Klenie przyzwyczaiły nas do swojej obecności w strefie powierzchniowej i tutaj najczęściej je poławiamy. Gdy nie ma brań przy powierzchni lub w toni, to skłonni jesteśmy skwitować to krótko: Dzisiaj nie biorą.
Na klenia zazwyczaj patrzy się w sposób „boleniowy”: jeśli wędkarz nie zauważa obecności klenia, to jest skłonny uznać nieobecność lub brak aktywności kleni. Zdecydowana większość spinningistów tak właśnie postrzega bolenia: jeśli go widać, to żeruje, nie widać – nie żeruje. Czy to jest słuszny pogląd? Czy to jest reguła w zachowaniu się kleni (i boleni)?
Moim zdaniem (a także wielu innych, doświadczonych spinningistów), aktywne klenie (i bolenie) wcale nie muszą być dostrzegane przez ludzi. Dzisiaj, pisząc o łowieniu kleni mam na uwadze właśnie ten aspekt kleniowania: aktywne klenie wcale nie muszą być widoczne, nawet jeśli ostrożnie brodząc staniemy im nad głowami.
Twarde dno
Klenie potrafią i żerują nad każdego typu dnem, jednak w jesienne dni najchętniej zatrzymują się nad twardym dnem. Tutaj też często żerują. Jest to istotna wskazówka dla początkującego wędkarza, mówi mu gdzie może szukać kleni, a także i to, że twarde dno ułatwia poruszanie się brodzącym i niezmiernie ułatwia wędkowanie różnymi technikami. Głębokość kleniowego nurtu ma znaczenie, więc nie powinna być mniejsza od 1,5 m i nie większa od 4 m. W miejscu o głębokości poniżej minimalnej kleni nie uświadczymy, a w miejscu głębszym od maksymalnej natrafimy na poważne trudności w lekkim spinningowaniu. A zatem, chcąc odnaleźć potencjalnie dobre stanowisko kleni należy wybrać się na wędrówkę wzdłuż brzegu rzeki. Rokujące miejsce należy cierpliwie obłowić, wypróbować i w razie kontaktu z kleniami (choćby z jedną sztuką) trzeba tutaj wrócić kilka godzin później lub w innym dniu i ponownie przeprowadzić rozpoznanie.