Wyobraźmy sobie górską rzekę pstrągową czystą jak kryształ, czyste żwirowe dno, na którym dostrzeżemy prawie wszystko. Stajemy nad rzeką, rzucamy pod przeciwległy brzeg i sprowadzamy przynętę, drgający woblerek obserwujemy bez mrugnięcia okiem w pełnym skupieniu, kątem oka widzimy cień przesuwający się dokładnie w linii przynęty - to lorbas, który wypływa na środek rzeki i wraca do swojej kryjówki. Powtarzamy rzut, raz za razem i ciągle to samo. Myślimy wtedy jak przechytrzyć tego cwaniaka, a na usta ciśnie się jedno: MIAŁEM WYJŚCIE!
Winna przynęta?
Dlaczego ryby oglądają tylko nasze przynęty i czemu ich nie atakują? Jest cała masa czynników takich jak pogoda, przejrzystość wody, jej poziom i wiele innych. Wini się na ogół przynętę i nieraz tak jest, najzwyczajniej trzeba powiedzieć, że przynęcie czegoś zabrakło, jakiegoś niuansu, co zadecydowało, że drapieżnik wyczuł podstęp.
„Wyjście”, czyli odkrycie się naszego przeciwnika i odkrycie miejsca jego przebywania powinno już nas cieszyć, wszak to potwierdzenie dobrego wyboru przynęty i tego powinniśmy się trzymać. Na tym jednak nasz sukces nie musi się kończyć. Teraz warto powiedzieć kilka słów o rybach i ich reakcji na sztuczne przynęty. Najbardziej kapryśni podwodnego świata to dwie najpiękniejsze ryby, czyli pstrąg i okoń. Na podstawie obserwacji tych ryb opowiem o rasowaniu przynęt. Zasada, którą kieruję się w połowie tych dwóch gatunków to wyjątkowa dbałość o szczegóły. Z tego, co zaobserwowałem i co sprawdziło mi się wiele razy jest to, że im większa przynęta tym bardziej staranie powinna być wykonana. Chodzi o najdrobniejsze szczegóły, może to być oko na przynęcie, kolorowy brzuszek, namalowana łuska czy chwościk na kotwiczce. W przypadku małych przynęt, które ryba atakuje, moim zdaniem kierując się raczej odbiorem drgań linią boczną, ponieważ na woblerku czy dwucentymetrowej gumce ciężko o kolorowe szczególiki i moim zdaniem głównie z tego powodu często mamy na delikatnych zestawach przyłowy dużych ryb.
Sposobów rasowania przynęt jest cała masa, a te, które ja stosuję prowadzą do upodobnienia wabika do naturalnego pokarmu. Przykładowo, jeżeli w czerwcu poluję na pstrąga i wiem, że w rzece występuje strzebla potokowa, to swoje woblery w kolorze oliwkowo-zielonym dopieszczam markerem lub lakierem do paznokci, maluję mu czerwony brzuszek i złote pręgi po bokach. Jeśli tak podrasowany wobler będzie migotliwie pracował, to raczej pstrąg mu się nie oprze. Gdy na miedzianą wahadłówkę nałożymy nieco srebrnego brokatu i będziemy ją leniwie prowadzili w prześwietlonej wodzie i będzie ona co kilka chwil połyskiwać bokami to duże klenie na pewno zaatakują. Idąc dalej tym tropem, możemy malować wszystkie przynęty. Do gum są idealne wodoodporne markery, a do blaszek i woblerków nadaje się lakier do paznokci. Dobrym sposobem są też różnego rodzaju atraktory, niekoniecznie spinningowe, ale też te zapożyczone od wędkarzy spławikowych i gruntowych. Zimą sprawdza się doskonale zamaczanie blaszki podlodowej w dipie ochotkowym Dragon Mega Baits. W ,,czystą" blaszkę duży okoń potrafi patrzeć całymi minutami wpatrując się w nią niczym w telewizor, ale ta sama przynęta zanurzona w dipie ochotkowym czyni cuda. Dlatego warto zabierać nad wodę dodatkowe drobiazgi w postaci markerów, lakierów i innych rzeczy, gdyż może to uratować nas przed powrotem o przysłowiowym kiju. Warto rasować przynęty, bo wtedy spinningowe łowy staną się jeszcze przyjemniejsze.
Daniel Sikora