Niezawodny kołowrotek to istotny element każdego zestawu spinningowego. Jego przemyślany i właściwy wybór pozwala później zaoszczędzić wiele nieprzyjemności i frustracji nad wodą.
Płynna praca, precyzyjny hamulec oraz właściwe układanie linki na szpuli to cechy, którymi powinna odznaczać się każda dobra spinningowa maszynka. Wśród wielu wędkarzy panuje przekonanie, że dobry sprzęt musi „swoje” (czyli dużo) kosztować, ale czy tak jest w rzeczywistości? Czy aby na pewno wysoka cena zawsze przekłada się na jakość? Szukając odpowiedzi na te pytania często przeszukujemy katalogi i różnego rodzaju internetowa fora, portale, blogi. Niemalże na każdym z nich znajdziemy te same powtarzające się slogany, które de facto mają ten sam wydźwięk, im drożej tym lepiej. Kilka lat temu stałem przed podobnym wyborem i miałem naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Nad wodą bywam kilka razy w tygodniu praktycznie przez cały sezon, w tym zimowe uganianie się za pstrągiem i okoniem, wczesnowiosenne wędrówki w poszukiwaniu jazi i kleni, nocne czerwcowe wypady za sandaczem jak również ciężki późnojesienny spinning. Nic dziwnego, że wymagam solidnego i niezawodnego sprzętu.
Pomoc kolegów
Oglądałem wiele kołowrotków, podpytywałem zastanawiałem się, analizowałem. Było ciężko. Na moje szczęście, z pomocą przyszli mi koledzy, jednocześnie towarzysze większości wędkarskich wypraw. Doskonale pamiętam, jak Marcin i Mikołaj zachwalali ten sam model kołowrotka, a dokładnie Team Dragona 920i. Po kilku wspólnych wypadach, na których miałem możliwość szybkiego wypróbowania młynka niemalże od razu wiedziałem, że trzymam w ręku odpowiedni kołowrotek. Ciekawy i nie krzykliwy design, lekka, przyjemna i cicha praca, precyzyjny hamulec, a przy tym atrakcyjna cena, japoński rodowód i pięcioletnia gwarancja to liczne argumenty, które skłoniły mnie do nabycia TD-ka, tyle że w nowszej odsłonie (model iZ).
Ciężkie życie TD-ka
Tenże kołowrotek ma już za sobą pięć ciężkich sezonów i wciąż działa bez zarzutu, a możecie mi wierzyć nie był jakoś specjalnie oszczędzany. Piach, błoto, śnieg i ujemne temperatury nie zrobiły na nim wrażenia. A jeśli chodzi o pielęgnowanie mechanizmu, to jedynie na początku tego sezonu wyczyściłem i przesmarowałem rolkę antyskręceniową, ale to akurat zabieg, który każdy wędkarz powinien przeprowadzić przynajmniej raz w sezonie. Niezawodność i wysoka jakość młynka urzekła mnie na tyle, że na początku tegorocznego sezonu sandaczowego nabyłem kolejną "dziewięćsetkę", ale tym razem w większym rozmiarze, jako uzupełnienie mocnego sandaczowego Guide Select Boxera. Pięć lat bezawaryjnej i bezproblemowej pracy to jak na kołowrotek ze średniej półki naprawdę niezły wynik, ale i tak jest on niczym w porównaniu do stażu TD-ków Mikołaja i Marcina.
Marcin
Podczas ostatniej wspólnej wyprawy zrobiliśmy sobie krótką przerwę na tradycyjne "sprzętowe pogaduchy”. Nadarzyła się idealna okazja poprosić chłopaków o wyrażenie spostrzeżeń po wielu bezproblemowych sezonach łowienia Dragonami. Marcin, podobnie jak ja, większą część sezonu spędza na wędrówkach brzegami swoich ulubionych mazowieckich i kieleckich rzek w poszukiwaniu pstrągów, kleni i jazi. Osobiście uważam go za fanatyka pstrągowych ciurków, na których porusza się z prawdziwą gracją i niemalże bezszelestnie. Indiańskie podchody to w jego wykonaniu majstersztyk. Lekki, jeziorowy spinning okoniowy również nie jest mu obcy, podobnie jak nocne czerwcowe sandaczowanie.
