Doczekałem się! - mogłem to wypowiedzieć, stając nad brzegiem przecudownej rzeki Bóbr. Moi znajomi pewnie pomyślą: "Adrian, dlaczego sandaczy nie łowisz w Odrze?" Cóż, sam nie wiem, to chyba z ciekawość nowych łowisk i żądny nowych wrażeń sandaczowanie chciałem zacząć właśnie tutaj.
Dzień od rana był zakręcony, najpierw zostawiłem nad wodą kij, po który wracałem 20 km. Następnie okazało się, że zapasy na sandaczowy sezon pokończyły się już w grudniu, więc musiałem się pofatygować do sklepu zrobić konieczne zakupy. A jakby tego było mało, jadąc nad rzekę zapomniałem kamizelki i zawróciłem do domu tracąc kolejne 30 minut łowienia. Co za dzień! Co za strata cennego „sandaczowego” czasu. Teraz wszystko jest dopięte na ostatni guzik i nie ma takiej opcji, abym znów wyszedł na gapę. Wreszcie wsiadam do samochodu kolegi, niecierpliwie czekającego na mnie już od ładnych kilku minut i już pędzimy w wybrane miejsce.
Nano Force na sandacze
Na rozpoczęcie sezonu sandaczowego zabrałem ze sobą nowy kijek, wprawdzie został już „ochrzczony” jednak nie miałem okazji sprawdzić go w naprawdę ekstremalnych warunkach. Jest to Nano Force do 18 g, długości 2,13 m - zaimponował mi swoją szybkością i lekkością, starannym wykonaniem i wyglądem miłym dla oka. Miałem obawy czy aby na pewno będzie to komfortowe łowienie tym bardziej, że uciąg w rynnie, którą miałem zamiar obłowić był wyzwaniem dla wielu bardziej doświadczonych wędkarzy ode mnie. Jestem nad wodą; lubię wyzwania, więc na pierwszy ogień zakładam Lunatica na 15-gramowej główce i po łuku, obstukując dno dokładnie kamyczek po kamyczku sprowadzam przynętę do linii brzegowej.
Perfekcyjne czucie
Każdą z zawad czułem tak wyraźnie, że po kilku „machnięciach” byłem w stanie zobrazować wygląd dna mojego łowiska. Wszystko cudownie, ale oto jest pierwszy zaczep prawie na długości rzutu. Podczas próby uwolnienia przynęty niespodziewanie plecionka pęka około metra za szczytówką, nie jest dobrze. Co najmniej 50 m plecionki zostało w wodzie (źle się z tym czuję), a ja nie wiele więcej mam na szpuli kołowrotka (pojawiły się obawy o skuteczność łowienia) - rozpoczęcie sandaczowego sezonu "wymarzone". Nie mam zapasowej szpuli z nawiniętą plecionką, więc łowię tym, co mi pozostało – podjąłem to ryzyko.