Wasze historie i testy

Jesienne noce w sandaczowe paski

SPIS TREŚCI

Wielu z nas już od wiosny marzy o wielkich jesiennych sandaczach. Jedni już z końcem lata próbują swoich sił, natomiast inni cierpliwie czekają na przełom września i października, aby nawet na godzinkę po zachodzie słońca spróbować swoich sił w wielkiej, nizinnej rzece.

Jesień to czas, kiedy drapieżniki wpadają w amok żerowania, a wtedy są mniej ostrożne, łatwiej je podejść i oszukać przynętą. W rzece woda staje się klarowna, temperatura wody spada, na powierzchni widać pojedyncze ataki boleni, które schodzą coraz głębiej w poszukiwaniu leniwej drobnicy. Przynęty w naszych pudełkach są dużo większych rozmiarów niż w poprzednich miesiącach, a zestawy z lekkich patyków do dłubania kleni i jazi zamieniają się w szybkie kije do siłowych holi.

Zaczynając swoją przygodę z sandaczami miałem niezadowalające efekty, więc szukałem nowych rozwiązań, zmieniałem miejsca, przynęty, wędki. Chwilami pojawiało się zwątpienie i byłem skłonny uznać, że problem leży we mnie, nie zaś w sprzęcie... Nastał okres, gdy zaczęło mi brakować czasu na dzienne wędkowanie. Kończąc pracę w godzinach wieczornych pozostały mi godziny już po zmroku. Na początku moje próby były nieudolne, lecz z pomocą dobrego nauczyciela w końcu woda stanęła przede mną otworem! Oczy otworzyły mi się w dobrym kierunku, a ukochana rzeka z nocy na noc obdarowywała mnie pięknymi mętnookimi drapieżnikami.