Dzień trzeci – najtrudniejszy
Dwa dni intensywnego spinningowania przez dobrych wędkarzy startujących w mistrzostwach przyniosły efekty uboczne, ryby są pokłute i o wiele ostrożniejsze. Na domiar złego dostałem sektor z małą ilością dobrych stanowisk. Czeka mnie przedostatnie wypłynięcie, a tu bilans wielu czynników nie wróży sukcesu. Start! Zdecydowanie wypływam chcąc jak najszybciej zająć dobre stanowisko za cyplem i widzę, że na wypatrzonej przeze mnie „mecie” już stoją łódki. Kurczę, będzie ciężko. Podpływam bliżej i przyjmuję do wiadomości smutny fakt: nie mam się gdzie wcisnąć z moją łódką, wszystkie dobrze rokujące stanowiska zajęte. Jak to bywa na takich zawodach, przeprowadzam krótką rozmowę z kolegami na innych łodziach i okazuje się, że chłopaki z Krakowa mnie wpuszczą, użyczą trochę miejsca. Po chwili stoimy łódka obok łódki w oddaleniu zaledwie 5 m, od rana wychwytujemy słabiutkie pojedyncze brania, czyli za wiele się nie dzieje. Po 3 godzinach zaczyna się ruch w sektorze, czyli wszyscy zaczynają pływać i szukać ryb, ja decyduję się pozostać na stanowisku i poczekać na okonie. Przez 5 godzin łowienia wyjmuję ryby w przedziale 22-32 cm, wynik wydaje mi się słaby, opierając się na zasłyszanych uwagach z innych łodzi… Spływamy na miejsce zbiórki.
Po 1,5 godziny od spłynięcia następuje ogłoszenie wyników. Jednak zazwyczaj praktykuje się wywieszenie list z punktacją nieoficjalną, przed podaniem oficjalnych wyników. I taką listę przeczytał mój kolega z drużyny, partner na wielu innych zawodach, natychmiast do mnie zatelefonował z nowiną: „Malik, jesteś 8. w sektorze, a 5. w klasyfikacji generalnej! Nie mogę uwierzyć. Zabrakło ci jednego okonia na 24,1 cm byś został mistrzem!” Nie roztrząsam braku tego jedynego niezłowionego mistrzowskiego okonia. Jestem przeszczęśliwy. Jestem w czołówce zawodników na Mistrzostwach Polski. To mój życiowy sukces. Po ochłonięciu zrozumiałem, że nastąpiła właściwa pora na następne sukcesy…
Piotr „Malik” Malicki