Wasze historie i testy

Wspomnienie znad Bugu - strona 3.

SPIS TREŚCI

Nadchodził czas, gdy w końcu po  sporej przerwie miałem odwiedzić rodzinną wieś, lecz teraz już jako dorosły facet. Zapakowałem więc do samochodu taty wędki, lustrzankę i ruszyliśmy w drogę. Mijając Siemiatycze i kierując się w stronę pięknie położonego Mielnika, z niecierpliwością czekałem wypatrując koryta rzeki, które miało się pojawić za chwilę po prawej stronie od drogi.
Za zakrętem, bardzo blisko jezdni w końcu pojawił się  w swojej całej okazałości Bug, otoczony z każdej strony daleko rozcierającym się lasem. Moja radość w tym momencie nie była do opisania. Po prostu uchyliłem okno w aucie by poczuć  wyjątkowe powietrze, które nigdzie indziej na świecie nie pachnie tak dobrze jak tu...
Mijając Mielnik i podjeżdżając  pod "czerwoną górę" przypomniałem sobie jej historię i tak jak zawsze w tym miejscu rozejrzałem się wyobrażając sobie setki ginących żołnierzy, których krew ponoć spłynęła aż do podnóża  góry.

Tuż za wsią  Sutno, znajdującą się parę kilometrów przed Niemirowem czeka mnie pierwsza niespodzianka. Mianowicie sama droga, która nie jest już jak kiedyś kamienna. Pędzący do przodu świat zawitał także i tu. Bardzo równa asfaltowa powierzchnia przykryła szczelnie budowaną ręcznie solidną drogę sprawiając, że trasę  tę pokonuje się w parę minut. Jednak te parę minut nie jest już tak specyficznych jak kiedyś, niestety jadąc nie czuję już znajomych zakrętów, znajomych kolein, które w jakiś sposób także nadawały temu zakątkowi klimatu. Z daleka poznaję "mokry las". Bardzo się rozrósł, ale w sumie akurat  tutaj nie ma co się dziwić, bo przecież  podobnie jak i ja "trochę" urósł. Z daleka wypatruję wieży granicznej, która powinna wystawać ponad linię lasu daleko po lewej stronie...Lecz i tutaj się zawiodłem, gdy usłyszałem od ojca, że wieżę rozebrano... Bardzo szkoda... Wjeżdżamy do wsi, gdzie czekają mnie kolejne niespodzianki. Kościół praktycznie się nie zmienił, dalej jest uroczy i myślę, że to nie zmieni się już chyba nigdy. W miejscu starej szkoły, do której uczęszczali moi rodzice i w której ja jako dziecko grałem w ping- ponga na starym stole ze znajomymi teraz jest  ładnie i bogato wyremontowane mieszkanie. Stary plac  naprzeciwko kościoła także się zmienił i teraz został dobrze ogrodzony.

Spacerując po ulicach wsi, czuję, że to już nie to samo. To nie jest ten sam Niemirów co kiedyś...  Widać także, że  mieszka już tu  praktycznie sama starszyzna, bo młodych jak na lekarstwo. Jedyne co się nie zmieniło to niezwykła cisza, bo już nawet krów nie sprowadza się w ten sam sposób co kiedyś z łąk. Zapada wieczór... Rozpakowałem z auta wędki i plecak z aparatem by z zamiarem porannej pobudki niczym ś.p dziadek wyruszyć na łowy. Z uśmiechem na twarzy położyłem się do łóżka.... Na szczęście piec nadal jest ten sam :)

Skoro świt wybrałem się  nad wodę  z ojcem i wędkami. Zabieram ulubiony kołowrotek Team Dragon 930 z nawiniętą plecionką hm 80.Tym razem wybraliśmy "przerwaniec", czyli stare koryto rzeki, które zostało odcięte praktycznie od  nowego biegu rzeki i tylko na wiosenne wylewy łączy się  z samym Bugiem. Rzucając obrotówkami, gumkami nie doświadczam brań, więc kładę wędkę i siadam na trawie tuż nad samym brzegiem wartko płynącego Bugu. Rzeka na szczęście nic się nie zmieniła. Dalej czuje do niej ogromny respekt, dalej zachwyca mnie swoją pięknością, nieskazitelnością i nieprzewidywalnością. Nie chce mi się nawet nic mówić, nie che mi się nigdzie ruszać tylko po prostu patrzeć... Po drugiej stronie brzegu słyszę piękny śpiew ptaków, które co chwila przerywa plusk na środku rzeki. To leszcze, które spławiają się i oznajmiają jednocześnie, że rzeka jednak nie umarła po wszystkich perypetiach z nią związanych.

Po chwili zamyślenia wstaje jednak i wędruję wzdłuż brzegu trafiając co chwila na idealne miejsca na spinning. Zaglądam do pudełka z przynętami i tym razem zakładam odziedziczoną po dziadku starą "algę". Zarzucam i prowadzę wzdłuż zieleni przy brzegu. Na wędce czuję solidne puknięcie, jednak ryba nie wiesza się na kotwicy. Przypominają mi się wszystkie opowieści zarówno dziadków jak i ojca. Do głowy przychodzi mi niepewność i strach nie przed samym Bugiem, lecz przed rybami jakie tu żyją przy dnie, w zatoczkach i na płyciznach. To tylko potęguję mój respekt. Ponownie kładę się na trawie i wspominam stare, piękne czasy i tak schodzi mi parę godzin, po których czas wracać do babci, gdzie czeka na mnie kiszka ziemniaczana prosto ze starego kaflowego pieca i mleko prosto od krowy...

Bartek "Beny" Radź