Wieczorem wytypowaliśmy na mapie kilka nowych miejsc do sprawdzenia. Rano wybieramy skałki z dnem pokrytym kamieniami i wodorostami. Po którymś rzucie mam wrażenie, że przynęta o coś musnęła, jednak nie przypominało to wodorostów. Czy było to branie, czy może kamień? Za moment powtórka. Zacinam! Gejzer na wodzie upewnia mnie w przekonaniu, że to troć dłuższą chwilę smakowała moją blachę. Walczy bardzo nerwowo, ale udaje mi się lądować ją za ogon. Skala wagi pokazuje 3.75kg. Dzień rozpoczął się bardzo miło.
Po chwili Johan zacina małą, ok. 50 cm troć, jednak po chwili ryba uwalnia się z kotwicy. Kiedy zaczął szybko zwijać przynętę żeby ponowić rzut, niemal pod nogami jego blachę atakuje ładna ryba. Widzę gejzer wody i rybę walczącą na dwumetrowej lince. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, żeby poluzował hamulec, kiedy ryba jest już podebrana. Tym razem miał dużo szczęścia, jednak reprymenda go nie ominęła. Najważniejsze jednak, że pobił swój rekord - troć waży 2.8 kg. Robię kilka pamiątkowych zdjęć.
Nie zdążyłem dobrze schować aparatu, kiedy Johan zacina kolejną rybę. Ten hol przebiega już dużo lepiej i po 10 minutach ma kolejny rekord – 3.2 kg! Jesteśmy szczęśliwi. Decydujemy się na przerwę. Trzeba coś zjeść. Podczas sjesty rozmawiamy o sprzęcie. Używamy podobnych zestawów złożonych z wędzisk HM69 Cannibal 10-28g 2,55 m. Do tego moja ulubiona plecionka HM8x o średnicy 0,12 mm. Jest niesamowicie mocna i pozwala na bardzo dalekie rzuty. Bardzo ważnym elementem przy łowieniu morskich troci są dla mnie okulary polaryzacyjne. Ja dostałem okulary od Dragona i nie rozstaję się z nimi prawie wcale. Dzięki nim zauważyłem niejedno wyjście ryby do przynęty. Poza tym chronią oczy przed wyjątkowo silnym słońcem, refleksami z powierzchni morza, a dwa razy uratowały moje oczy przed... kotwicą.