Ostra jazda
Ryba wyciągała z kołowrotka linkę w tempie pędzącego ekspresu. Dawid podniósł kotwicę przewidując, że tego „stwora” nie uda się zatrzymać tylko wędką – potrzebna będzie dodatkowa amortyzacja w postaci swobodnie pływającej łódki. Przeciąganie liny trwało prawie 2,5 godz., gdyż moja wędka nijak nie pasowała do siły holowanej ryby. Wędka non stop będąc wygięta do granic możliwości pracowała nienagannie, kołowrotek Fishmaker oddawał linkę przy każdorazowym odjeździe ryby, a było ich 20 lub 30 – nie jestem w stanie tego pamiętać. Kilka łódek z uczestnikami zawodów przepływających obok nas zatrzymało się popatrzyć, ale po 15-20 min. rezygnowali z kibicowania, bo przecież trwały zawody i musieli zatroszczyć się o swój wynik. Po raz pierwszy udało mi się doholować rybę do burty po mniej więcej 2 godz. zmagań i to, co zobaczyliśmy dosłownie nas przeraziło. Oczom naszym ukazał się monstrualnych rozmiarów sum. Domyślaliśmy się, że ryba może być duża, ale że jest wielkości „małej łodzi podwodnej”- to był szok i zaskoczenie. Kolejne półgodzinna walka i z rybą, i ze zmęczeniem, które bezlitośnie narastało, obejmowało ramiona, plecy, dłonie. Były kolejne odjazdy, próby podniesienia ryby do powierzchni.
Lądowanie
Wreszcie sum ułożył się wzdłuż łodzi i towarzyszący mi Dawid złapał go za dolną szczęką dłonią w kevlarowej rękawiczce, a ja natychmiast rzuciłem wędkę i również złapałem go w ten sam sposób. Postanowiliśmy przytrzymać go na linie kotwicznej włożonej przez paszczę i łuki skrzelowe. Gdy to się udało byliśmy pewni, że ryba jest nasza - wydaliśmy dzikie okrzyki triumfu.