Sposobów rasowania przynęt jest cała masa, a te, które ja stosuję prowadzą do upodobnienia wabika do naturalnego pokarmu. Przykładowo, jeżeli w czerwcu poluję na pstrąga i wiem, że w rzece występuje strzebla potokowa, to swoje woblery w kolorze oliwkowo-zielonym dopieszczam markerem lub lakierem do paznokci, maluję mu czerwony brzuszek i złote pręgi po bokach. Jeśli tak podrasowany wobler będzie migotliwie pracował, to raczej pstrąg mu się nie oprze. Gdy na miedzianą wahadłówkę nałożymy nieco srebrnego brokatu i będziemy ją leniwie prowadzili w prześwietlonej wodzie i będzie ona co kilka chwil połyskiwać bokami to duże klenie na pewno zaatakują. Idąc dalej tym tropem, możemy malować wszystkie przynęty. Do gum są idealne wodoodporne markery, a do blaszek i woblerków nadaje się lakier do paznokci. Dobrym sposobem są też różnego rodzaju atraktory, niekoniecznie spinningowe, ale też te zapożyczone od wędkarzy spławikowych i gruntowych. Zimą sprawdza się doskonale zamaczanie blaszki podlodowej w dipie ochotkowym Dragon Mega Baits. W ,,czystą" blaszkę duży okoń potrafi patrzeć całymi minutami wpatrując się w nią niczym w telewizor, ale ta sama przynęta zanurzona w dipie ochotkowym czyni cuda. Dlatego warto zabierać nad wodę dodatkowe drobiazgi w postaci markerów, lakierów i innych rzeczy, gdyż może to uratować nas przed powrotem o przysłowiowym kiju. Warto rasować przynęty, bo wtedy spinningowe łowy staną się jeszcze przyjemniejsze.
Daniel Sikora