały miejsce podczas zacięcia, bądź zaraz po nim. Nierozciągliwa plecionka pozwala pewniej wciąć rybę, szczególnie w chwili odczucia „trącenie” przynęty prowadzonej na dużej odległości.