Łowienie w większych rzekach jak Odra, Warta czy w ukochanej przez mnie Wiśle, nie należy do czynności łatwych. Trudne jest obłowienie dużego obszaru tych rzek, a już szczególnie trudno to robić używając tylko woderów i stanowisk brzegowych. Co innego łowienie z łódki, wtedy mamy dostęp do bezmiaru wody jak i licznych miejsc, które chcemy obławiać. Z brzegu sprawa jest i wygląda na trudniejszą.
Obserwacja to część wędkowania
Staram się zawsze robić rozpoznanie miejsc, nim chwytając wędkę zacznę obławiać wybrane miejsce. Często też zapędzam się nad wodę bez wędki, tylko w celu obserwowania rzeki, gdyż w ten sposób lepiej ją poznaję. Takie postępowanie wspaniale procentuje, owocuje w kolejnych wypadach (krótkich lub długich). Pytany o receptę na sukces zawsze odpowiadam: Przede wszystkim rozpoznanie łowiska. Może i trochę czasu stracimy na zapoznanie się z wodą, ale uwierzcie mi, że nabyta wiedza będzie bezcenna np. podczas szukania klenia lub jazia; w takiej chwili nie możemy popełnić żadnego błędu i musimy pamiętać o tym, że te ryby są płochliwe, bardzo czujne. Więc nasze rzuty, jak i samo poruszanie nad wodą, muszą być precyzyjne i bezszelestne. Klenie i jazie znajdziemy w wodzie o głębokości 2 - 5 m, ale trudności zaczynają się, gdy woda nie przekracza głębokości 2 m. Wtedy bardzo trudno ryby te podejść, że nie wspomnę już o ich przechytrzeniu. Z własnego doświadczenia wiem i bardzo polecam takie miejsce, jak międzytamie (popularnie nazywane klatką), które powszechnie występuje w Wiśle i niemal w każdej polskiej rzece. Ale też pamiętajmy ważną rzecz, że nie w każdym takim miejscu złowimy rybę.