Zima to z pewnością najmniej łaskawy okres dla każdego miłośnika spinningu. A jednak byłem niezmiernie szczęśliwy mogąc testować kołowrotek Dragon Nano Lite XT60C w minusowych temperaturach. To właśnie w tych trudnych okolicznościach przeszedł on prawdziwą próbę wytrzymałości.
Pierwsze wrażenie
Gdy po raz pierwszy ten niewielki kołowrotek (w wersji FD1020i) idealnie spasował się w mojej dłoni, niesamowicie zaskoczyła mnie jego lekkość. Podobne pod względem rozmiaru kołowrotki innych producentów, ważą zazwyczaj około 250-260 gramów, podczas gdy waga Nano Lite nie przekracza 240 gramów. I choć dla laika ta niewielka różnica może wydawać się nieistotna, każdy prawdziwy zapaleniec od razu doceni lepsze wyważanie ultralekkich wędek pod klenia czy okonia oraz mniejsze zmęczenie ręki po wielu godzinach rzucania.
Z drugiej strony, niewielka waga kołowrotka Nano Lite sprawiła, że w mojej głowie zaczęło kołatać się pytanie: skoro zarówno pod względem rozmiaru jak i wyposażenia (łożysk, przekładni itd.) model od Dragona niczym szczególnym nie odbiega od innych podobnych konstrukcji, to gdzie jest przysłowiowy haczyk? Mimowolnie odniosłem wrażenie, że nie może być to solidny sprzęt. A jednak, użyty zarówno przy produkcji korpusu jak i rotora, ultra lekki grafit XT60C, pod względem wytrzymałości niczym, podkreślam niczym, nie odbiega od tego znanego z klasycznych konstrukcji. Ma za to o wiele mniejszą wagę, co w dość prosty sposób tłumaczy lekkość całej konstrukcji.