W swoim arsenale posiada kilka kołowrotków z serii Team Dragon 900, ale największym sentymentem darzy właśnie 20-tkę, zakupioną jako pierwszą. Zapytany o opinię i spostrzeżenia opowiada krótko:
Team Dragona 920i z pierwszego wypustu zakupiłem w 2003 lub 2004 roku, użytkuje go do dnia dzisiejszego bez żadnych problemów. Kołowrotek stosuję głównie do ultralekkiego i lekkiego spinningu z żyłkami o przekroju 0,12 - 0,18 mm i cienkimi plecionkami 0,10 - 0,13 mm. Muszę przyznać, że spisuje się bardzo dobrze i nigdy nie miałem z nim problemów. Najbardziej cenię w nim: bardzo precyzyjny hamulec, mocną sprężynę kabłąka, ergonomiczne kształty, niekrzykliwy design oraz odpowiednią wagę jak na swój rozmiar. Po dekadzie użytkowania jest trochę poobcierany, gdzieniegdzie wytarły się niektóre napisy na szpulach, ale mechanicznie wciąż nic mu nie dolega. Myślę, że posłuży bezawaryjnie jeszcze kilka lat. Jedyna rzecz, na którą należy zwrócić uwagę to okresowe i systematyczne czyszczenie i konserwacja kołowrotka. Samodzielnie przeprowadzam ją pod koniec sezonu, ale jest to zabieg raczej profilaktyczny, ponieważ przez cały okres użytkowania nie zauważyłem, żeby była ona konieczna. Będąc zadowolonym z tego kołowrotka postanowiłem zakupić wersję po "faceliftingu", czyli 920iZ i mogę powiedzieć, że poza zmianą szaty graficznej kołowrotek trzyma jakość poprzednika; co nie często się zdarza wśród kołowrotków najróżniejszych producentów. Do zalet należy zaliczyć to, że szpule są kompatybilne w obu kołowrotkach i można je stosować zamiennie w obu modelach. Kołowrotek godny polecenia do lekkich zastosowań, a jeśli ktoś szuka młynka do nieco cięższego zestawu, polecam większy rozmiar, który również nabyłem w zeszłym roku. Warto wspomnieć o wyposażeniu, bowiem w zestawie otrzymujemy dwie aluminiowe szpule o takiej samej pojemności i materiałowy pokrowiec. Biorąc pod uwagę całokształt, sama cena zakupu jest więcej niż atrakcyjna. Osobiście uważam, że na tej półce nie znajdziemy na naszym rynku nic lepszego.
Mikołaj
Mikołaj, podobnie jak Marcin jest również szczęśliwym posiadaczem Team Dragona 920i z pierwszego wypustu. Jego ulubiona metoda to lekki spinning okoniowy i jaziowo-kleniowy. Często można go spotkać na jednym z pobliskich zbiorników, gdzie stara się przechytrzyć sandacza lub szczupaka. Jednak prawdziwą miłością Mikołaja jest wędkowanie z pontonu, na którym z nieukrywaną pasją oddaje się namiętnemu śledzeniu ekranu echosondy, dzięki czemu każda górka, kant czy dołek zwykle nie uchodzą jego uwadze. Poproszony o swoją opinię mówi:
Swojego TD-ka kupiłem podobnie jak Marcin w niedługim czasie od premiery. Było to bodajże w 2005 roku. Doskonale pamiętam pochlebne opinie zarówno wśród kolegów po kiju czy na forach internetowych. Szukałem wtedy niezawodnej i niedrogiej maszynki do lekkiego i średniego spinningu. Wybór padł na Team Dragona 920i. Już po zakupie pierwsze co bardzo mi się spodobało, to design oraz niemalże maślana praca i bardzo precyzyjny hamulec. Zalety te bardzo szybko zweryfikowałem nad wodą i muszę przyznać, że w tej kwestii nic się nie zmieniło do dnia dzisiejszego, a sprzęt przeszedł ze mną prawdziwe katusze. Używałem go głównie przy średnim spinningu z wędziskiem do 28 g wyrzutu i plecionkami 0,13 - 0,15 mm. Parę razy odwiedził ze mną środkową Wisłę, gdzie musiał sprostać naprawdę ciężkim warunkom. Większe i stawiające znaczny opór w wodzie przynęty nie zrobiły na nim większego wrażenia. W przeciwieństwie do Marcina rozbierałem go tylko raz, głównie z ciekawości, przy okazji czyszcząc i smarując poszczególne elementy. Co ciekawe w porównaniu do znacznie droższych konstrukcji innych producentów wcale nie odstaje, a niektóre kluczowe podzespoły są wykonane znacznie lepiej. Sama praca jest również jakby bardziej płynna. Kołowrotek nigdy mnie nie zawiódł i w dalszym ciągu pracuje bez zarzutu. Zawsze, kiedy nim łowię jestem pełen podziwu, że jest ze mną taki kawał czasu i pracuje tak samo jak na początku. Uważam, że podobnie jak jego brat Ryobi Zauber w swoim przedziale cenowym nie ma godnego konkurenta. Podobnie jak Marcin, polecam go wszystkim fanom lekkiego i średniego spinningu. Co prawda seria „I” została zastąpiona nowszą „iZ”, ale jest ona równie dopracowana, co pierwsza.
Porównując moje doświadczenie z doświadczeniem kolegów nasuwa się jedna wyraźna konkluzja. Dragon, dzięki współpracy z legendarną, japońską firmą Ryobi stworzył bardzo udaną serię kołowrotków spinningowych do różnych technik łowienia. Zarówno fani ultralajtów, jak i cięższego spinningowania znajdą w niej coś dla siebie. Niezawodność i bardzo dobra jakość wykonania, przy naprawdę atrakcyjnej cenie to niezaprzeczalne atuty. Za 230 - 370 zł dostajemy sprzęt, który z pewnością posłuży nam przez wiele ciężkich sezonów. Trudne warunki, tysiące kilometrów nawiniętej żyłki czy plecionki to dla Team Dragona żaden wyczyn. Na uwagę zasługuję również fakt, iż kołowrotki objęte są pięcioletnią gwarancją producenta. A przy tym warto pamiętać, że nawet po jej upływie zawsze możemy zwrócić się do serwisu w celu chociażby profilaktycznego przesmarowania czy sezonowej konserwacji.
Piotr Czerwiński