Testerzy relacjonują

Niespodziewany sumowy test GS Veltica

SPIS TREŚCI

Letnia i słoneczna sobota - tego dnia jadę na bolenie. Na tej wyprawie towarzyszy mi kolega Adam i mamy zamiar polować na odrzańskie rapy. Docieramy nad rzekę, w dogodnym miejscu wodujemy łódkę, zapinamy do niej silnik i ruszamy na dobrze nam znane odrzańskie rewiry. Już na pierwszym postoju przy kamienistej opasce zaliczamy kilka przyzwoitych ryb. Bolenie biorą pewnie, agresywnie i już wiem, że będzie to dobry dzień. Kolejna miejscówka przy ostrodze również potwierdza wcześniejsze spostrzeżenie: ryby świetnie żerują. Piękne brania i kolejne hole sprawiają, że obydwu nam gęby się cieszą. Pstrykamy kilka pamiątkowych zdjęć i łowimy dalej.

Spławy dużych ryb

Kątem oka zauważam spławy dużych ryb w pobliżu sąsiedniej ostrogi. Chcę podkreślić „spławy”, a nie jeden spław, na który zazwyczaj nie reaguję. Decyzja może być tylko jedna: płyniemy w to miejsce. Adam podnosi cumę, ja zapalam silnik i na wolnych obrotach (aby jak najciszej) podpływamy na upatrzone stanowisko. Łódź ustawiamy w taki sposób, aby spławiające się ryby pozostały w zasięgu rzutu. Zaczynamy obławiać obiecujące miejsce. Kilkanaście szybkich rzutów Thrill`erem i jest pierwszy boleń, jednak niewielki. Następne rzuty dają kolejne dwie ryby o podobnych rozmiarach. Dochodzimy do wniosku, że to z pewnością nie te ryby, których ataki na powierzchni wody obserwowaliśmy i które nas tu przywabiły. Chwila zastanowienia i w mojej głowie rodzi się pomysł, aby Thrilla poprowadzić niżej i znacznie wolniej, niż robi się to w łowieniu boleni.


Thrill idzie nisko

Jeśli bardzo szybkie prowadzenie przynęty w powierzchniowych warstwach wody nie przynosi oczekiwanego rezultatu, to trzeba spróbować inaczej. Tym bardziej, że miejscówka na to pozwala, bo nie jest tu płytko – 2,5 metra wody z twardy kamienistym dnem. Cudowne stanowisko. Zarzucam woblera, przez chwilę daję mu czas, aby na napiętej plecionce opadł w okolice dna. Podnoszę spinning lekko do góry i średnim tempem zwijam plecionkę, jak na Thrill to wolno go prowadzę. Kilka obrotów korbką kołowrotka i ponownie pozwalam woblerowi opaść bliżej dna. Wykonuję chyba dziesiąty rzut i niemal identyczną prezentację i nadal pozostaję bez rezultatu, czyli bez kontaktu z rybą. Myślami już jestem na innym miejscu nie wierząc w to obławiane. Nagle Thrill zatrzymuje się, a spinning pręży się wygięty. Co jest?! Przecież w tym miejscu nie ma zaczepów... Narastający ciężar i przemieszczająca się plecionka w kierunku pod prąd rzeki uświadamia mi, że na końcu mojej wędki jest ryba, i to nie mała. Próbuję ją zatrzymać siłowo, uniemożliwiając nadmierne oddalenie od łodzi. Gwizd hamulca i wybranie podczas odjazdu pięćdziesięciu metrów linki uświadamia mi, z jaką rybą mam do czynienia. Tak, to może być tylko sum! Jakich rozmiarów, tego jeszcze nie wiem. Wiem jedno, że sprzęt, którym mam go holować do sumowych nie należy i jeśli ryba nie urwie lub nie przetrze plecionki, to walka będzie długa i męcząca zarówno dla mnie i suma.

Sprzęt

Mój sprzętowy zestaw w tym dniu to wędzisko z serii Guide Select Veltica 2,60 m 7-28 g z kołowrotkiem Nano Lite XT60C FD1030i, na który nawinąłem 135 m plecionki Ultra 8X Nano 0,12 mm .Mimo boleniowego sprzętu nie poddaję się i podejmuję walkę. Adam na moje wezwanie podnosi cumę, zapala silnik i zostawia go na biegu. Łódź powoli kieruje w kierunku środka rzeki, aby suma odciągnąć od kamienistych ostróg (inaczej może przetrzeć lub urwać plecionkę na licznych zaczepach).


No i zaczęło się

Zaczyna się przysłowiowe przeciąganie liny, za jednym razem z wielkim trudem odzyskuje kilkanaście metrów linki, aby w mgnieniu oka ryba ponownie zabrała mi jej kilkadziesiąt. Wędzisko jest cały czas ekstremalnie wygięte i pracuje na całej swojej długości. Boję się o jej stan, czy wytrzyma i czy poradzi sobie z podniesieniem suma do powierzchni wody? Mam obawy, bo jak do tej pory to sum bardziej nas holuje, niż my jego. Spłynęliśmy już dobre pół kilometra w dół rzeki, a ryba jeszcze się nie pokazała. Na tyle, ile pozwala mi sprzęt nie pozwalam sumowi odpocząć, cały czas nękając go pompowaniem, tym samym poddając sprzęt ekstremalnej pracy. Po około 30 min. holu ryba wyraźnie słabnie i nie odchodzi już tak żywiołowo. Coraz częściej stajemy jej nad głową, próbując oderwać od dna i podnieść do góry.

Misio

W końcu ta sztuka mi się udaje i widzimy suma na powierzchni, może nie jest bardzo długi, ale należy do wyjątkowo krępych. Taki przysłowiowy misio. Wobler dwoma małymi lecz mocnymi grotami tkwi w kąciku paszczy suma. Ryba jeszcze trochę kręci się w pobliżu łodzi, ale wyraźnie ma już dosyć. Moje ręce również odczuwają trudy walki i czuję wyraźne słabnięcie mięśni, wkrótce omal nie mdleją. Za trzecim podciągnięciem, kiedy sum ponownie pokazał się przy burcie łodzi, chwytam go sprawnym ruchem za dolną szczękę i wkró™ce ślizgiem ląduję na pokładzie - JEST! Mierzymy rybę, miarka pokazuje 158 cm. Nie jest to sum należący do największych, ale już nie taki mały.

Wędka dała radę

Sztuką było umiejętne wyholowanie go na tak delikatnym sprzęcie. Sprzęcie, który przeszedł swój prawdziwy test na silnej i walecznej rzecznej rybie. Test, który z powodzeniem wytrzymał, mimo moich początkowych obaw. Z wędziskiem Guide Select Veltica 2,60 m 7-28 g i kołowrotkiem Nano Lite XT60C FD1030i na sumy chodzić nie będę, a przy połowie boleni ten zestaw sprawdził się już dawno. Jednak ta przygoda przekonała mnie co do solidności tego zestawu.

Darek „Daro” Mrongas