Łowienie w kanałach jest dość specyficzne, bo ryby trzymają się faszyn pod przeciwległym brzegiem. Szerokość kanału w moim łowisku ma ok. 35 metrów. Odległość nie jest może imponująca, ale bardzo ważne jest precyzyjne podanie zestawu, po pierwsze musi opaść maksymalnie 0,5 metra od przeciwległego brzegu, a dokładnie na półkę usypaną przez obsuwający się z brzegów piasek, a ponadto trafić w mini zatoczki (o szerokości maksymalnie 0,5 metra) pomiędzy wiązkami faszyny. Tych właśnie miejsc się trzymają ryby. Faszyny zapewniają im bezpieczeństwo pełniąc rolę kryjówek, z powodu licznych zaczepów bardzo rzadko tutaj ktoś wędkuje, i co ważne - o tej porze roku karpie mają tutaj dużo pokarmu, w tym ikrę różnych ryb. Karpie dosłownie się objadają złożoną ikrą.
Jedną z wędek uzbroiłem w żyłkę 0,18 mm Dragon X-Treme Match (ponadto korzystam z żyłki Specialist PRO Match & Feeder), a zestawy końcowe budowałem w oparciu o krętliki, agrafki i fluorocarbon Dragona. Końcowy odcinek długości 70 cm zbudowany z fluorocarbonu daje mi komfort bezpieczeństwa podczas holu w sytuacji, gdy karp szoruje po faszynie (fluorocarbon jest dość odporny na przetarcie), dodatkowa korzyść płynąca z tak zbudowanego odcinka zestawu to dobre układania się zestawu na dnie – fluorocarbon jest nieco sztywniejszy i tonący.
Wcześniejsze treningi na tym akwenie utwierdziły mnie o konieczności bardzo delikatnego łowienia, więc zastosowałem 10-gramowe koszyczki (robiły bardzo mało hałasu przy wpadaniu do wody o głębokości ok. 70 cm) i haczyki w rozmiarze 16.
Gdy jeszcze było pochmurno, czyli z samego rana, do koszyczka upychałem ciemną mieszankę i zakładałem na haczyk przynęty unikając krzykliwych kolorów. Postanowiłem też nie nęcić kulami, a jedynie skupić się na tworzeniu zanęconego łowiska przez punktowe podawanie zanęty podajnikiem. Pierwszego karpia dostałem w drugim zarzuceniu, a kolejnych 10 ryb złowiłem w 1,5 godziny od chwili rozpoczęcia zawodów. Moja aktywność nie uszła uwadze moich rywali, zawodników na sąsiednich stanowiskach. Pojawiły się próby wyprowadzenia ryb z mojego łowiska; czyli walka z zawodnikami rozpoczęła się na dobre - chcąc podebrać mi trochę ryb, wystrzelili dużo kul z procy i jakiś tam rezultat osiągnęli, ponieważ ryba się rozpłynęła podążając do innych skupisk zanęty. Ja jednak nadal nie donęcałem, postawiłem na taktykę. W międzyczasie się zmieniły warunki pogodowe, zgodnie z prognozą, zrobiło się bezchmurnie. Dla mnie to był sygnał, aby ciemniejszą mieszankę zmienić na jasną i zakładać przynęty w krzykliwych kolorach. Taktyka jak najbardziej się sprawdziła i ryby wznowiły dobrą współpracę. Gdy brania z jakiś przyczyn ustawały, dipowałem dumbelsy ochotkowym dipem Mega Baits. To właśnie ten dip uratował mi „jedynkę” sektorową i umożliwił złowienie trzech karpi w ostatnich 30 minutach zawodów. Wygrałem sektor z wynikiem 21380 punktów.
Po raz kolejny Sielska Woda pokazała, że raczej nie jest sielską a kapryśną wodą, w której trzeba bardzo szybko reagować na panujące warunki pogodowe. Dodatkowo utwierdziłem się w przekonaniu, że nie ma co wierzyć przesądom: łowiłem z 13 stanowiska, które okazało się szczęśliwe.
Szymon Ciach, TEAM DRAGON FEEDER
fot. autor, Wędkarstwo Wyczynowe
Więcej o: dipach, fluorocarbonie, żyłkach X-Treme