Bieżąca pora roku jest dla kleniarza trudna, ponieważ z każdym dniem spada aktywność białych drapieżników. Jak zatem na przedzimiu dobrać się kleniom do skóry?
Agresorki na początek
Wraz z rozpoczęciem kalendarzowej jesieni zmienia się skład w szeregach moich kleniowych „cukierków”. Od września do października zabieram pudełko z typowo letnimi przynętami, a są to: tnące powierzchnię wody smużaki, schodzące od 0,5 do 1 m różnokolorowe mikruski oraz mniejsze wirówki i wahadełka. Wśród moich faworytów są woblery Salmo Tiny. To grupa wabików przeznaczona przez mnie na pierwszą z reguły ciepłą i słoneczną część jesieni, gdy białe drapieżniki w rzece wzmagają swoją aktywność. Możecie o nich przeczytać w artykule pt. „Jak w ulu – kleniowe pudełko na lato”, w tegorocznym lipcowym numerze WŚ.
Wolno, spokojnie
Koniec pięknej, złotej polskiej jesieni zwiastuje całkowitą reorganizację wyjściowego składu pudła. Poza kilkoma skrzydełkami błystek typu aglia wielkości 0 i 1, przynęty te leżakują na domowej półce. Numerem jeden pozostaje wobler. Z tą różnicą, że wobler ten nie przypomina w niczym swoim zachowaniem letniego, wesołego, kolorowego zamiatacza tzw. agresorka, jakim jest np. najmniejszy tonący 2,5-centymetrowy Hornet. Do późnojesiennych zadań specjalnych wybieram przynęty o długości 2,5-5 cm, w naturalnych, stonowanych kolorach, o drobniejszej akcji. Od lat z pomocą przychodzi mi 5-centymetrowy Salmo Minnow oferowany w kilku klasycznych kolorach. Uzupełnieniem zestawu są 2,5- i 3,5-centymetrowe paproszki Dragon Jumper i kopytka uzbrojone na 1-3-gramowych główkach, np. klasycznych Mustad Micro, Dragon V-Point lub zbrojone przegubowo w ciężarki spinningowe Dragona i czeburaszki. Najistotniejsze jest tempo. Przynęty prowadzę wolno i spokojnie - niemal ospale.