Michał rzuca tekst: Przenosimy się na tamto stanowisko. Dwa razy nie trzeba było nikomu powtarzać. Rozbijamy się na nowej miejscówce.
Po godzinie lub dwóch Michał znowu ma branie, tym razem siada maluch ok. 5-6 kg. Później i ja mam branie (w kierunku do brzegu), ale akurat byłem na wodzie wywieźć inny zestaw, a nie ustaliliśmy z Michałem, czy tniemy brania na nieswoich wędkach. Zanim spłynąłem, ryba wyzwala się z opresji. Trudno. Może jakby wybrała inny kierunek udaloby się ją utrzymać na haku. Do wieczora cisza. Stwierdzamy, że zrobiliśmy trochę zamieszania z tą przeprowadzką, więc może w nocy będzie lepiej. Noc jednak mija bez brania. Budzimy się przed świtem. Może teraz, w końcu to taka magiczna pora.
Niestety. Tego dnia już nie dane nam było doczekać się kolejnych brań. Ale nie narzekamy. Licząc wszystkie brania – mieliśmy ich w sumie 8, z czego 5 ryb udało się wyjąć. Sezon wspaniale rozpoczęty. Rozpoczynamy pakowanie i przed południem każdy rusza w swoją drogę, do domu. Do następnej zasiadki.
Paweł Szymański